Kiedys napisze ksiazke pt: “Jak jezdzic po Toskanii” i bedzie to bestseller. A potem powstanie czesc druga “Jak wjezdzac do Montecatini od kazdej strony”.
Czytelnicy bloga pewnie pamietaja jak rok temu narzekalam na oznakowanie drog – oczywiscie nic sie nie zmienilo pod tym wzgledem. Przypomne wiec – jakby sie dalo napisac nazwy miejscowosci mniejszymi literkami to pewnie by sie to w Toskanii stalo. Szczyce sie bardzo dobrym wzrokiem ale nie bylam w stanie odczytac nic dopoki prawie nie zahamowalam przed drogowskazem.
Ale mam pare tipow dla ewentualnych podrozujacych:
-Jesli przed rondem nie ma zadnych oznaczen nie panikuj – pokaza sie one na zjazdach (malymi literkami) wiec nie ma sensu wjezdzac na jakikolwiek pas tylko jechac srodkiem jak kazdy szanujacy sie Wloch.
-Zapoznaj sie z mapa drogowa Wloch (nie Toskanii – WLOCH) bo jesli jedziesz wg drogowskazow do – powiedzmy dla przykladu Montecatini, na 100% dojedziesz do skrzyzowania ROMA – BOLOGNA albo MILAN – SIENA. Nazwa Montecatini pojawi sie znow za pare kilometrow w najmniej spodziewanym miejscu.
-Nie uzywaj kierunkowskazow. Wyjdziesz na pipe-pipe i wyprzedzi cie nawet stara piecsetka.
-Strzalka w lewo z reguly oznacza ze masz jechac prosto. No chyba ze istotnie trzeba bylo skrecic 😉
-Drogowskaz moze wystapic przed lub po skrzyowaniu wiec opanuj jazde do tylu z piskiem opon.
-Jesli jedziesz na lotnisko w Pizie od strony Florencji autostrada nie zjezdzaj na zjazd z malym samolocikiem tylko na Pisa Nord. Zjazd z samolocikiem nie prowadzi na lotnisko, nie pytajcie dlaczego.
-Jak sie zgubicie ZAWSZE trafi sie chetny do navigare albo accompaniare. Wystarczy byc kobieta.
Montecatini to calkiem duze miasto. Wjazd od autostardy na bezplatny wielki parking opanowalysmy juz rok temu, tym razem musialysmy pare razy platac sie z innej strony. I tak czlowiek wjezdza na szeroka glowna ulice z odchodzacymi bocznymi i nic – zadnego znaku na nic, no moze na wieksze hotele. Potem okazalo sie ze wystarczy zignorowac drogowskaz na Montecatini i pojechac na Pistoie – kilkanascie metrow dalej pojawia sie znienacka strzalka na Montecatini (ale z tylu, trzeba sie odwrocic 😉 i voila – parking prosto przed nami.
No i najwiekszy szok – rok temu jak pewnie pamietacie wszedzie byly znaki na Poggibonsi, w tym roku NIC. Za to pojawilo sie San Miniato. Wykombinowalysmy ze pewnie co jakis czas organizuje sie jakis konkurs albo loterie dla miast i zwyciezca na 12 miesiecy zagaszcza na drogowskazach w calej Toskanii 😉 bo innego wytlumaczenia nie widze.
Ale ja tak tylko narzekam minimalnie bo moi drodzy, jak sie po tej Toskanii smiga po autostradzie… w Weronie bylam po 2 godz i 20 minutach lacznie z zaparkowaniem przy centrum, w Irlandii te sama odleglosc pokonalabym pewnie w 4,5 godziny. Fajnie sie mozna pobawic na trasie – wracajac z Werony minelysmy pana w BMW ktory strasznie dziwnie na nas spojrzal (no bo Fiat Panda wyprzedza BWM). Chyba mu wjechalam na ambicje bo zaraz to on mnie wyprzedzil. Ale kiedy juz ucieszony i uspokojony zjechal na wolniejszy pas smignelam obok (150 km/h)- mial mine jakby wlasnie doswiadczal déjà vu . No wiec wyprzedzil mnie znowu, ja jego, potem juz sobie migalismy swiatlami i machalismy a on nawet czekal na mnie az go dogonie zeby cala zabawa mogla sie ciagnac.
Na trasie towarzyszyla nam swietna muza zgrana przez KMZ – obok Bee Gees i Gagi Kabaret Moralnego Niepokoju z Falalalala, Her name was LOLA, aria z Upiora w Operze i podobne polaczenia. Upior byl zreszta przebojem i wylysmy rowno z Sara Brightman.
Raz stanelysmy na swiatlach drzac sie na caly glos: The Phantom of the opera is THERE…. Inside your mind… TRA TA TA TA TRA TA TA TA TA….
I wtedy zauwazylam ze ludzie siedzacy w knajpce przy ulicy jakos sie na nas dziwnie patrza.
-Skarbie-powiedziala wreszcie KMZ – czy wiesz ze mamy odsunieta szybe?
A w ogole to Pisa byla najczesciej odwiedzanym przez nas miastem choc ani tam nie ladowalysmy, anie nie wylatywalysmy, ani w koncu nie oddalysmy tam samochodu, a czemu sie tak stalo bedzie pozniej 😉
Ale milo sie przejezdza tamtedy bo takie widoki sie ma po drodze:

Mial byc krotki wstep I byl, teraz do rzeczy. Bolonia.
Przede wszystkim bardzo nieprzyjemna obsluga lotniska w miejscu w ktorym mozna oddac bagaz do przechowania. Udaja ze nie widza ze sie cos chce I w ogole O SO CHOZI. Nie wiedzieli jak nam wystawic kwitek, przyszedl jakis chyba wyzszy ranga pracownik i wreszcie to on go nam dal (po kilkunastu minutach stania i czekania) i oczywiscie nikt nam nie powiedzial ze mamy zaplacic na dole w kasie wiec przy odbiorze musialam biegac po calym lotnisku.
Bolonia jako miasto nie robi poczatkowo milego wrazenia. Ruch uliczny, tlum, kurz, mnostwo ludzi wkolo. Zreszta bylysmy wsciekle glodne i po dojsciu do glownego Piazza Maggiore zaczelysmy szukac knajpki.
Uwielbiam wloskich klenerow. Jak oni wszystko pokazuja, jak cmokaja, jakie rzucaja spojrzenia 😉 Nasz bolonski kelner byl calkiem niczego sobie, poinformowal nas na wstepie ze nie ma czegos takiego jak tradycyjne spaghetti bolognese bo to danie wymyslone na uzytek turystow a typowa potrawa stad jest lasagna bolognese (albo po prostu chef mial jedna zrobiona lazanie na zbyciu;)
Kiedy KMZ powiedziala ze wzyciu nie jazdla lazanii kelner zrobil mine jakby dowiedzial sie ze jest ona dziewica.
-NO!!!! No lasagna??? Never? You have to try!!!
A kiedy KMZ poprosila o mozliwosc dostania oliwek zblizyl sie do niej na odleglosc centymentrow i chuchnal w twarz :
-Don’t worry, I will take care of YOU…
KMZ powiedziala pozniej:
-Czy ty zauwazylas jaki ten chlopak mial dluuugi kciuk????
Wiecie o co chodzi – dlugi kciuk = dlugi …. kciuk 😉
Bolonia duzo zyskuje po powloczeniu sie bocznymi waskimi uliczkami, podobnymi bardzo do tych w Pizie.
Odkrylysmy je szukajac Piazza Nettuno (z zachwycajaca rzezba Neptuna autorstwa Giambolognii, tego od Porwania Sabinek) i potem Piazza Cavour. Tam juz jest ciszej i malowniczo, a czasem mozna sie natknac na cos interesujacego np na plakat z panem robiacym blow job innemu panu:

Bylysmy w Bolonii tylko pare godzin wiec zdjec zrobilam niewiele, zamieszczam te najciekawsze (dwa ostatnie autorstwa KMZ):





