Czy wspominalam juz ze w Sewilli wszedzie, ale to wszedzie, rosna karlowate drzewka pomaranczowe? Co najbardziej mi sie podobalo to male placyki wyrastajace na koncach waskich ulic, z laweczkami i niejednokrotnie szemrzaca fontanna, otoczone tymi wlasnie drzewkami.
Wypada tez nadmienic o rzece Gwadalkiwir wzdluz ktorej mozna odbyc mily spacerek rzucajac okiem na przeciwlegly brzeg na dzielnice Triana, konczac przy Torre del Oro, arabskiej wiezy ktora nigdys miala bronic portu.
No i Sewilla to oczywiscie corrida, dla mnie zabawa absolutnie barbarzynska ale w koncu moze trzeba byc Hiszpanem by to czuc i kochac. Alex zaciagnela mnie na zwiedzanie areny Plaza de Toros de la Maestranza nalezaca do najstarszych w kraju. Wg pani przewodnik – najstarsza, najwspaniajsza i w ogole wow. Zaledwie tydzien wczesniej zakonczyl sie trwajacy od Wielkiej Nocy sezon walk. Zolc piasku pieknie kontrastuje z krwisto-czerwonym parkanem i blekitnym niebem ale wystarczy pomyslec o tych biednych bykach by miec dosyc tego widoku i ja osobiscie bije poklony przed parlamentem Katalonii ktory uchwalil zakaz korridy od 2012r.
Bilet wstepu obejmuje wizyte na arenie, w kaplicy w ktorej modla sie matadorowie przed wystepem, stajnie dla koni i pomieszczenia dla bykow oraz muzeum. Zawiera ono plakaty, zdjecia, portrety slynnych matadorow, ich haftowane zlotem stroje a takze wypchane glowy bykow. Plus jednej krowy, matki owego Islero ktory zabil slawnego Manolete.
Podczas naszych wedrowek natknelysmy sie tez na uroczy, ukryty przed przechodniami polokragly Plaza de Cabildo, gdzies tam podobno zakonnice sprzedaja slodycze przez obrotowe okno – nie widzialam wiec nie potwierdzam. Znalazlysmy tez zreszta wiele innych slicznych miejsc ale nie sposob spamietac, wystarczy sie po prostu poblakac by natrafic na ciekawe budynki, skwerki, pomniki.
Gdyby kogos interesowaly zakupy to najlepsza jest okolica Calle de Sierpes z mnostwem sklepow, miedzy innymi moim ukochanym Intimissimi ktorego w Irlandii nie ma. Wielbicielom patio polecam ulice wzdluz murow Alcazar gdzie mozna na nie zerknac przez zamkniete kraty. A jesli ktos lubi tzw lokalny koloryt to tylko La Macarena. Staroswieckie bary tapas, waskie uliczki z suszacym sie praniem, kosciol na kazdym kroku i wizerunki Madonny wykonane z azujelos na kazdym murze – wszystko to nadaje dzielnicy specyficzny posmak. Madonna z Macareny ma wspaniale i bogate szaty ale co glownie zwraca uwage to jej przepiekna twarz.
I to wlasnie tam znajduja sie sklepiki z ciekawymi kolorowymi ciuchami, kadzidelkami, swieczuszkami i innymi duperelkami ktore osobiscie uwielbiam przegladac a nierzadko kupuje.
Zeby zakonczyc temat Sewilli – warto pojechac, zdecydowanie. Wiem, wiem, narzekalam na upal ale to nawet nie o slonce i temperature chodzi bo i w Italii byl skwar, i na Korfu. Niestety w Andaluzji jest tak kiepska woda i tak suche powietrze ze mialam wrazenie jakby pojawilo mi sie tysiace zmarszczek na twarzy, ktore zreszta w Irlandii zniknely od razu. Ceny mniej wiecej dublinskie tylko alkohol tanszy, nie wiem jak ci ludzie wiaza koncem z koncem maja nizsze niz my zarobki.

Plaza de Cabildo

Oryginalna ozdoba domu

Madonna makarenska

La MAcarena

Plaza Virgen de Los Rejes

Arena