Idą święta czyli maraton filmowy

Dotrwaliśmy razem do tego wyjątkowego sezonu, kiedy z ekranu wylewa się magia świąt, przeważnie za pomocą komedii romantycznych, zwanych przeze mnie chrom-comami (Christmas romantic comedy) lub po polsku Świrk (Świąteczna romantyczna komedia). Czy w tym roku zobaczymy coś, co nie jest sztampową historią o pani w lokach, która albo odziedziczy b&b, albo zły szef wyśle ją gdzieś do małej malowniczej mieściny, by zamknąć lokalną fabryczkę bombek, albo zdradzi ją chłopak przed samymi świętami? A może będziemy mieć ponownie podróże w czasie? Czy będzie urocza dziecinka, owdowiały przystojniak, prosty, ale seksowny drwal? Zobaczymy.

Ponieważ w tym roku naprawdę mam ograniczoną cierpliwość, poprzestanę na ofercie Netflixa i Hallmarku. Na pierwszy ogień idzie: Meet me next Christmas (Netflix). Przyznam się, że znudził mnie ten film tak bardzo, że przewijałam parę razy do przodu. I tak wiadomo było już po 10 minutach, jak się skonczy, choć tfurcy chcieli nam zamydlić oczy. No więc jest pani w lokach (pod koniec ma loki ale zawsze) o imienia Layla. Przed bożym narodzeniem spotyka na lotnisku mężczyznę, który jest po prostu chodzącym ideałem. Jak to można stwierdzić po jednym krótkim spotkaniu… no ale. Pech – Layla ma chłopaka. Facet nie rezygnuje i proponuje, by oboje za rok spotkali się w święta na koncercie jej ulubionej grupy, o ile oboje będą singlami.

Czyli mamy pomysł wykorzystany już setki razy, choćby w słynnym romansie An affair to remember. Akcja przeskakuje o rok i oto Layla przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie. I co od razu robi? No od razu chce znaleźć następnego, przecież kobieta bez mężczyzny długo nie wytrzyma. A już nawet ma kandydata – tajemniczego nieznajomego, który kupił bilet na koncert, bo udało się to jej od razu wykombinować. Tylko że dla niej biletów nie starczyło. I tutaj tfurcy pomyśleli, że nas zaskoczą. Że jak do pomocy w szukaniu biletów dołączy uroczy Teddy, to my się absolutnie nie domyślimy, że to właśnie z nim na końcu wyląduje Layla.

Większe napięcie odczuwam, kiedy mój kot nażre się trawy na balkonie i czekam, kiedy będzie za przeproszeniem wymiotować, niż przy oglądaniu tego filmu. Do tego – może to drobiazg, ale wg mnie niefajna sprawa – pan poznany na początku owszem pojawił się na koncercie, ale ze swoją dziewczyną. Sorry ale jak poznajesz kobietę, która Ci mówi o swoim ulubionym zespole, prosisz ją o spotkanie na koncercie, o ile oboje będziecie wolni – nie bądź bucem i nie idź tam z partnerką. Bardzo to było słabiutkie. Pamiętacie, że oceniamy w bąbkach (nie bombkach). Więc daję 0 bąbek na 10. Poziom świąteczności, czyli piękniutki śnieżek, muzyczka, mikołaje, choinki itp – 8 bąbek.

Tis the season to be Irish. Hallmark dostępny na You Tube. No musiałam to zobaczyć, wiadomo. Przede wszystkim – ktoś, kto to napisał, nie ma pojęcia o irlandzkich realiach. Bohaterka Rose, Amerykanka, jest flipperką – kupuje nieruchomości, remontuje, sprzedaje z zyskiem. Z sentymentu (zmarła mama była jako młoda osoba w Irlandii i zawsze mówiła, że tam marzenia się spełniają) przegląda oferty domów w Irlandii i co znajduje: chatkę nad samym oceanem za jedyne 20.000 euro.

Moi drodzy – w Irlandii najgorszej ruiny z działką nie kupi się za taką kwotę. Nad oceanem???? Biorę 3, jak mi scenarzysta znajdzie. Do tego w moim kraju nie sfinalizuje się zakupu nieruchomości w kilka dni. Najszybciej w około 3 miesiące. A wyremontować w tydzień? Ha. Ja szukałam ekipy do zrobienia łazienki przez rok. W miasteczku oczywiście będzie przystojniak, wyglądający jak Patrick Dempsey Aldi version. Nie wiem jakiej narodowości jest aktor, ale wg niego udawanie irlandzkiego akcentu polega na szeptaniu poprzez zaciśnięte zęby. Rose oczywiście ma loki. Jak całość się zakończy, można wywnioskować po 5 minutach. Rose się zakocha i zostanie w chatce nad oceanem. Moja ocena to 2 bąbki na 10 tylko z powodu przepięknych krajobrazów.

Wracamy do Netflixa, który postanowił zaatakować damską część publiczności męskimi nagimi torsami. The Merry Gentlemen to świąteczna mieszanka Full Monty z Magic Mike. To znaczy pewnie miała być takową, ale coś nie wyszło. Plot to typowa klisza: ambitna tancerka z Broadwayu zostaje zwolniona z pracy przed samymi świętami, w związku z czym po raz pierwszy od bardzo dawna może pojechać do małego miasta do rodziców. Tam oczywiście będzie wysoki i przystojny pan Złota Rączka. Rodzice prowadzą knajpę, która podupada. Aby zebrać kasę na spłacenienie długów, dziewczyna postanawia zorganizować taneczny show z rozbierającymi się panami.

Od razu udaje się skombinować czterech przystojniaków (ze Złotą Rączką na czele) którzy nie tylko mają ciała jak Chippendales, ale i w trymiga uczą się tak samo tańczyć. Wiadomo, jak wszystko się skończy. Ona i on się w sobie zakochają (w ciągu 2 tyg albo i szybciej) i pomimo przeciwności losu (ona dostanie pracę z powrotem i prawie wyjedzie) to skończy się jak zwykle. Najważniejsza jest rodzina, facet, miłość itp. Kariera i Nowy York mogą się iść walić. Pan Złota Rączka co prawda pokazał, że mimo krótkiej znajomości już się dąsa, już ma jakieś prawa mówić dziewczynie, co powinna a czego nie powinna – red flag – ale jakie to ma znaczenie, skoro tak ma być: kobieto, ogarnij się, bierz małomiasteczkowego chłopa, zostań na prowincji i dzieci rób.

Plus za to, że pani nie miała loków a pan nie był wdowcem. Moja ocena to 0 bąbek, ale za przystojnych rozebranych panów daję dodatkowe 2 bąbki. Poziom świąteczności – 6 bąbek, bo jednak takie show z bożym narodzeniem mało się kojarzy.

Hot Frosty to tegoroczny hit, któremu dałam szansę po bardzo dobrych recenzjach. Niestety, nie warto ufać recenzjom widzów, trzeba się było skupić na opiniach fachowców. Poziom absurdu dochodzi tu do bardzo niebezpiecznego pułapu. Otóż pani w lokach (aktorkę widziałam już w kilku tego typu produkcjach) – wdowa – ożywia przypadkowo bałwana. No ok, nie bałwana ale taką bardziej rzeźbę z lodu, w formie muskularnego faceta. Pan nago lata po mieście, prezentując bardzo ładne ciało. Pani wdowa przygarnia go do siebie, a bałwanek szybko uczy się z telewizji gotowania, majsterkowania i w ogóle świetnie sobie radzi jako człowiek, tylko musi unikać ciepła i jeść lód.

Znów wszystko skończy się happy endem, mimo wrednego szeryfa oraz tego, że Pan muskularny prawie się roztopił. W jakiś magiczny sposób całkowicie przemienił się w człowieka. Daję 1 bąbkę, za ładny tors. Poziom świąteczności – 10 bąbek.

Kolejny „hicior” Netflixa z ich ostatnią etatową aktorką, Lindsay Lohan. Nie wiem, czy Lindsay (jak Brooke Shields czy Nicole Kidman) podpisała jakiś wieloletni kontrakt. Netflix wyłowił ją z niebytu (jak Brooke) i teraz pcha, gdzie może. Oczywiście Lindsay ma loki. Film Our little secret zaczął się nawet ok. Przyjaciele od dzieciństwa zakochali się, bla bla bla, a potem ona dostała pracę w Londynie i wyjechała. On ją usiłował zatrzymać, dając jej powód by została: a więc oświadczył się. Bo nic lepszego dla kobiety w życiu nie ma, niż wyjść za mąż i zrezygnować ze swoich ambicji. Ona powiedziała nie, on zareagował jak palant mówiąc, że jej mama (ś.p) byłaby rozczarowana jej zachowaniem. Red flags all over. Na szczęście Lindsay wyjeżdża i tak oto przenosimy się 10 lat do przodu.

Są święta i Lindsey (będę używać imienia aktorki) odwiedza po raz pierwszy rodzinę swojego chłopaka. Na przyjęciu okazuje się, że jego siostra też przyprowadziła swojego partnera, a jest nim oczywiście ex Lindsey. I teraz uwaga: zamiast po prostu przyznać się, że się znają (10 lat minęło więc sporo) to postanawiają udawać, że się nie znają. Czemu??? Czemu??? I tak to przecież wyjdzie, choćby kiedy ich rodzice poznają rodziców ich nowych partnerów, a poza tym, po co? No po to, żeby był jakiś plot dla głupiego chrom comu.Cały film był głupi i nudny, do tego przewidywalny, a między głównymi bohaterami nie było żadnej chemii. 0 bąbek, poziom świąteczności 8.

No dobra. Tyle przeszłam, żeby was trzymać z daleka od tych koszmarków.   Straciłam nadzieję, że zobaczę coś w miarę sympatycznego. Ale przynajmniej ostatni film trochę uratował honor. Oglądnęłam bez ziewania i bez grania w candy crash. Bringing Christmas Home to historia Russella, właściciela sklepu z antykami, który w mundurze wojskowym znalazł list miłosny pisany przez żołnierza do jego dziewczyny. Postanowił odnaleźć jego rodzine, by oddać im uniform. W poszukiwaniu zaczęła mu pomagać była żołnierka, teraz profesorka, Caroline (w lokach).

Przede wszystkim, film nie jest krindżowy. Całkiem fajnie oglądało się to dochodzenie i na jaw wyszło dużo interesujących szczegółów na temat żołnierza i jego losów. Aktorzy grali bardzo naturalnie, była między nimi chemia, można uwierzyć, że taka historia przydarzyłaby się naprawdę. Bohaterowie są dobrze napisani i budzą sympatię. Po niej od razu widać, że była kiedyś w armii i jest silną kobietą, ale jednak kobietą. On to po prostu zwyczajny, miły facet, który o dziwo nie będzie wymagał, by Caroline rezygnowała dla niego z wyjazdu. Bo oczywiście klisza się wkradnie i bohaterka dostanie ofertę wyjazdu do Londynu na 18 miesięcy, ale scenarzyści nie postanowili, że kobieta musi wybrać między pracą a facetem, ale że ten facet powie jej, że będzie te 18 miesięcy czekać na nią. Daję 7 bąbek, może metodą kontrastu z poprzednimi gniotami ten film wydał mi się aż tak udany. Poziom świąteczności – 8 bąbek.

I to koniec fimowego maratonu. Jestem bardzo zawiedziona poziomem chromcomów, które produkowane taśmowo, są nudne i sztampowe. Te czasy, kiedy przed świętami w kinach pojawiały się hiciory typu Love Actually czy The Holiday, chyba już nie wrócą. Ostatnim takim dobrym, kinowym filmem świątecznym o ile pamiętam był Last Christmas scenariusza Emmy’s Thompson.

12 uwag do wpisu “Idą święta czyli maraton filmowy

  1. Dammar's awatar Dammar

    My bylismy w kinie w ubieglym tygodniu na Listy do M 6. Rozczarowalam sie, wiecej usmialam sie ogladajac reklame przed filmem niz ogladajac film. Nudny juz byl.

    Ja poszlam na ten film, bo mamy taka mala tradycje ze chodzimy na polskie filmy tylko przed swietami. Ale biora pod uwage ze z roku na rok filmy sa gorsze, chyba zrezygnuje z tradycji.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Dammar's awatar Dammar

        wlasnie czytalam recenzje I Polakom sie podoba. Chyba moja mentalnosc jednak za bardzo sie zmienila.

        Mnie nie smieszy para ktora ciagle sobie dogryza, krzyczy na siebie I poniza publicznie, a w komentarzach jest to oceniane bardzo dobrze, jako smiesznie I bardzo prawdziwe.

        No nie wiem, zyc w takim zwiazku bym nie chciala, ze swiatecznym nastrojem tez niewiele ma to wspolnego przynajmniej w mojej opinii. Ale co kto lubi. Przynajmniej przeklenstw bylo niewiele, a to juz poprawa.

        Polubione przez 1 osoba

      2. Ha, Polakom podoba sie tez pierwszy I drugi Kogel Mogel, czyli film o kobiecie, ktora jest stalkowana przez faceta, ktory sie jej narzuca, ktory stara sie ja odwiezc od studiowania, ktory ja zmusza do seksu, a kiedy biedna jest w ciazy i placze z tego powodu, to on i jej rodzinka sie ogromnie ciesza, ze jest udupiona i na studia jednak nie pojdzie. Super komedia, nie ma co.

        Polubienie

  2. Ola's awatar Ola

    Dzięki za recenzje i poświęcenie, żebyśmy my nie musieli oglądać tego, co nie warte. Szkoda, akurat teraz taki okres, że fajnie by było pooglądać coś miłego i pozytywnie nastrajającego, ale na takie gnioty to naprawdę szkoda czasu i intelektu.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Ola Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.