Zaczne od tego ze mieszkajac w kraju przodkow zakochalam sie w pewnym produkcie, a mianowicie w mrozonym jogurcie serwowanym w multiplexie w Chorzowie.
Jezdzilam tam niby do kina 😉 a tak naprawde bylam uzalezniona od tego jogurtu: wybieralo sie owoce ktore nastepnie pani wkladala do jakiejs specjalnej maszyny przerabiajacej je na niebo w gebie 🙂
Bezskutecznie poszukiwalam go w Dublinie a takze i w kazdym innym miescie w ktorym sie znalazlam – i nic. Jedyna alternatywa byl frozen joghurt w Sant Stephen’s Green Shopping Centre ktory zaczeli tez robic w Blanchardstown, ale to taki bardziej lod w wafelku i nawet sie rownac nie moze z tym chorzowskim.
No i wyobrazcie sobie wracam sobie w poniedzialek od Swarovskiego przez Henry Street, zerkam w bok na wejscie do Jervisa i co widze: to samo urzadzenie z pania (choc inna 😉 w srodku stoi jak byk tuz przy drzwiach.
Oczywiscie rzucilam sie zaraz na najwieksza porcje – mmmmm po prostu orgazmiczne uczucie.Teraz to mi juz naprawde niczego tu nie brakuje, no moze absynt bar by sie przydal :))
Zapraszam tez na stara Dublinie.