Uwielbiam powieści Daphne Du Maurier z których moją najbardziej ulubioną jest Rebeka.
Kocham kino starego Hollywood – czarno białe filmy z lat 1940-1960 a jednym z moich faworytów jest Rebeka.
Podziwiam dzieła Hitchcocka a najmocniej .. no właśnie: Rebekę.
Czy najnowsza premiera Netflixa czyli remake Rebeki dorasta do arcydzieła mistrza czy choćby do książki? Nie będę Was trzymać w napięciu – absolutnie nie!
Po sukcesach w Europie po Alfreda Hitchcocka wyciągnęło łapy Hollywood, a właściwie słynny i wpływowy producent David O. Selznick. Pierwszym projektem reżysera była właśnie Rebecca i z opowieści z planu wynika że Hitchcock nie był zadowolony z ciągłej kontroli i wtrącania się producenta. Z problemami i zmianami (Selznick coś proponował, Alfred się niby zgadzał a potem i tak robił po swojemu) powstał ponadczasowy film nominowany do jedenastu Oscarów (zdobył dwa) i uznany za jeden z najwybitniejszych w kinematografii.


W rolach głównych wystąpili Laurence Olivier, legenda, aktor uznawany za jednego z najlepszych aktorów XX wieku i Joan Fontaine, jedna z największych gwiazd tzw Złotej Ery Holywood, siostra Olivii de Havilland (między paniami panowała rywalizacja warta osobnego posta). Trzeba też wspomnieć rewelacyjnego George’a Sandersa znanego z ról glównie drugoplanowych (przeważnie łajdaków) ale jak on je grał!
I z tą legendą zapragnął się zmierzyć Netflix oraz twórcy remake’u – reżyser Ben Wheatley i scenarzystka Jane Goldman. I naprawdę jakby rok 2020 nie mógł już być gorszy to jeszcze dostaliśmy po oczach popłuczynami po REBECE! Pewnych dzieł się nie rimejkuje i już. Gus van Sant też się raz wziął za Psychozę i jak się to skończyło…no właśnie. Zostawcie klasyki w spokoju. Apeluję do tych którzy zobaczą netflixowską Rebekę żeby zaraz pobiegli na YouTube gdzie za darmo i legalnie można oglądąc dzieło Mistrza Hitchcocka. Sami sobie porównajcie.


Jeśli ktoś jakimś cudem nie wie o czym Rebeka jest: historia dzieje się pod koniec lat trzydziestych. Młoda dziewczyna, nigdy nie nazwana przez autorkę, jest panią do towarzystwa slash sekretarką u bogatej i dość wrednej damy. Dziewczyna pochodzaca z niższych klas społecznych jest nieśmiała i zahukana. Obie panie przebywają w Monte Carlo gdzie pojawia się też niezbyt bliski znajomy starej jędzy, bogaty i chmurny Max de Winter, właściciel jednego z najpiękniejszych dworów w Anglii – Manderley. Max rok wcześniej stracił żonę i na skutek zbiegów okoliczności nawiązuje bliższe kontakty z dziewczyną po czym nieoczekiwanie prosi ją o rękę. Szybki ślub, miesiąc miodowy i nowa pani deWinter wraz z mężem przybywają do Manderley. Zaczyna się więc jak stary dobry romans ale uwaga – to przecież książka w stylu gotyckiej powieści grozy. W okazałym ale ponurym domostwie wciąż panuje dawna pani de Winter a jej obecność czuje się na każdym kroku, o czym ciągle przypomina budząca dreszcze gospodyni – pani Danvers.


Nie bez powodu dziewczyna będąca narratorką książki jest bezimienna – główną postacią jest bowiem Rebeka której nigdy nie zobaczymy na ekranie. Fenomen filmu z roku 1940 polega między innymi na tym że choć Rebeki nie widać to jest ona dojmującą osobą w prawie każdej scenie, jakby jej duch unosił się wkoło i jakby przed chwilą dopiero przestała pisać list podpisany R de W do jakiegoś markiza albo jakby dopiero co przeczesywała włosy siedząc przez lustrem w buduarze. W nowej ekranizacji tego absolutnie nie ma, tytuł wydaje się nieadekwatny bo tu bohaterką jest osoba grana przez Lily James. Tytuł powinien brzmieć, no nie wiem, może: Jak poślubić milionera… albo coś w tym stylu. W filmie z roku 1940 panuje gotycka atmosfera, pewnie to zasługa czarno białych kadrów, przepięknej gry światłem i cieniem, wspaniałej muzyki… W nowej wersji nie, może to wina nasyconych kolorów i jakiejś takiej teatralności… ciągle myślałam że aktorzy tak się snują jakby sami nie wiedzieli po co się to kręci.


Myślałam że może podkręci się insynuacje jakoby pani Danvers była zakochana w Rebece bo tego Hitchcock nie mógł zrobić w swojej wersji ze względu na cenzurę. Ale nie, zamiast tego dodano jakieś nie mające sensu sceny których ani w książce ani w pierwowzorze nie było a które nic specjalnego nie wniosły.
A teraz o aktorstwie – Lily James nie jest odpowiednią osobą do grania tej roli. Jej bohaterka była bardzo nieśmiała, nie brzydka ale też nijaka, trudno było uwierzyć że ktoś taki jak Max chciałby ją poślubić. Łatwo też było uwierzyć że nie będzie sobie dawać rady zarówno z byciem panią ogromnego domu jak i z rywalką w osobie przepięknej, uwielbianej przez wszystkich i idealnej Rebeki. Lily James jest zbyt atrakcyjna i zbyt ładnie ubrana, zbyt przebojowa w tej roli. Max czyli Armie Hammer to przy Olivierze drewno. Tyle w temacie. A już kuzynek Rebeki którego w pierwowzorze grał naprawdę rewelacyjny George Sanders (moje uwielbienie dla tego aktora jest ogromne, zobaczcie go też we Wszystko o Ewie) został zastąpiony jakimś wymoczkiem. Kristin Scott Thomas w roli pani Danvers robi co może ale chyba najbardziej podobała mi się Ann Dowd jako wredna jędza, pracodawczyni Lily James.

Nie ma w nowej wersji nastroju, nie ma tajemniczości, nie ma charakteru a przede wszystkim nie ma Rebeki. Nawet Manderley jako budynek wypada CH…JOWO.


Można ten film oglądnąć, czemu nie. W niedzielę do obiadu niech leci w tle. Mam nadzieję że jego bardzo słabe przyjęcie będzie nauczką dla innych by nie brali się za coś czego nie będą w stanie dźwignąć. Nie poprawia się ideału.
PS Wszystkie zdjęcia pochodzą ze stron internetowych, czarno – białe to oczywiście wersja z 1940 roku.
Tak w ogóle, to można w fabule zauważyć inspirację autorki klasyką Brönte, „Jane Eyre”. Film z Olivierem oglądałam wieki temu, bardzo teatralny i ma inne nieco zmiękczone rozwiązanie zagadki. Z tego co pamiętam, jest tam sugestia o miłości pani Danvers do Rebecci, bardzo subtelna, ale jest. W wersji z 1997 roku drugą panią de Winter grała Emilia Fox, aktorka, którą pewnie pamiętasz z serialowej DiU’95 jako Georgianę Darcy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Widzialam serial z Emilia Fox, tez nic specjalnego ale lepszy niz ten film. Rozwiazanie zagadki jest inne bo w tamtych czasach nie mozna bylo pokazac ze osoba ktora popelnila morderstwo wychodzi z tego bez szwanku. Oczywiscie film z 1940 roku jest nieco teatralny bo tak sie wtedy gralo:) wciaz rewelacja. Ogladalam go wczoraj po kilku latach a wczesniej kilkanascie razy I znow bym go chetnie zobaczyla:) mysle ze pora tez wrocic do powiesci
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bo Netflix to słaba platforma filmowa!
PolubieniePolubienie
Nie zgadzam sie z tym. Ale z Rebeki wyszla straszna kupa 💩 Netflixowi lepiej wychodza seriale I dokumenty niz filmy pelnometrazowe.
PolubieniePolubienie
No wlasnie o tym wspominałem ze filmy mają kiepskie a seriale (jak ktos lubi seriale) to są znosne.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No i teraz nie wiem, oglądać, czy nie;) Już mnie recenzja Zwierza zniechęciła. Chyba sobie włączę jak tło do zaległego porządkowania papierów 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zobacz zeby sie przekonac jakie to 💩🤣
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jako tło nadaje się idealnie. W papierkowej robocie się nie pomylisz.🤭
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Fakt, porzadkowanie papierow bylo ciekawsze;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba