Hollywood w Cong

W latach 30tych ubiegłego stulecia, słynny amerykański reżyser John Ford przeczytał opowiadanie The Quiet Man, które przeniosło go nostalgicznie do kraju przodków, do Irlandii. Zakupił prawa do ekranizacji i zlecił napisanie scenariusza. Pierwsza wersja, zbyt polityczna i na serio, nie podobała się Fordowi. On chciał romansu. Kiedy w końcu otrzymał nową, satysfakcjonującą adaptacje, zakontraktował do filmu dwie hollywoodzkie gwiazdy – Johna Wayne’s i Maureen o’Hara. I na tym sprawa utknęła, bo żadna wytwórnia nie chciała dać kasy na „silly Irish story”.

Maureen, która była rodowitą Irlandką z Dublina, robiącą karierę w Ameryce i Wayne, do którego zwracano się per Duke, byli nie tylko gwiazdami Hollywood, ale i dobrymi przyjaciółmi. Zagrali już razem w dwóch filmach, kiedy zgodzili się na udział w The Quiet Man. Ale lata upływały, a żadna wytwórnia nie chciała go wyprodukować. O’Hara i Wayne powiedzieli Fordowi, że niedługo będą za starzy, by grać główne role. To popchnęło go do ponownej wędrówki od drzwi do drzwi, aż wreszcie wytwórnia Republic Pictures zgodziła się wyprodukować film, ale pod jednym warunkiem. Ford musiał najpierw nakręcić dla nich dochodowy western z Waynem i O’Hara, żeby pokryć przewidywane straty z głupiutkiej irlandzkiej historyjki. I tak oto powstał film Rio Grande, aby sfinansować produkcję The Quiet Man.

Był to pierwszy hollywoodzki film kręcony w kolorze poza Ameryką, pierwszy dla Republic Pictures w technikolorze. Widziałam go bardzo dawno temu i zapamiętałam tylko tyle, że chodziło o jakiś posag 🙂 W skrócie, film opowiada o Seanie, sławnym bokserze irlandzkiego pochodzenia, który po przerwaniu kariery sportowej powraca do Irlandii, aby odzyskać rodzinny dom i osiąść tam na stałe. Komplikacje pojawią się, kiedy Sean zakocha się w krewkiej Mary Kate, siostrze Willa, który też chce zakupić ten sam dom. Nie chcę opowiadać całej treści w razie, gdyby ktoś zechciał film zobaczyć, ale motyw posagu faktycznie się tam pojawia i jest bardzo ważnym wątkiem. W każdym razie „silly Irish story” została nominowana do wielu prestiżowych nagród, zgarniając między innymi dwa Oscary – za najlepszą reżyserię i zdjęcia. Film zarobił prawie 4 mln dolarów w pierwszym roku wyświetlania. Dużo, dużo więcej niż Rio Grande.

Film miał pokazywać idylliczną wersję Irlandii, która dla Amerykanów od zawsze i po dziś dzień jawi się jako kraina wiejska i zielona, zacofana i religijna. Owce, kościoły i dziwni ludzie z dziwnym akcentem, pijący Guinessa. Gdzieniegdzie rudowłosa „harda” piękność. Mimo iż akcja dzieje się w latach 30tych, anglo-irlandzkie animozje są tylko subtelnie zarysowane. W miasteczku katolicki ksiądz i protestancki pastor są przyjaciółmi, a nawiązaniem do brytyjskiej supremacji jest toast na ślubie: we wish you live in national freedom (słowo national zostało jednak w wielu wersjach wycięte). Tak samo jak wymiana zdań między dwoma postaciami: „so the IRA is involved in that too? If it were, not a scorched stone of your fine house would be standing.”

No dobrze, ale co film ma do mojej ostatniej wycieczki, opisanej już częściowo w dwóch poprzednich postach 🙂 Otóż był on kręcony głównie w Cong, niewielkim miasteczku w hrabstwie Galway, oraz jego okolicach. Tam też pojechałyśmy razem z Ditą, zainteresowane bardziej ruinami opactwa i zamkiem Ashford, niż historią filmową. Ale Cong jest pełen wspomnień o The Quiet Man – począwszy od pomnika przedstawiającego Wayne’a i O’Harę w jednej ze scen, kiedy on trzyma ją na rękach, na muzeum skończywszy. Lokacje z filmu są wyraźnie oznaczone i miasto ma naprawdę dużą rzeszę odwiedzających fanów tej produkcji. Sklep ze słodyczami, który w filmie był przerobiony na pub, w 2008 roku przebranżowił się na pub właśnie, z powodu rozczarowanych miłośników, którzy nie mogli się napić piwa tam, gdzie robił to Sean.

Praca nad filmem przyniosła twórcom dużo radości, bo reżyser jak i dwójka gwiazd mieli irlandzkie korzenie. Wiele mniejszych ról zostało obsadzonych przez rodzinę Maureen i Forda, mieszkającą na stałe w Irlandii. John Wayne, którego pra pra dziadek wyemigrował do Stanów z hrabstwa Antrim, był bardzo zaintrygowany historią i okolicą. Dużo zwiedzał i zawitał też do świątyni w Knock, o której pisałam w poście o lotnisku w Knock. Praca nad The Quiet Man zapisała się na stałe w historii miasta i okolic, ale i w sercu Maureen O’Hary. Często wspominała o tym w wywiadach i swoich wspomnieniach.

Film kręcony był chronologicznie i w jednej z pierwszych scen Mary Kate chce spoliczkować Seana. Wayne odruchowo zablokował cios ręką, przez co niefortunnie złamał aktorce dłoń w nadgarstku. Mimo bólu, Maureen dociągnęła scenę do końca i niestety musiała grać w takim stanie aż do zakończenia zdjęć. Natomiast na końcu filmu jest moment, kiedy bohaterka szepcze coś do ucha Seana, a on robi zszokowaną minę. Ford chciał uzyskać naturalny efekt na twarzy aktora, więc nie zdradził nikomu, co Maureen będzie szeptać, powiedział to tylko jej. Ponoć było to tak szokujące, że O’Hara zgodziła się pod warunkiem, że nikt nigdy nie dowie się, co to było za zdanie. Tak więc ostatnie słowa w filmie pozostały tajemnicą, znaną tylko trzem osobom: reżyserowi i dwójce gwiazd. Zabrali tę tajemnicę do grobu.

A z czego jeszcze znane jest Cong: z ruin opactwa, które zostało ufundowane przez ojca króla Cathala, o którym pisałam w poprzednim poście o Ballintubber Abbey. Miał on zresztą około 26 potomków (z wieloma kobietami) – Cathal, jak już wiecie, był królem Connaught, a Ruaidri (Rory) ostatnim „high king”, czyli królem nad królami (całej Irlandii). Rory mieszkał w opactwie przez około 15 lat i tam zmarł. W muzeum w Dublinie można podziwiać The Cross of Cong, krzyż wykonany na początku XII wieku dla opactwa. Ruiny są niezwykle malownicze, a na rzeczce są też pozostałości niewielkiego domku, gdzie mnisi łowili ryby przez dziurę w podłodze.

No i oczywiście jest też zamek, będący teraz siedzibą najlepszego 5* hotelu w Irlandii i jednego z lepszych na świecie – Ashford Castle. Można go podziwiać z zewnątrz, ale przez bramę się nie przejdzie nie będąc gościem. Ponieważ najtańszy pokój na ten dzień kosztował ponad 900 euro, zadowoliłyśmy się oglądaniem z oddali 🙂 W zamku (również w czasach, kiedy nie był jeszcze hotelem) gościli znamienite osobistości, między innymi Oscar Wilde (którego ojciec posiadał dom i ziemię tuż obok) książę Monaco z żoną, John Lennon, oczywiście John Wayne i Maureen o’Hara a także Pierce Brosnan, który miał tam swe przyjęcie weselne.

Zamek został zbudowany w 1228 roku przez anglo-normańską rodzinę Burgo, ale przez kolejne wieki przechodził przez tyle rąk i tyle przeróbek i dobudówek w różnych stylach, że na pewno bardzo się różni od stanu wyjściowego. Przez jakiś czas posiadała go rodzina Guinness. Przejdę jednak do czasów bardziej współczesnych: przed recesją zamek za 50 mln euro zakupił investor z Galway, który zbankrutował. W 2011 roku za marne 20 mln nabyła go grupa hotelowa Red Carnation Hotels, która jest właścicielem do dziś.

Podczas recesji i po covidzie można było znaleźć dość atrakcyjne pakiety na noclegi, ale szczerze ja osobiście nie lubię nawet wchodzić do takich ekskluzywnych establishmentów 😉 Gdyby jednak ktoś chciał zobaczyć zamek w środku, najtańszą opcją wydaje się rezerwacja Afternoon Tea za 75 euro na łebka.

W czwartek wyjeżdżam pół służbowo pół prywatnie do Warszawy i Łodzi. W planie teatr pani Jandy, wycieczka po Pradze i może rejs po Wiśle z zachodem słońca. Na Łódź nie mam za wiele pomysłów, więc liczę na jakieś spontany na miejscu 🙂

5 uwag do wpisu “Hollywood w Cong

  1. Czyli okazało się na odwrót – to „silly Irish story” pokryło straty z westernu 😀

    O Maureen słyszałem, o Waynie to nawet nie ma co mówić – klasyk i tyle 🙂

    Przypomniałaś mi, że gdzieś w szkicach mam notkę o irlandzkich konotacjach samego tego kultowego napisu „Hollywood”. Muszę odszukać.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Bylam widzialam i nawet na tym lotnisku ladowalam:) Musze przy okazji film obejrzec:)

    „Film miał pokazywać idylliczną wersję Irlandii, która dla Amerykanów od zawsze i po dziś dzień jawi się jako kraina wiejska i zielona, zacofana i religijna. Owce, kościoły i dziwni ludzie z dziwnym akcentem, pijący Guinessa. Gdzieniegdzie rudowłosa „harda” piękność.” a nie jest?;)

    Z ta religijnoscia to sie na szczescie zmienilo, a zaofani dla Amekerykanow sa chyba wszyszcy;)

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Kat Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.