Przedwczoraj w Belfascie powazne zamieszki czego przedsmak mialysmy w sobote. Pojechalysmy do stolicy Irlandii Polnocnej na Xmas market ale i zeby pojezdzic po miescie turystycznym busem.
Niestety toury odwolane, wkolo pelno policji i opancerzonych aut i atmosfera jakiegos niepokoju. To tylko przypomnialo mi jak bardzo nie lubie Belfastu. Jakas kobieta na ulicy zaczepila mnie zebym schowala aparat pod kurtke bo jak sie zaczna zamieszki to moga mi go zerwac z szyi. Na szczescie w sobote rozeszlo sie po kosciach, byl jakis przemarsz i tyle.
Sam market taki sobie, malutki, nic specjalnego do kupienia, troche ciekawego jedzonka i grzane wino. Pochodzilysmy po sklepach i zdazylysmy prawie na poczatek X Factora.
Celem zakupow mial byc tez prezent pod choinke dla C. – no coz, dobrze ze nie udalo sie nic znalezc bo skonczylismy to co bylo – cokolwiek to bylo – wczoraj. Nie nadaje sie do zwiazkow, powinnam to byla juz dawno temu wiedziec.
Czulam ze cos nie jest tak, ze to nie wychodzi tak jakos naturalnie, ze nie jestem szczesliwa z tym. Myslalam ze jak wrocil to skoro cos obiecalam to pojde za ciosem, wieksze problemy zaczely sie jak on zaproponowal zebysmy razem zamieszkali w sierpniu. Moze i bym sie zgodzila ale potem pomyslalam ze juz dwoch facetow skrzywdzilam robiac cos do czego nie bylam przekonana i wiedzialam ze sie predzej czy pozniej skonczy – moich mezow. I wiem ile mnie to nerwow i bolu kosztowalo zeby to rozplatac. Za bardzo go lubie zeby nas oboje pchac w cos co nie ma sensu.
Dzis rozmawialismy ostatni raz przez telefon, on tez czul ze cos jest nie tak, ze cos nie „pracuje” i sam nie wiedzial co, i sie zadreczal ze ja nie jestem szczesliwa z nim a przez to on sam tez nie byl.
Nie mowie ze nigdy nie spotkam kogos z kim wejde na jakis dalszy etap w zwiazku. Tylko to musi byc ktos dla kogo to zrobie z zamknietymi oczami, nie zastanawiajac sie sie czy tego chce i jak to bedzie, i po co, i moze lepiej nie.