Świąteczne – nie tylko – paździerze część druga.

A było tak pięknie. Kolejny obejrzany świąteczny film nawet jak najbardziej ok (w skali bąbkowej, czyli nieco zawyżonej) a tu wskoczył nieoceniony Netflix z nowymi paździerzami. Ale po kolei…

Miałam dość typowej paździerzowej kliszy, czyli historii o pracoholiku lub pracoholiczce z dużego miasta, ktory/a ląduje w małej mieścince z powodów przeróżnych, tam spotyka przystojnego pana prowincjusza (lub panią prowincjuszkę) i na końcu jest miłość i zostanie w małym miasteczku (po jakichś niewielkich problemach). Postanowiłam więc zobaczyć coś innego, a padło na włoski film The price of Family. Cena rodziny.

Żeby nie było, to też klisza, a nawet dwie. Bo jest rodzina a konkretnie rodzice tak mniej wiecej 56 plus oraz już dorośli syn i córka, samodzielni i mieszkający osobno, ale tak świeżo po dwudziestce. No i klisza nr 1, bo dzieci nie za bardzo się z rodzicami kontaktują a na święta przyjechać z wielkiego miasta nie chcą. Wg mnie to może dlatego, że już po pierwszych kilku minutach filmu można się zorientować, że rodzice mają w nosie, czym pociechy się interesują i co robią, narzucając im swoje wyobrażenia na temat tego, jak się powinno żyć. Choćby totalnie ignoruja to, że córka jest weganką.

Klisza numer dwa – już było nie raz, nie dwa, że ktoś udawał otrzymanie spadku czy wygranie kasy, żeby coś osiągnąć albo się o czymś przekonać. Albo sprawdzić czyjeś uczucia. No więc rodzice wpadają na świetny pomysł, by nakłamać dzieciom, że dostali 6 mln euro po ciotce. I mają świetną zabawę, widząc, jak brat i siostra zaczynają koło nich skakać. I jeszcze lepszą, kiedy sugerują, że może się podzielą tą kasą, a może wydadzą na siebie i charity. Zaczynają więc udawać bogaczy – wypożyczają ferrari, kupują dizajnerskie ciuchy, symulują wyjazdy w drogie miejsca itp.

Całe to towarzystwo jest wysoce niesympatyczne i ja dziękuję za taką rodzinkę. Jeśli chcesz mieć dobre kontakty z dorosłymi dziećmi, to interesuj się ich życiem, a nie ignoruj czy oceniaj ich wybory. A jak bachorki są egoistyczne i was mają w poważaniu, to czy warto je przyciągać do siebie za każdą cenę? Fajnie widzieć, jak ktoś zaczyna nagle się wami interesować, bo liczy na kasę?

No ale przynajmniej się jakoś nie wynudziłam, jak na paździerzach z poprzedniego postu. Nawet sie zaśmiałam parę razy a to już jest coś. I jednak nie było to aż tak bardzo sztampowe jak na film świąteczny, bo śniegu nie było ani pani w lokach… chociaż przepraszam, mama jak udawała milionerkę to loki miała. Ogólnie niech mu będzie, dam 4.5 bąbki.

No to teraz wjeżdża netflixowa produkcja z Jennifer Garner w roli głównej, która też jest współproducentką: Family switch. Po tej pani jednak możnaby się więcej spodziewać, niż super gniota, a jednak. Ostrzegam przed tym filmem, który zmogłam z wielkim trudem, a pod spodem będą same spojlery.

Tym razem mamy kliszę: nieoczekiwana zamiana ciał. To się czasem udawało, np Freaky Friday czy Big się całkiem przyjemnie oglądało. Wiecie o co chodzi – wskutek jakiegoś dziwnego incidentu dwie osoby zamieniają się ciałem, z reguły mama jest córką, córka mamą itp. Chodzi o to, by te osoby poznały, jak to się w czyichś butch chodzi a na końcu mamy powrót do swych ciał i zrozumienie siebie nawzajem. Nawet całkiem niedawno oglądałam ponownie Freaky Friday z Jamie Lee Curtis i ponownie mi się podobał.

Twórcy Family Switch idą dalej, a więc nie tylko 2 osoby są ofiarami tego incydentu, ale cała rodzina, łącznie z psem. Mama zamienia się z córką, tata z synem, a niemowlak z psem. Tak, tak. Mamy kuriozalne sceny z buldogiem na nocniku i dzieckiem pijącym z psiej miski. Mamy także typowy humor dla specyficznej grupy komedii amerykańskich, a więc dużo pierdzenia i innych nieprzyjemnych odgłosów.

Oczywiście akurat w czasie tej zamiany każdy członek klanu jest w jakiejś przełomowej dla siebie chwili. Tata z kumplami może wreszcie zreaktywować swój zespół. Mama może w pracy wygrać projekt. Córka ma szansę dostać się do narodowej drużyny footballu a syn do Yale. I rzecz jasna musi też być wątek romantyczny, czyli urocza sąsiadeczka, w której chłopak się durzy.

Sztampowo zakończy się pozytywnymi rozwiązaniami dla wszystkich zainteresowanych, choć teraz jak o tym myślę, to trochę niesprawiedliwe bo ani pies, ani niemowlak nie mieli żadnych tego typu perturbacji jak reszta i ich zamiana większego celu nie miała. Unudziłam się strasznie, nie dość że to było usypiające i momentami cringy, to cały czas zastanawiałam się jak nisko aktorsko można upaść. Moja ocena to 0 bąbek w skali 10.

Sytuację uratował najnowszy Hallmark filmem A Biltmore Christmas. Nie wiem, czy wspomniałam, ale hallmarkowe produkcje pokazują się niemal od razu na YouTube. Nie miałam wielkich oczekiwań, ale jak na razie jest to najlepszy świąteczny film, jaki w tym roku zobaczyłam, z bardzo dobrymi ocenami na specjalistycznych portalach. Gdyby trochę podrasować scenariusz, wydać więcej kasy na produkcję i zatrudnić znanych aktorów, to mógłby to być świąteczny hit w kinach.

Owszem, też jest kliszowo, bo tu z kolei mamy skakanie w czasie. Nie będę za dużo mówić, bo może któś zechce poszukać i go zobaczyć, a warto przy szklaneczce grzańca, w zimowy wieczór, dla czystej niezbyt ambitnej rozrywki w świątecznym klimacie. Bohaterka Lucy jest autorką scenariuszy. Wytwórnia zatrudniła ją do napisania remake’u wielkiego świątecznego przeboju kinowego z lat 50tych: His Merry Wife. Niezbyt to idzie Lucy, może dlatego, że nie jest zbyt wielką romantyczką. Aby wczuć się w klimat, wyjeżdża na święta do posiadłości Biltmore, gdzie kręcono His Merry Wife.

Biltmore jest teraz hotelem i świąteczną destynacją, głównie dla fanów kinowego klasyka. Mieści się tam też jakby muzeum z eksponatami z filmu. Jednym z nich jest klepsydra, która po obróceniu przenosi Lucy w czasie prosto na plan produkcji do roku 1947. Bardzo muszę się streszczać, żeby za dużo nie opowiedzieć. Powiem więc tylko, że scenariusz mimo kliszy jest świeży i zabawny, dialogi naturalne i dowcipne, aktorstwo świetne i jest chemia między wszystkimi postaciami. Do tego kiedy akcja przenosi się w przeszłość, nagle wszystko nabiera takiego jakiegoś uroku, jaki miały czarno białe filmy z tamtych lat. Ludzie inaczej mówią, trochę inaczej wyglądają. Rodzące się uczucie jest prawdopodobne. Nie miałabym problemu z ponownym oglądnięciem tego filmu.

I co prawda pani ma loki, ale w wersji z roku 1947, bo taka była moda. Bohater główny ma cudowny, głęboki głos amanta z dawnych lat i taką też prezencję. Mam słabość do filmów i seriali o skakaniu sobie w przeszłość czy przyszłość, do tego nie mam się naprawdę do czego przyczepić więc daję 8 na 10 bąbek. A co 😉

4 uwagi do wpisu “Świąteczne – nie tylko – paździerze część druga.

  1. Dammar's awatar Dammar

    Ja moge skomentowac polska komedie Uwierz w Mikolaja. Bylam wczoraj w kinie.
    Taka sobie, nic specjalnego. Rozczarowalam sie. Nie moge zrozumiec, jak majac tak dobra obsade, mozna zrobic taki film bez tego czegos, bez tej kropki nad I. Mozna obejrzec raz, I zapomniec. Z wiara w Mikolaja ma niewiele wspolnego, magii nie ma zadnej.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Jak 1947 i loki i amant, to jestem sprzedana bo strasznie mi sie podobaja owczesne stylowki, fryzury, kobiety w dwuczesciowych kostiumach i eleganccy panowie. Sama bym sie w tym nie widziala przy moim umilowaniu wygody ale popatrzylabym z checia 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Ewa (Dublinia) Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.