Zobaczyłam, żebyście Wy nie musieli czyli Mother of the Bride

Apel do wszystkich: czas jest bardzo cenny. I nie wraca, nie można go nadrobić. Nie ma więc sensu marnować go na produkcje takie, jak Mother of the Bride (premiera Netflix). Bo są filmy złe ale tak w tym śmieszne, że oglądanie ich jest czystą, złośliwą przyjemnością (jak np trylogia 365 dni). Ale ten jest po prostu beznadziejny i kto dał na to kasę, kto to zaakceptował, jakim cudem taki scenariusz nie wylądował w koszu, to nie wiem. Ten post jest jednym wielkim spoilerem, więc jeśli ktoś na własną odpowiedzialność ma zamiar to oglądać, to nie czytajcie. Choć w sumie jak zaczniecie oglądać  to po pięciu minutach i tak przewidzicie, co się będzie dziać i jak się to zakończy.

Ile już było takich fimów, że bohaterowie tak od 40 paru lat w górę byli kiedyś parą, rozstali się w jakiś nieprzyjemny sposób a na „starsze lata” zeszli się, czy to na stałe, czy na chwilę. Mnóstwo. Ale można o tym zrobić coś fajnego, lekkiego i zabawnego, np It’s complicated czy Mamma Mia I (oba z Meryl Streep), Book Club czy Love Punch. Super jest to, że już od jakiegoś czasu pokazuje się pary nie tylko młode. Owszem, osoby 50 plus i wyżej też mogą się zakochać i być bohaterami rom-comu. Można zrobić o tym świetny film, ale po co, skoro wg „tfurcuf” Mother of the Bride wystarczy połączyć kilka klisz w jedno, wrzucić w jakiś fajny krajobraz, stworzyć jakąś sztuczną dramę, wetknąć „rywala” i parę gejów, plus obowiązkową kumpelę w okularach, i mamy to.

Lana (grana przez Brooke Shields) to jakaś super znana pani doktor, której córka influencerka zaręczyła się i zamierza ze ślubu zrobić wydarzenie na swoim insta, a w zamian za lokowanie produktu dostanie odpowiednią kasę i lajki. Mama i córka są ponoć bardzo bliskie (tatuś zmarł jakiś czas temu) mimo to mama nie wie, kim jest ojciec jej przyszłego zięcia, no bo przecież taki temat nie wypłynął wcześniej. Nie mam doświadczenia jako osoba bezdzietna, ale może ktoś mnie oświeci, czy to normalne, że kiedy wasze dziecko ma zamiar wziąć ślub, to aż do tego dnia nie macie pojęcia o jego/jej rodzinie. Po zjechaniu do drogiego kurortu (wszyscy w filmie są w różnym stopniu nadziani, bo przecież ładniej wygląda miłość w tropikach, niż jakaś taniocha) okazuje się, że ojciec pana młodego, Will, był kiedyś w college’u chłopakiem Lany, a obecni tam kumple również kumplami Lany. Surprise, surprise. Oczywiście Will też nie wiedział, kim jest matka jego przyszłej synowej.

Od tego momentu już wiemy, jak się to dzieło skończy, a mianowicie Lana i Will się zejdą. Będzie trochę sztucznych mini dram (bo Lana myślała, że Will kiedyś ją zostawił bez słowa, więc to drań i  pewnie syn też, bo sponsorzy ślubu się za bardzo wtrącają, bo samochód się psuje i nagle trzeba utkwić na romantycznej plaży). Będzie „rywal” uderzający do Lany, bo wiadomo, że to obowiązkowy punkt. No i też wpadanie do basenu, przypadkowe wejście do bungalowu Willa przez Lanę, kiedy on akurat wylazł spod prysznica (nic tak nie „śmieszy” jak penis dawnego chłopaka po latach) oraz jak już wspomniałam, wygodne psucie się samochodu w miejscu, gdzie komórka nie ma zasięgu.

Chemii między bohaterami nie ma wcale. Wracając do filmu The idea of you, o którym pisałam w poprzednim poście – tam chemia się wylewała z ekranu i uczucie między postaciami było bardzo wiarygodne. W wywiadach aktorzy mówili o „chemistry audition” – Anne Hathaway jako już zatrudniona gwiazda uczestniczyła w castingach na rolę męską, by sprawdzono, czy aktorzy mają to coś razem czy nie. Na pewno nie zrobiono tego w przypadku Mother of the Bride. Nawet wizualnie aktorzy mi do siebie nie pasują. Ja wiem, że w prawdziwym życiu nieważne jest, jak kto wygląda bo uczucie się może rodzić z różnych przyczyn, ale film a zwłaszcza rom com się rządzi innymi prawami. I nie chodzi mi o urodę Brooke Shields, bo to jest atrakcyjna kobieta. Ale jest wielka, ma 183 cm wzrostu i choć jest bardzo zgrabna, to ma wygląd walkirii, a Benjamin Bratt, choć wyższy i z zadziwiającą muskulaturą, to taki drobny chłopek roztropek przy niej. Gdyby machnęła ręką, to by go chyba zabiła. Bardziej do niego pasowała mi aktorka grająca psiapsiółę w okularach – Rachael Harris.

Skoro już mowa o aktorstwie to Brooke Shields chyba ma jakiś kontrakt z Netflixem, bo już ją widzieliśmy w rom comie świątecznym, który nie był aż taki zły. Brooke była znana jako aktorka i modelka, kiedy była dzieckiem i nastolatką. Jej kariera nie jest imponująca, ale pamiętam, że pozytywnie zaskoczyła mnie epizodem w Przyjaciołach, gdzie zagrała fankę Joeya, a raczej postaci, którą kreował w sitcomie. Była bardzo przerysowana, co pasowało do tamtej roli, ale niestety teraz widzę, że pani Shields po prostu taka jest w każdej komedii. Benjamin Bratt i inni dużo do pokazania nie mieli.

Ogólnie słabiutko, a nawet jeszcze nie wspomniałam, jakie to krindżowe, że twoja teściowa wychodzi za mąż (bo dojdzie do spontanicznych zaręczyn) za twojego ojca (czy teść się zeni z twoją matką). Ja wiem, że to rom com bla bla bla. Ale nie zawsze człowiek ma nastrój na Oppenheimera czy Dextera. Czasem się ma ochotę na rom com. I da się zrobić dobry, bo mogę wymienić mnóstwo przykładów, choćby Crazy stupid love, który oglądałyśmy ponownie – ja i moje dwie girlfriends – podczas ostatniego weekendu w Irlandii Północnej. A że jest zapotrzebowanie, to widać, bo od wczorajszej premiery film jest już w topce najbardziej oglądanych w wielu krajach. Ale opinie i oceny są niskie, czyli ogląda się z nadzieją, a potem niestety rozczarowanie.

4 uwagi do wpisu “Zobaczyłam, żebyście Wy nie musieli czyli Mother of the Bride

  1. Da sie zrobic ale to rzadkosc, ten film by mnie odrzucil samym tytulem 🙂 Brooke ostatnio widzialam w The Chalet Girl w 2011, z nieznanych sobie przyczyn poszlam na to do kina (nomen omen w Manchesterze jak tu mieszkalam za pierwszym razem) i pamietam ze miala takie zaciecie komiczne, czyli cos tam zagrac potrafi.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Too late;)

    włączyłam do prasowania kiecek przed wyjazdem, akurat po tym z Anne, tylko ze względu na dr Linde z Lucyfera, bo za Brookie nie przepadam. O mamusiu, jakie to było zue😂

    w 100% to samo zdanie nam i też pierwsze skojarzenie-popłuczyny po Mamma Mia (identyczny motyw), do tego odcinek z SITC, kiedy Carry brała ślub o tak drętwa grą aktorów, że nawet polskie komedie romantyczne tego nie przebiją, a nie wróć, one dadzą radę;)

    Rachel Harris sprawiała wrażenie zażenowanej i miała wyraz twarzy pt. kurwa, co ja tu robię;)

    pozdrowienia z Toskanii:)

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Kat Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.