Nasz bank-holidayowy wypad zaczal sie problemowo.
Umowilam sie z Alex na dziewiata – jak w piosence – ale wiedzialam ze sie troche spoznie wiec wyslalam sms. Pod Dublinia – bo tam sie spotykamy – bylam juz siedem po wiec poslalam kolejnego ze juz jestem. Zadnej odpowiedzi.
Dzwonie – dziwny podwojny sygnal i nic.
Pomyslalam ze moze telefon sie jej rozladowal i dziewczyna zaspala ale Alex jest bardzo slowna i jak powie ze bedzie gotowa na taka a taka godzine to jest, chocby nie wiem co.
No to dzwonie i dzwonie – ciagle to samo. Bylo juz 20 po i pomyslalam ze moze pojde do niej ale nie pamietalam numeru mieszkania. Postanowilam wiec poczekac gdzies do dziesiatej i jechac sama. A wtedy ona zadzwonila tez zdziwiona co sie dzieje – nie mogla sie ze mna polaczyc i rowniez miala taki dziwny sygnal.
Wyruszylysmy wiec z lekkim poslizgiem. Cel – Midleton i potem Kinsale.
Przepiekne niebo rozposcieralo sie nad nad nami – 3 warstwy chmur – biala, lekko szara i bura – tworzac niesamowite ksztalty. Czasem kropilo, czasem swiecilo – jak to w Irladii, za to bardzo cieplo i bezwietrznie.
Midleton to kolejny przystanek po Jamesonie i Bushmill w naszej trasie „sladami whisky” 😉
Alex to ekspert, ja sie dopiero przyuczam 😉 alem do nauki chetna ze hej 😉
Po wejsciu do destylarni wpada w nozdrza zapach whisky i juz sie czlowiekowi lepiej robi na duszy 😉 Poniewaz mialysmy jeszcze pol godziny do wycieczki z przewodnikiem postanowilysmy sie napic rewelcyjnej Irish Coffee w barze – niebo w gebie, a raczej w przelyku!
Sam tour bardzo interesujacy choc przewodniczka moglaby glosowo isc w konkury z bracmi GIBB z zespolu Bee Gees. W Bushmills oprowadzano nas po funkcjonujacej, nowoczesnej fabryce, a w Midleton to tylko muzem, jednak o wiele bardziej interesujace i ciekawiej zorganizowane. Na koniec pani Gibb spytala kto zglasza sie na ochotnika do testowania whisky i Alex tak wyrwala reke do przodu ze omal jej ze stawu nie wyskoczyla 😉
Testowano trzy: szkocka, amerykanska i oczywiscie Jamesona a potem kazdy z „ekspertow” dostal oficjalny dyplom potwierdzajacy nabyte kwalifikacje. Pozostali uczestnicy wycieczki mogli napic sie whisky z lodem lub sokiem.
Bardzo fajne miejsce i polecam kazdemu kto sie bedzie blakal z okolicy. Warto tez poszwedac sie po sklepie z pamiatkami – kupilysmy sobie po T-shircie a ja nabylam tez spinki do mankietow 🙂
Z Midleton juz tylko o rzut beretem do Kinsale, eleganckiej nadmorskiej miejscowosci slynacej z rewelacyjnych restauracji, galerii sztuki oraz sportow wodnych i wspanialego pola golfowego.
Od razu powiem ze nie ma tego uroku co Dingle i osobiscie wole tez Kilkenny.
Najpierw jednak zajechalysmy do B&B – pieknego jasnozoltego domku o wdziecznej nazwie Sunrise. Musze przyznac ze to chyba najczysciejszy B&B w jakim sie do tej pory zatrzymywalam – az sterylny 😉 Ziarnka kurzu nie uswiadczysz. Podobalo mi sie rowniez to ze kazdy pokoj to wlasciwie maly apartament z korytarzykiem z ktorego sie wchodzi do bardzo duzej lazienki i osobno do sypialni. Tylko sniadanie okazalo sie nie az tak rewelacyjne jak te do ktorych jestem przyzwyczajona – nie bylo jogurtow ani owocow. Za to byl serek topiony 😉 Poza tym – tip top i cena przyzwoita – 70 €.
W samym Kinsale ciezko bylo zaparkowac na miejscach bezplatnych, wjechalam wiec do podziemnego platnego parkingu w ktorym byl zepsuty parkomat. Zadzwonilam do klamperow ze sorry ale co mam niby zrobic teraz a pan mi na to rzekl ze skoro zepsuty to placic nie musze:) Niestety z restauracja juz nam tak dobrze nie poszlo bo wyszukana przez Alex Fishy Fishy okazala sie zabukowana az do konca dnia – moja wina i bije sie w piers a nawet dwie – zapomnialam zrobic rezerwacje! Ze smetnymi minami zaczelysmy wiec szwendac sie po sredniowiecznych uliczkach i czytac wywieszone na drzwiach menu, dopoki jeden z miejscowych nie zaczepil nas rekomendujac pare miejsc, a zwlaszcza the White House.
Ceny bardzo przystepne, ale ogolnie patrzac po menu w innych restauracjach to drogo nie jest nigdzie. Alex zamowila lobstera a ja sole. Obslugiwal nas bardzo posepny kelner z czarnymi tlustymi wlosami i to chyba byl jedyny minus bo jedzenie dobre i atmosfera fajna.
Zeby spalic nabyte kalorie pochodzilysmy troche po miescie ktore jak na niedziele okazalo sie wyjatkowo spokojne. Potem objechalymy okolice – fort w ksztalcie gwiazdy byl niestety zamkniety a slynna Old Head of Kinsale to teren pola golfowego na ktory sie nie wejdzie.
Na drugi dzien niestety lalo. Tak czy siak postanowilysmy zgodnie z planem jechac przez Cobh i Youghal i bardzo dobrze, bo deszcz zmienil sie w mzawke i bylo calkiem przyzwoicie a Cobh to po prostu cudenko jest!
Rzedy wiktorianskich przylegajacych do siebie kamienic tworza kolorowy „seafront” a nad nimi goruje ogromna gotycka katedra. Miasto jest bardzo zadbane, czysciutkie, ukwiecone i mimo mgly i deszczu sprawia wesole wrazenie, pewnie dzieki tym ogromnym klombom i pomalowanym na zywe barwy fasadom budynkow.
Cobh zapisal sie w historii jako ostatni przystanek Titanica oraz miejsce z ktorego wyemigrowalo do Stanow ponad 2,5 miliona Irlandczykow. Niedaleko zostala tez storpedowana Lusitania – oba nieszczesne statki zostaly upamietnione monumentami.
Idac w strone katedry nie sposob nie zauwazyc rzedu domkow pnacych sie od portu w gore – to The Deck of Cards – 23 identyczne domki (ale w roznych kolorach) z ktorych kazdy stoi na innym poziomie.
Moze i pochodzilybysmy dluzej po tym uroczym miescie ale zaczelo bardziej padac wiec jeszcze tylko Irish Coffee w barze Mauretania – bardzo profesjonalnie zrobione – i pojechalysmy do Youghal.
Miastol na pierwszy rzut oka nie robi specjalnego wrazenia dopoki nie odkryje sie jego sredniowiecznej zabudowy, a potem to juz tylko jest coraz lepiej 🙂
XIII wieczne mury obronne sa jednymi z najlepiej zachowanych w Irlandii. Dochodzi sie do nich waskimi malowniczymi uliczkami przy ktorych przycupnely – bo sie tego inaczej nie da nazwac – malutkie, kamienne domeczki. Zreszta znalazlysmy i mur i kosciol – St. Mary’s Collegiate Church – znow dzieki miejscowemu, powiedzialabym nawet miejscowemu zulowi 😉 ktory nam powiedzial ze ow kosciol jest najstarszym w Irlandii bedacym w uzyciu i pochodzi z 1220 r. Za nim znajduje sie cmentarz co niesamowicie ucieszylo Alex – wielbicielke irlandzkich nekropolii.
W Youghal jest rowniez smieszny budyneczek mieszczacy chinska restauracje przed ktorym znajduja sie dwie ukwiecone kotwice na widok ktorych Alex zakrzyknela: o patrz, penisy!
Przyznacie sami ze istotnie ksztalt jest dosc podobny 😉

Ach, bylabym zapomniala ze to w tym miescie krecono czesc scen do Moby Dicka z Gregory Peckiem, co zostalo upamietnione na tablicach.

Kinsale

Kilnsale

Cobh

Cobh

Schodki w parku Kennedy’ego w Cobh

Youghal

Pomost z ktorego wsiadano do Titanika