Taka sytuacja. Mniej wiecej tydzien temu, ktoregos ranka, nasza recepcjonistka odebrala telefon od kobiety – goscia hotelowego – ze pobil ja jej chlopak ktory juz opuscil pokoj, ona sie boi wyjsc i prosi o wezwanie policji. Procedura jest taka ze my nie mozemy w takim przypadku zadzwonic, musi to zrobic osobiscie. Kobieta bala sie zarowno opuscic pokoj jak i w nim zostac, wiec poprosila o eskorte na dol i po chwili jeden z menadzerow oraz moja empatyczna kolezanka sprowadzili ja do lobby.
Kobieta na oko 23-25 lat byla wyraznie pobita. Miala siniaki na ramionach (spore) i na twarzy. Przyjechala policja i ambulans, ofiara zdecydowala sie zlozyc skarge. Mojej kolezance powiedziala ze to nie pierwszy raz, poprzednio zostala pobita przez tego samego faceta (swojego chlopaka) jakis miesiac temu, ale „wybaczyla” bo „przepraszal” i „plakal”.
Wyobrazcie sobie co mowi mi dzis rano recepcjonistka? Parka zameldowala sie poprzedniego dnia, znow razem, objeci, zadowoleni. Tym razem chyba jej nie pobil, przynajmniej nic takiego nie zglosila.
Za miesiac Walentynki czyli tradycyjna jatka w hotelach. Zawsze pomiedzy jakas para, przynajmniej jedna, dojdzie do rekoczynow. Niestety skasowalam juz z telefonu zdjecie ktore wspaniale moglyby zilustrowac ten akapit – rok temu facet pobil swoja dziewczyne w jednym z pokoi ktory oczywiscie przy okazji zdemolowal. Kiedy tam weszlam, zobaczylam porozwalane meble, strzaskane lustro, telewizor na ziemi, rozpieprzone roze, slady krwi na dywanie i poscieli a wsrod tego calego chaosu piekny ogromny pluszowy mis, zapakowany w przezroczysta folie i owiniety kokarda. Tylko on zachowal sie w calosci. Mniej wiecej 3 lata wczesniej w jednym z pokoi mezczyzna udusil swoja dziewczyne. Boimy sie Walentynek jak ognia.
Przemoc fizyczna i psychiczna to nie tylko bicie. To podnoszenie glosu, popychanie, ublizanie, upokarzanie, grozenie. Dzis znow bylam w szoku bo jedna ze znajomych ktora twierdzi ze ma idealnego meza, powiedziala ze nie wyobraza sobie by facet ja bil a ona w takim zwiazku zostala. Po czym dodala – owszem, on wrzeszczy, czesto ma podniesiony glos jak do mnie mowi, ale ja po prostu wtedy siedze cicho i odzywam sie dopiero jak sie zamknie.
Nigdy zadem mezczyzna czy chlopak z ktorym sie spotykalam nie podniosl na mnie glosu ani reki, nie ublizal mi ani w zaden inny sposob nie powodowal bym czula sie zagrozona czy zdolowana. Nie wyobrazam sobie czegos takiego i nie moge zrozumiec jak kobieta moze zyc w toksycznym zwiazku przez lata. Czytalam dzis statystyki ktore sa przerazajace, w calej Europie liczba kobiet bitych oraz tych ktore umieraja wskutek przemocy domowej wzrasta. Czemu kobiety nie odchodza od takich mezczyzn? Nie chodzi tylko o zaleznosc materialna bo w koncu wsrod ofiar sa kobiety zamozne i samowystarczalne. Milosc? Wstyd? Niskie poczucie wlasnej wartosci? Obwinianie samej siebie za agresje partnera?
Pamietam kiedy Rihanna zostala uderzona przez swojego chlopaka, bylo to tematem nocnego radiowego show. Wiecej niz polowa dzwoniacych kobiet powiedziala ze Rihanna sobie na to zasluzyla bo flirtowala z innym facetem i dlatego zostala uderzona. No przepraszam ale jak kobiety tak rozumuja to ja sie nie dziwie ze chodza z podbitymi oczami, i jakos mi ich nie zal.
Zeby nie bylo, nie pochodze z rodziny gdzie wszyscy sie kochali i szanowali. Mezczyzni pili i tez czasem bili, zdarzaly sie awantury, grozby, uciekanie z domu itp. Ale nie uwazalam tego za norme i nie wyroslam na ofiare, mimo zlych wzorcow. Gardzilam tymi mezczyznami ale i kobietami, za to ze byly tak glupie by sie na to godzic.
Tylko raz wmieszalam sie miedzy pare by ratowac znajoma przed jej mezem. To bylo dawno temu, moze 20 lat do tylu albo i wiecej. Moj znajomy, mezczyzna wyksztalcony, elokwentny, mily i w ogole sama kultura, zostal przeze mnie przylapany na jakiejs imprezie kiedy (zupelnie trzezwy) tak dla zabawy podtapial swa zone wkladajac jej sila glowe do duzego gara z woda (dzialo sie to w kuchni). Juz wczesniej dochodzily mnie sluchy ze on ja bije ale jakos nie chcialo mi sie w to wierzyc.
Jako osoba jeszcze mloda i naiwna rzucilam sie z pomoca na co on ja podtapiac przestal i zaczal sie nawet tlumaczyc, a ona zaczela sie na mnie wydzierac ze jak ja smie sie wtracac do ich zycia. Niestety nie zrobilam tego co powinnam, a powinnam byla podejsc, wsadzic jej ten glupi leb z powrotem do wody i wtedy wyjsc, ale tylko wyszlam.