Szukajac informacji o miejscach ktore chce zobaczyc podczas pobytu w Madrycie, natknelam sie na taki opis Segowii autorstwa Wojciecha Kossaka, ktory tam byl w 1899r:
W obrębie murów obronnych, częścią jeszcze rzymskich, częścią mauretańskich albo z czasów Karola V, nagromadzone obok siebie, jakby kto do pudełka to wszystko razem powrzucał, rzymskie akwedukty, wspaniałe moszeje z minaretami, renesansowe pałace i domy, w których nie wiadomo skąd mauretańskie mucharabie zamiast okien. To wszystko powiązane ze sobą dziwnymi zaułkami, schodkami, tajemniczymi jakimiś przejściami. Nad tym wszystkim dominująca skała, na której piętrzy się stary zamek, podobny w sylwecie do zamku orawskiego.
Mimo ze troche czasu minelo, opis jest zdumiewajaco trafny i wciaz aktualny. Segowia, prosze panstwa, piekna jest.
Z Madrytu majlepiej pojechac autobusem z Principe Pio (okolo 12 € bilet w obie strony). Na dworcu w Segowii wreszcie mila, kompetentna i mowiaca po angielsku osoba w informacji rozdaje mapki i opowiada gdzie isc i z ktorej strony zaczac – a trzeba od akweduktu bo to glowna atrakcja miasta.
Akwedukt powstal okolo 100 r.n.e. bez uzyciu cementu czy innej zaprawy – legenda glosi ze do budowy przyczynil sie diabel! Sklada sie ze 166 lukow i 120 kolumn i naprawde robi ogromne wrazenie (akwedukt, nie diabel oczywiscie;)
Reszta miasta wyglada radosnie, zwlaszcza w kontrascie z nieco posepnym Toledo. Mysle ze to zasluga cieplego kolorytu scian domow wykonanych z miejscowego wapienia piedra caliza. Typowa dla Segowii technika dekoracyjna jest esgrafiado segoviano, wzory wycisniete na tynku.
Pierwsze wrazenie kiedy sie czlowiek zaglebi w platanine uliczek to: jak tu cicho, pusto i spokojnie!
Owszem, turysci sie gdzies przewijaja ale szemrza raczej niz halasuja, zauwazylam tez – nie tylko w Segowii ale w Madrycie i Toledo – ze coraz wiecej jest pojedynczych osob samotnie zwiedzajacych. Ci w ogole cicho sa no bo i z kim maja rozmawiac 😉 Rozbawila mnie za to konwersacja dwoch Polek przemierzajacych z wozkiem podcienie akweduktu, nie turystek ale jak wynikalo z rozmowy, a raczej monologu jednej z nich – mieszkanek.
Otoz pani owa miala problem z mezem ktory zbyt czesto domagal sie wypelniania twz obowiazkow malzenskich. Zalila sie wiec kolezance, a zale te niosly sie echem po murach, ze porfavor ona juz nie moze wydolic.
Wracajac do Segowii – oczywiscie mnostwo kosciolow wkolo. Gotycka kadedra widziana z Plaza Mayor nie wydaje sie jakas ogromna, dopoki sie jej nie obejdzie wkolo. Wrazenie wzmaga fakt ze katedra jest wcisnieta miedzy waskie uliczki i idac nimi trzeba zadzierac wysoko glowe by podziwiac strzeliste wieze i gargulce.
Ciekawym obiektem jest Vera Cruz wzniesiony w XIII w podobno przez Templariuszy i renesansowy La Trynidad. Wielbiciele stylu romanskiego rowniez znajda cos dla siebie.
Jesli chodzi o Alcazar…coz, niespecjalnie. Zamek jest bardzo swobodna rekonstrukcja zniszczonego przez pozar budynku i szczerze mowiac nasunely mi sie odrazu skojarzenia z Waltem Disneyem i jego kreskowkowymi palacami.
Mozna sobie spokojnie darowac wejscie za 4,5 € bo naprawde w srodku nie ma nic ciekawego, rowniez widok z wiezy za kolejne 2.5 € wcale nie oferuje az takich „breahtaking” widokow. Zabrac oddech w piersi to moze raczej wspinanie sie w gore.Mimo to z daleka palac prezentuje sie uroczo.
Po Segowii najlepiej sie powloczyc, bo na kazdym kroku czeka jakis zachwycajacy zaulek. Tak sie powloczyc bez mapy – zgubic nie mozna bo wszystkie drogi prowadza czy to do akweduktu czy do alcazaru.
Z ciekawostek warto wspomniec ze miasto podobno zalozyl prawnuk Noego, to tam Izabela Kastylijska (ta od Kuolumba) zostala ogloszona krolowa i tam tez znajdowalo sie centrum inkwizycji w osobie przeora Tomása de Torquemada, jednego z najokrutniejszych tepicieli herezji.