Boze Narodzenie to jak pewnie wiecie moje urodziny. Niby oficjalnie obchodzilam 21-go, bo wtedy ludzie mieli mnie szanse zobaczyc, ale oczywiscie i tak o polnocy zaczely przychodzic smsy i dzwonic komorka. Tylko L. moja wspollokatorka postanowila byc oryginalna i zadzwonila pare minut przed koncem dnia (musze wspomniec co od niej dostalam – voucher na sesje zdjeciowa, beda mnie malowac, czesac, ubierac 🙂 choc mam nadzieje ze bede mogla byc bardziej rozebrana niz ubrana, trzeba sie uwiecznic zanim grawitacja sie wezmie do roboty 😉
Odezwali sie prawie wszyscy moi byli mezczyzni, lacznie z Iksem. A potem obudzilam sie juz jako czterdziestolatka…i wiecie co, tak mi sie ta cyfra podoba ze postanowilam sie na niej zatrzymac. W przyszlym roku bede obchodzic 40 lat AGAIN ;)))
Alex dowcipnie wyslala mi link do piosenki z czterdziestolatka 🙂 ze niby 40 lat minelo jak jeden dzien, ale ja wcale nie czuje zeby to szybko przyszlo i tez nie jest to dla mnie jakis koniec pewnego etapu czy cos w tym stylu, wrecz przeciwnie. Czasem do mnie dociera ile mam lat kiedy np – jak dzis – rozmawiam z C. i wspominamy jakies przeboje muzyczne, i wtedy uswiadamiam sobie ze piosenka ktorej sluchalam jako pietnastolatka jest juz taka STARA 😉 a ja wciaz mloda i na topie 😉
No ale wracajac do mojego poranka – tym razem udalo mi sie zejsc w pore na sniadanie i potem ponownie ruszylam w miasto, do dzielnic Bairro Alto i Chiado.
Bairro Alto kojarzylo mi sie zawsze z filmem Love Actually, kiedy Colin Firth jedzie do Lizbony wyznac milosc portugalskiej pomocy domowej, i jej ojciec prowadzi go tymi waskimi uliczkami po niekonczacych sie schodach do restauracji w ktorej dziewczyna pracuje.
I tak mysle ze dzielnica owa duzo zyskuje w nocy, kiedy istotnie te male restauracyjki zaczynaja dzialac i wszystko jest oswietlone…Oczywiscie i w dzien mozna podziwiac np Igreja de Carmo, ruiny kosciola ktory ucierpial podczas wspomnianego trzesienia ziemi. Jednym z piekniejszych budynkow jest tez na Largo Rafael Bordalo Pinheiro ktory potem pokaze na zdjeciu, napotkalam pare ladnych placow i kosciolow. Pozytywnie zdziwilo mnie ze dosc sporo turystow przewijalo sie po okolicy, ale tak „spokojnie”, nie nerwowo, bez pospiechu. Rdzennych mieszkancow prawie zero. I to co tygryski lubia najbardziej – im sie bardziej wespniesz w gore tym piekniejszy widok na to co zostalo na dole, no i lazur wody w oddali 🙂
Postanowilam wziac taksowke do Belem, taksowkarz byl przemily, poopowiadal mi troche jak to kryzys ich dotknal, ze juz nie ma tej radosci wkolo, ze kiedys w swieta to ludzie wychodzili z domow, siedzieli w restauracjach, bawili sie na ulicach.
Belem to znow jak inny swiat, mnostwo ludzi, biegaja wzdluz rzeki, siedza w knajpach, Starbacks pelen po brzegi. Wysiadlam przy Moistero dos Jeronimos, przepieknym przykladzie architektury tzw manuelinskiej, od imienia krola Manuela I – takie polaczenie gotyku i renesansu, naprawde olsniewajaca budowla. Przy wejsciu stal pan mowiacy turystom ze wlasnie odbywa sie msza, ze nie ma problemu, mozna wejsc, ale prosza o cisze i nieuzywanie flesza. Dlatego tylko porozgladalam sie po pieknym wnetrzu i zrobilam jedynie zdjecie grobu Vasco da Gamy.
Potem przeszlam sie do Torre de Belem ktora wyglada jak… no wlasnie nie wiedzialam jak dopoki gdzies nie przeczytalam ze wyglada jak gigantyczna figura szachowa 🙂 Wieza zostala wzniesiona w epoce wielkich odkryc geograficznych jako straznica lizbonskiego portu i symbol morskiej potegi Portugalii, swego czasu sluzyla tez za wiezienie i chyba to najpiekniejsze wiezienie na swiecie bylo;) Niestety zamkniete tego dnia dla zwiedzajacych ale nastepnym razem na pewno tam wejde.
Wracajac w kierunku centrum Belem doszlam do pomnika Monument to the Discoveries, jak sama nazwa wskazuje upamietniajacego tych ktorzy przyczynili sie do rozkwitu podrozy morskich i tym samym ekspansji Portugalii. Z daleka widac stamtad figure Christo Rei – posag Jezusa jak z Rio de Janeiro.
Po koniec dnia postanowilam tylko przejsc przez Avenida da Liberdade, ulice typu barcelonska Rambla gdzie miesci sie Prada i Chanel. Wiele eleganckich kamienic po drodze z ciekawymi fasadami. I to by bylo na tyle, w poniedzialek mialam jeszcze ponad 5 godz lazenia po Alfmie a potem juz lotnisko, kolejne zakupy i do domu.
A teraz o doswiadczeniach kulinarnych: oczywiscie trzeba bylo czytac Trip Advisor a nie lezc w ciemno. W wigilie weszlam do jednej z knajp na ulicy gdzie mieszkalam, przy ktorej akurat nie stal naganiacz (jak sie okazalo chwilowo). Podaje nazwe zeby przestrzec: Torremolinos. Naprawde nie umiem gotowac ale jakbym zrobila lososia z grilla to by byl na 100% lepszy. Takie jedzenie jak ze stolowki, podane z dwoma ziemniakami i podejrzana salata.
W urodziny nie chcialam wiec ryzykowac i kupilam REWELACYJNY owczy ser, ale naprawde niebo w gebie, i pozarlam CALY 🙂 plus winogrona. I serio byl to najlepszy posilek jaki jadlam w Lizbonie, bo w ostatni dzien postanowilam zaszalec i isc do rstauracji polecanej przez moj przewodnik, co tez sie okazalo klapa.
Podaje znow nazwe: Lautasco w Alfamie. Bardzo ladnie polozona w malenkiej uliczce, piekne wnetrze, mila obsluga. Wino po prostu rewelacja. No a potem przyszla pora na portugalska specjalnosc czyli na coda (dorsza). Naprawde nie uwierzycie, juz ten losos byl lepszy. Dorsz byl strasznie ale to strasznie slony, pokryty grubymi kawalkami czosnku ze spalona na wegiel skora. Miejscami czuc go bylo plynem do mycia naczyn.
Juz w domu weszlam na trip advisor i sprawdzilam recenzje owych przybytkow, przekonalam sie ze zdanie innych jest dokladnie takie same wiec nie ze jakas „picky” jestem czy cos.
Nie mienie sie zadnym ekspertem kulinarnym ani smakoszem ale w koncu kubki smakowe mam i potrafie rozroznic co jest dobre a co nie, potrafie tez stwierdzic co jest dobrze przygotowane ale ja po prostu tego nie lubie bo w tym nie gustuje. A to czego probowalam bylo po prostu paskudne i juz.
Moja wspollokatorka sie bardzo przejela tym faktem i postanowila ze specjalnie dla mnie w takim razie ugotuje mi obiad :)) zeby poprawic image portugalskiej kuchni w moich oczach:)
A tak zeby podsumowac – jak tylko za rok bede miec okazje wziac urlop w swieta (to sie stanie tylko wtedy kiedy zmienie prace) to tez wyjade sobie na 3,4 dni. Super doswiadczenie i swietne uczucie. Tak mysle: Budapeszt? Malaga? Londyn?
Zdjecia sa na fejsbuku.