Trochę fauny i trochę flory : )

Po estonskim oblezeniu mialam juz naprawde dosc wszystkich facetow.

Kiedy tylko sportowcy byli w hotelu zaczynaly sie pielgrzymki do recepcji:

-Miss, moja karta nie dziala… miss, a w jakim pokoju jest moj kolega? (jakby nie mogl zadzwonic ze swojego i sie spytac) … miss, a jak zamowie wake-up call to ty mnie przyjdziesz obudzic?

-Tak- odpowiadalam- przyjde i wyleje na ciebie wiadro zimnej wody.

I naprawde zaczelam sie zastanawiac czy nie napisac sobie na bluzce na wysokosci biustu: „Oczy ciut wyzej”

Moja kolezanka z rannej zmiany miala to samo i dziewczyna z restauracji tez. To juz slawny team cypryjski z seksownym doktorkiem byl mniej napalony, a podobno to narody poludniowe bardziej gorace sa…

Przy okazji dodac musze ze estonska mlodziez calkiem przystojna, wiekszosc jasnowlosa i niebieskooka ale o dosc ciemnej karnacji (chyba ze sie tak na naszym irlandzkim sloncu spiekli).

Wiec zeby odpoczac od testosteronu postanowilam w wolny dzien pojechac na tzw lono natury do Seaforde w Poln Irlandii. A wszystko zaczelo sie od Collodi w Toskanii kiedy to z przyczyn od nas niezaleznych (banda dzieciarow) zrezygnowalysmy z pojscia do Butterfly House. Postanowilam taki znalezc w Irlandii i znalazlam w Seaforde wlasnie.

Nie wiem skad mi przyszlo do glowy ze irlandzkie dzieci i ich mamusie nie lubia motylkow tak jak wloskie wiec bede sie mogla napawac tropikalna flora i fauna w ciszy i spokoju?

Przy wjezdzie do ogrodow napotkalam stadko pawi ktore poczatkowo wzielam za bazanty (za duzo z kMZ przebywam i najwidoczniej przejmuje od niej talent do nierozpoznawania zwierzat 😉

Na parkingu zobaczylam ku zwemu niezadowoleniu autokar i kupe samochodow, niby sroda ale jak sie okazuje etymologow-amatorow jest sporo. Bilet kosztuje okolo 7 funtow i uprawnia do wstepu do ogrodu z ponoc najstarszym w Irlandii labiryntem z zywoplotu i do pomieszczen z motylami.

Ogrod zostal tak nazwany z lekka przesada, bardziej pasowaloby – ogrodek. Malenstwo zwlaszcza w porownaniu z tymi ktore zwiedzalam ostatnio – Castlewellan i Tullynally. Owszem, jest maze ale w jego wnetrzu ganialo sie stado dzieci. Pare z nich znalazlo droge do  srodka labiryntu co pozwolilo im na wspiecie sie w gore i wydzieranie sie do kumpli:

-Widze cie, widze cie, jestem w srodku, widze cie, nie tam idz, zle idziesz itp.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poniewaz co weszlam w drozke wpadala na mnie roztupotana banda zrezygnowalam i pierwszym lepszym wyjsciem opuscilam to miejsce. Nic tam wiecej nie bylo do ogladania wiec wrocilam do kasy bo tam jednoczesnie znajdowaly sie drzwi do butterfly house. Po ich otwarciu nagle przestalam widziec-  okulary przeciwsloneczne ktore mialam na nosie w sekunde zaparowaly. A kiedy je sciagnelam zobaczylam jak cos ogromnego i niebieskiego doslownie wpada mi na twarz – to byl oczywiscie motyl.

Zdawalam sobie sprawe ze skoro owady fruwaja sobie luzem to warunki w srodku beda tropikalne i mowie Wam nigdy w tropiki nie pojade. Chwile potrwa zanim mozna w ogole zlapac oddech i organizm sie troche przyzwyczai do zaduchu i duzej wilgotnosci, oczywiscie spocilam sie momentalnie a po wyjsciu to mozna bluzke bylo wyzymac.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ale wracajac do owej glownej atrakcji Seaforde – powiem tak: ladne motyle,  niektore przepiekne i ogromne, niesamowicie kolorowe. Nawet by bylo fajnie popodziwiac gdyby nie dzieciarnia z mamusiami i babciami ktore co po chwila mowia: a popatrz jaki motylek tu leci, widzisz motylka? A tam jaki ladny motylek, no powiedz do babci: MOTYLEK…

A pomieszczenie jest male i mysle ze powinni tylko po jakies 10 osob wpuszczac na raz, nie wiecej. Najpiekniesze okazy okazaly sie niemozliwe do sfotografowania, za szybko dranie lataly i rzadko siadaly. Czailam sie na jednego ogromnego w kolorze turkusu. Oczywiscie soczysty turkus wystepuje tylko po jednej stronie, wiec kiedy wreszcie osobnik przysiadl na papu i zlozyl grzecznie skrzydelka juz nie byl taki fajny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ale poniewaz raz na jakis czas je jednak rozkladal postanowilam zaczekac i zlapac ten moment. Stalam tak z 15 minut, ja mysle ze on skapowal o co chodzi bo zlosliwie otwieral skrzydla tak ciu ciut i skladal kiedy tylko nacisnelam na migawke, a potem jak juz bylo za pozno to wtedy robil pokaz 😉 Udalo mi sie go troche przydybac mimo to. A ze mialam we wlosach takie male spinki-lapki to sobie pomyslalam ze powinnam mu te skrzydla jedna spiac i ciekawe kto by sie wtedy smial ;))))

Oprocz motyli zauwazylam grupke zolwi, byly tez papugi ale juz w klatkach oprocz tej:

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

a takze terraria z roznymi nieprzyjemnymi stworami miedzy innymi tropikalnymi karaluchami ktore by zdeptaly jedna noga nasze europejskie.

Juz po wyjsciu do normalnego srodowiska chyba sie za bardzo zachlysnelam rzeskim powietrzem (oraz rabnelam alkoholowego szota zakupionego w off-licence ktory zamiast spodziewanych kilku procent mial, jak potem przeczytalam, 14.5) bo nie zauwazylam ze przed samochodem mam drewniana barierke w ktora wjechalam (na szczescie bardzo wolno i samochod bez ryski) i ja zrzucilam.

Nie pozostalo nic innego jak z piskiem opon opuscic miejsce przestepstwa 😉 omal przy tym nie rozjedzajac paru bazantow…. przepraszam – PAWI.

Przyznam ze to miejsce mnie rozczarowalo bo spodziewalam sie polaci zieleni i przestrzeni do polazenia a dom motyli byl za maly zwlaszcza do ilosci zwiedzajacych. No i sklep z pamiatkami – tragedia. Tandetne plastkikowe zabawki i pare naklejek.

Tak czy siak pomyslam ze przynajmniej zajrze do Newcastle ktore mi sie coraz bardziej podoba za kazdym razem kiedy tam wpadam.

Jest to bardzo przyjemna nadmorska miejscowosc ktora przy sprzyjajacej pogodzie – a taka mamy juz od jakiegos czasu – zamienia sie w rasowy kurort. Jak w typowym takim miejcu sa wiec lodziarnie i kawarnie na kazdym kroku, sklepiki z wata cukrowa, kasyna, uliczni grajkowie, duzo miejc do zabawy dla dzieci i ogolna atmosfera wakacyjnego luzu. Luz udziela sie kazdemu – ot weszlam sobie do sklepu off-licence zakupic cygaro i truskawkowego sidekicka i co wiedze – staff w liczbie dwoch osob: chlopak i dziewczyna – doslownie lezy na ladzie przegladajac gazety i komentujac glosno artykuly w ogole nie zwracajac uwagi na klientow. Malo tego – dziewczyna trzymala na gazecie talerz z jakims jedzeniem i spokojnie zajadala, zapach obiadu unosil sie wkolo. Dosc niechetnie mnie obsluzono, wlasciwie zrobil to chlopak bo sprzedawczyni ani nie myslala przerywac konsumpcji.

Mialam jednak wciaz jakis niedosyt natury bo ledwie dzien pozniej spontanicznie postanowilam zajechac do Knockabbey Gardens and Castle do ktorego linka przyslala mi Alexis.

Irish Times nazwal ogrody „the hidden trasure” a to pewnie dlatego ze trudno znalezc 😉 Drogowskazy owszem sa ale sprytnie schowane i tak umieszczone ze je widac dopiero jak sie zawroci bo cos mignelo z lusterku wstecznym. Za to spodobaly mi sie od pierwszego wejrzenia na parking – pusto!

Zblizylam sie do zamku a wlasciwie dworu – ani zywej duszy, cisza i spokoj. Obeszlam dom i wreszcie w jednym z okien mignal jakis mezczyzna, zapukalam wiec jak ten ulan i zwabilam pana na zewnatrz.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Bardzo mily czlowiek  przyznal ze zauwazyl ze ktos minal brame ale potem mnie stracil z oczu. Strescil krotko historie domu ktory istnial juz w 1399 roku choc w innej formie. Do przesledzenia losow dworu i ich wlascicieli zapraszam tu: http://www.knockabbeycastle.com/history_and_heritage/index.html

Nie poproszono mnie nawet o uiszczenie oplaty za wstep, pan wskazal mi tylko gdzie mam isc i zebym potem koniecznie zobaczyla wnetrze domu rowniez udostepnione zwiedzajacym. Ruszylam wiec wolno drozka i musze przyznac ze czar tego miejsca owladnal mna od razu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przede wszystkim cisza i spokoj, ogromny teren porosniety w wiekszosci wysokimi drzewami, mozna wiec poczuc sie jak w lesie. Raz za czas jakis posag opatulony pajecznyna ukaze sie gdzies na polance dodajac miejscu romantycznej otoczki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Najwieksza jednak atrakcja sa ogrody  ze sciezkami prowadzacymi wsrod oczek wodnych i zarosnietych stawow. Wyglada to niezwykle tajemniczo tym bardziej ze woda w niektorych miejscach jest tak pokryta zielonym kozuchem ze wyglada jak zwykly trawiasty teren, pewnie dlatego postawiono tabliczki by nie zbaczac z drogi  bo „danger – deep water”.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Stanelam na mostku by zrobic pare zdjec, odwracam sie i co widze – wielgachne rude kocisko na galezi, chyba bardziej wystraszone moim wtargnieciem na jego teren niz ja niespodziewanym widokiem zywego stworzenia w tej gluszy : ) Niestety nie zdazylam zrobic fotki bo zeszkoczyl i oddalil sie z gracja.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Kiedy juz sie wyplatalam znad wody znalazlam sie na otwartej polanie z malowniczym gazebo posrodku w ktorym siedzial ten sam kot, niestety znow niechetny do pozowania. Weszlam do wnetrza domu – typowe pomieszczenia jak praktycznie w kazdym takim dworze plus troche wypchanych jelenich glow oraz jedna tygrysia, troche ekspozycji dawnych strojow i zdjec przedstawiajacych historie miejsca i jego wlascicieli, ogolnie bardzo ciekawie to zrobione ale jakos mnie zawsze bardziej fascynuje przyroda.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Obeszlam jednak wszystko natknawszy sie po drodze na przedziwna figurke buddy ktory wyglada jakby wrocil z Ameryki, takie ma zeby, prawie tak biale jak Bon Jovi ; ) Akurat do domu zawitaly tez starsze panie ogladajce z uwaga sprzety i mowiace „lovely, lovely” co piec sekund.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Odszukalam wlasciciela, nie chcial ode mnie wziac pieniedzy ale w koncu krakowskim targiem zgodzilismy sie na 5 e (bilet kosztowal 10). Oczywiscie pogadalismy chwilke, wspomnialam o kocie, on na to:

-Ach tak, to Ginger, ale ja mam jeszcze cztery psy. irish wolfhound (wilczarze), najwieksze psy na swiecie.

Psami nie jestem zainteresowana wiec pozegnalam sie i ruszylam na parking. Ide sobie powoli ciagle pod wrazeniem ogrodu i jego relaksujacej mocy  i nagle zza zakretu wypada sobie ni mniej ni wiecej tylko pies Baskerville’ow. To mi przynajmniej przyszlo do glowy i znieruchomialam, tym bardziej ze zaraz pokazal sie jego blizniak. Zwierzaki tylko troche nizsze ode mnie zaczely sie zblizac, nie wiedzialam za bardzo czy mam sie polozyc na ziemi i udawac trupa czy wolac HELP ale zanim cokolwiek zrobilam one juz mnie zaczely szturchac lbami raczej po przyjacielsku. Po chwili dolaczyly do nas jeszcze dwa inne, troche mniejsze, ras nie rozpoznalam, i tak sobie stalam w koleczku obwachujacych mnie stworow zastanawiajac sie czy isc czy czekac az one sobie pojda.

Wreszcie zostawily mnie w spokoju, cala mokra i pobrudzona trawa od ich brudnych pyskow. Za pozno sie wzielam za zrobienie zdjecia wiec wyszlo nieostro. Wygladaja tu niegroznie i niewysoko jak Pankracy ale uwierzcie mi – wielkie bydlaki!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wiecej zdjec sie powinno pokazac na fejsbuku dzis lub jutro.

Do Knockabey na pewno wroce na jesien po zobaczeniu tej galerii:

http://www.knockabbeycastle.com/the_garden_today/autumn/index.html#006

Awczesniej zajrze tu:

http://www.belvedere-house.ie/

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.