Dublin kulturalnie i barowo :)

Człowiek się wybrał do stolycy, żeby się trochę ukulturnić. Trwa Dublin Theatre Festival, zostałam zaproszona na Macbetha do Gaiety Theatre. Aż wstyd się przyznać, że to był mój pierwszy raz w tym ikonicznym budynku, otwartym nieprzerwanie od pierwszego spektaklu w roku 1871. W środku jest bardzo staroświecko i to mi się akurat podoba. Czwartek a sala pełna, do tego dość sporo młodzieży, co zawsze miło widzieć w tego typu przybytkach i do tego na klasycznej sztuce. Co do samego Mackbetha – widziałam wiele przedstawień i ekranizacji i zawsze się one od siebie różniły, bo w tym całe piękno, by ten sam tekst interpretować inaczej. Często nacisk kładziono na lady Mackbeth, robiąc z niej bezwzględną i ambitną podżegaczkę. Tym razem dynamika pomiędzy małżonkami była trochę inna – przede wszystkim ona była dużo starsza (aktorka ma 72 lata) i bardziej wydawała mi się matką, niż żoną. Makbeth jest więc takim trochę chłoptasiem podporządkowanym swojej sugar mammy, która manipuluje nim, jak chce. Atmosfera spektaklu jest mroczna, scenografia surowa i widać, że miało to iść w kierunku intensywnego horroru. Część pierwsza była taka sobie (pomimo wspaniałej produkcji) i nawet myśleliśmy, żeby po przerwie nie wracać, ale na szczęście zostaliśmy, bo w części drugiej akcja ruszyła z kopyta. Mackbeth zaczął się staczać w odmęty szaleństwa, powoli popadając w paranoję. Mimo to, d…y za przeproszeniem ten spektakl nie urywa.

Ale teatr to nie była jedyna atrakcja dnia. The Russel Court Hotel w którym się zatrzymałam na noc, też okazał się interesującym miejscem z historią. Byłam bardzo mile zaskoczona, bo rezerwując patrzyłam tylko na cenę i lokalizację i nawet nie spojrzałam na zdjęcia. Wchodząc do środka można poczuć się tak, jakby czas cofnął się do epoki georgiańskiej. Bar, lobby, klatki schodowe i wreszcie pokoje nadawałyby się do kręcenia jakiegoś kostiumowego filmu. Mój pokój był bardzo duży i z wysokim sufitem, oryginalnym kominkiem (niestety nie w użyciu) i przepięknym starym sekretarzykiem, przy którym Elizabeth Bennet mogłaby pisać listy. Hotel połączył kilka budynków mieszkalnych z 1815 roku. Niestety nie udało mi się znaleźć nic o ich dawnych mieszkańcach. Zastanawiałam się, skąd biorą się niezbyt wysokie noty od odwiedzających go gości – ano stąd, że do hotelu należy też bardzo popularny night club. Cicho w nocy nie jest, ale też nie tragicznie (ja zasnęłam od razu), można też skorzystać z zatyczek do uszu. Ale hałas czy nie hałas, dobre opinie czy złe – to jest centrum Dublina moi drodzy więc hotel zarezerwowany po uszy a kwota 200 euro za noc to i tak atrakcyjnie (może pamiętacie z poprzednich postów, że udało mi się dorwać specjalną cenę).

Dublin bardzo rozwinął się pod kątem oferty restauracyjno-barowej i można znaleźć naprawdę interesujące miejsca. Na luncho-obiad poszliśmy ze znajomym do Little Pyg (nie mylić z Little Pig), która znajduje się w Powerscourt Townhouse Centre. Ponoć graniczy z cudem dostać tam miejsce bez rezerwacji, ale akurat mieli wolny stolik, choć tylko na godzinę. Jest tam podobno najlepsza pizza w Irlandii. Oprócz niej kilka klasyków z kuchni włoskiej, a do tego niesamowite koktajle (polecam White Margarita). Lokal jest położony wśród (chyba) sztucznej zieleni i wygląda jak prawdziwe włoskie bistro. Cała przestrzeń Powerscourt Townhouse Centre to jakby wewnętrzny dziedziniec otoczony butikami i sklepikami. Bardzo klimatyczne miejsce, będące kiedyś domem 3go wicehrabiego Powerscourt, Richarda Wingfielda. Bogacz miał swą posiadłość za miastem, ze wspaniałymi ogrodami, które można zwiedzać (dwór jest teraz 5* hotelem), natomiast potrzebował też domu w Dublinie na czas obrad parlamentu. A na tzw pre-drinki przed teatrem poszłam do inspirowanego Salvatorem Dali 9 Below. Nazwy serowanych koktajli brzmią przecudownie: The Liquid Memory, Melancholy Nectar, The forgotten Echo 🙂 Karta wygląda jak katalog obrazów. Dla wielbicieli interesujących mikstur i surrealizmu.

Odkryłam też, że siedziba irlandzkich masonów jest teraz otwarta dla zwiedzających, tour z przewodnikiem kosztuje zaledwie 5 euro. Nie miałam czasu czekać do trzeciej, kiedy ów się odbywa, ale ta atrakcja jest na mojej liście a sam budynek wygląda imponująco. Ogólnie, choć za Dublinem nie przepadam, to był bardzo mile spędzony czas. Nawet pogoda się udała 🙂

4 uwagi do wpisu “Dublin kulturalnie i barowo :)

  1. Dammar's awatar Dammar

    Pokazujesz Dublin z tak ladnej strony ze az sie chce jechac i pozwiedzac. Ja jak tam jeste to wszystko robie tak szybko, moze dlatego ze wracam do domu pozniej. To dobry pomysl wynajac hotel i w koncu sie nie spieszyc. Pojsc gdzies na drina, i faktycznie zobaczyc ten Dublin z dobrej strony.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do tessa Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.