Monteriggioni i Colle di Val d’Elsa

Zanim przejde do kolejnej wyprawy zdradze Wam troche szczegolow na nasz – moj i KMZ – temat.
Mamy np takie niegrozne hobby ze lubimy pozowac do zdjec upodobniajac sie do fotografowanych pomnikow 😉
Z roznym rezultatem bo np na takiej jednej fotce mialam wysunac reke daleko w bok ponad glowe jak baletnica a wygladam niczym Kevin Kline wachajacy sobie pache w scenie z filmu „Rybka zwana Wanda” 😉

Ponadto KMZ uwielbia wrecz robic zdjecia z samochodu – ja niestety nie moge bo prowadze.
Problem w tym ze moja kochana towarzyszka widzi ciekawy obiekt zawsze wtedy jak jestem na rondzie albo jedzie za mna sznur aut i nie moge zjechac ani sie zatrzymac.
-No zwolnij na chwileczke, przeciez sie nic nie stanie, o! kot kot kot!-lze mi prosto w twarz 😉
A jak juz sie uprze i trzasnie fotke w ruchu to okazuje sie ze obiektu na zdjeciu nie ma albo jest go ciut za to na pierwszy plan wladowal sie jakis slup. Mamy juz taka ilosc fotografii ze slupem ze myslimy o stworzeniu specjalnego bloga (na marginesie – mamy tez mnostwo Garibaldich na koniu z duzymi genitaliami, taki posag jest chyba w kazdym wloskim miescie. Tzn nie Garibaldi ma duze tylko kon:)

Ale zdarzaja sie jej naprawde ciekawe ujecia:

No to do rzeczy.
Monteriggioni wyglada z daleka jak korona na wzniesieniu albo dziwny okret dryfujacy przez pola. Nie jest to typowe miasteczko na wzgorzu, wspinajace sie zabudowa w gore ale plaska, otoczona 500 m murem przestrzen.
Zostalo zbudowane w 1203 roku i pozostalo nietkniete procz drobnych prac w bodajze XV wieku. Oprocz ryneczku i romanskiego kosciolka wewnatrz murow znajduja sie same sklepy i knajpki plus  ROMANTIK HOTEL z basenem.
Na mury mozna wejsc za niewielka oplata by podziwiac widoki oraz brzeczacy roj os ktory sie akurat pod nimi z jednej strony ulokowal, przez co nie moglam sie skupic tylko uwazalam zeby mi jakas nie wleciala do nogawki spodni.
Monteriggioni jest malenkie – jego srednica wynosi zaledwie 200 m, i sprawia wrazenie dekoracji wybudowanej na potrzeby turystow. Warto wpasc np po drodze do Sieny zeby pospacerowac sobie po miescie o ktorym wspominal Dante w Boskiej Komedii.
Zreszta wpada tu czasem sam SHREK swoim wozem:

My ruszylysmy dalej do Colle di Val D’Elsa, miasta zwanego Czechami Wloch z powodu produkcji krysztalu. Ciekawsza, stara czesc miesci sie oczywiscie na wzgorzu. Z miejsca w ktorym zaparkowalysmy widzimy jakby sciane domow lezacych jeden na drugim, jak wyczytalam z przewodnika mozna sie tam dostac winda.
Nietrudno ja znalezc – dostrzegamy tunel z ktorego wychodza kobiety obladowane siatkami, widac ze winda sluzy glownie mieszkancom niz turystom.
Pasaz wyglada jak tajemnicze etruskie przejscie wiec tym bardziej szokujacy jest widok drzwi do elewatora na jego koncu. A jeszcze mocniej kontrastuje szklana kabina na szczycie z widocznymi za nia kamiennymi, sredniowiecznymi zabudowaniami – dziwne polaczenie ale rozumiem ze atmosfera atmosfera ale zyc jakos i nosic siatki trzeba, przymykam wiec na winde oko. 😉
Nie mam pojecia dlaczego Colle di Val D’Elsa jest traktowane po macoszemu w przewodnikach – moim zdaniem nie ustepuje uroda innym toskanskim miastom. Rowniez posiada strome, waskie uliczki, piekne domy, urocze detale jak uchwyty na konie, plaskorzezby i kolatki, kilka renesansowych palacy i romanska katedre.
Kolejny plus – znikoma ilosc turystow no i te krysztaly!
Bizuteria taka sobie ale sa przepiekne kielichy, naczynia, karafki i inne przedmioty dekoracyjne. Dziela sztuki po prostu.
Bardzo podobala mi sie kolekcja szklanek i kieliszkow ktora wygladala jak pomieta, lekko zgieta od trzymania.

Musze tez wspomniec rewelacyjne miejsce dla milosnikow alkoholu:
Enoteca IL SALOTTO (http://www.enotecailsalotto.it/e_enoteca.htm).

Wlasciciel, przemily pan okolo piecdziesiatki, zauwazywszy moje zainteresowanie czekoladowym likierem zaproponowal ze go otworzy i da mi sprobowac. Odpowiedzialam ze nie kupie go tak czy siak  wiec nie chce go narazac na niepotrzebne otwieranie butelki, na co uslyszlam ze on po prostu lubi sobie rozmawiac z ludzmi i cieszy go kiedy im jego produkty smakuja wiec absolutnie mam sie nie czuc zobligowana by cos kupic.
Zaczelysmy z panem rozmawiac o winach, Toskanii, Irlandii, o wszystkim w sumie i tak nam zeszlo z pol godziny. Czlowiek byl tak przesympatyczny ze gdybym sobie mogla pozwolic na dodatkowe pare kilo w walizce kupilabym ze 3 butelki czegokolwiek. A tak to go tylko moge zareklamowac na blogu i zachecic do odwiedzin zarowno miasta jak i sklepu.

A polscy turysci powinni sie tu poczuc jak w domu:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.