Trudno mi się otrząsnąć po powrocie z Wenecji. Normalnie po każdej podróży szybko przestawiam się na tryb niewakacyjny. Po prostu wracam, trochę pogadam i popiszę o tym, jak było i już. Po Wenecji natomiast czuję się jak wyrwana z cudownego snu. Moja dusza się błąka po tamtych uliczkach i mostach, a w uszach ciągle chlupocze woda, poruszana płynącymi łodziami. Nie jestem romantyczką, ale tam osobowość mi się zmienia. Gdyby było życie po śmierci, to chciałabym pałętać się jako duch właśnie tam. Pod rękę z duchem Casanovy.

Problemy z aqua alta, czyli wysoką wodą, zalewającą Wenecję, udokumentowane są od V wieku naszej ery. Teoretycznie Wenecja powinna przestać istnieć w okolicach roku 2100, choć system przeciwpowodziowy MOSE może to przedłużyć. Po nas choćby potop… więc zaklinam każdego, kto nie był w Wenecji: przynajmniej raz pojedźcie tam. To jest miejsce unikatowe pod każdym względem. Podczas swojego pobytu rozmawiałam z dwiema Amerykankami, które przyjechały do Europy pierwszy raz po to, by zobaczyć Wenecję. Jedna z Nowego Yorku, druga z Waszyngtonu. Powiedziały mi, że czują się tak, jakby dostały obuchem w głowę. I jak zazdroszczą nam, Europejczykom, że mamy tak blisko do tych wszystkich cudownych miejsc, jakie są na naszym kontynencie.

Historia Wenecji jest fascynująca, wspomnę tylko, że jest to najdłużej istniejąca republika (1100 lat nieprzerwanie). Dużo na temat historii miasta, a właściwie Republiki Weneckiej, dowiedziałam się z bardzo interesującej wycieczki w Pałacu Dożów, pod nazwą Secret Itineraries. Wstęp do Pałacu kosztuje 30 euro, warto więc wybulić dodatkowe 3 euro, by z przewodnikiem zobaczyć mniej reprezentacyjną część, czyli biura i więzienie. Także dwie cele, w których przetrzymywano Casanovę. Ale nie chodzi tu o widziane miejsca, ale o wiedzę przekazaną podczas zwiedzania.

Nie chcę Was zanudzać faktami, które można znaleźć na Wikipedii, wspomnę więc tylko, że Doża był co prawda ważną osobą w Wenecji, ale władzę prawdziwą posiadała tzw Signora of Venice, czyli kilku członków Minor Council oraz trzech sędziów sądu najwyższego. The doge is dead, but not the Signoria – to się tradycyjnie mówiło, gdy doża zmarł. Wenecja pozostała niezmiennie republiką i ustrzegła się buntów i powstań (za wyjątkiem szybko stłumionego wyskoku jednego doży) dzięki armii szpiegów i skrytobójców. Kara za działanie przeciw swemu krajowi czy rządowi to śmierć, do tego ludzie mający dostęp do istotnych informacji byli bardzo dobrze opłacani, nie było sensu ryzykować i wchodzić w układy z wrogami. Wenecja również propagowała swój wizerunek państwa wyjątkowego, mówiło się, że Wenecja jest zakochana sama w sobie.

Cele więzienne w pałacu są niskie, żeby więźniowie byli zmuszeni siedzieć lub leżeć. Dla Casanovy, który mierzył prawie 2 metry, musiało to być uciążliwe. Było tam wilgotno, zimno i ciemno, ale w końcu nie miało się tam być dla przyjemności. W sali tortur dowiedziałam się z ulgą, że Wenecjanie nie byli okrutni z natury, więc żadne nawijanie jelit na kole czy inne wysublimowane męczarnie się tam nie odbywały. Tortury polegały głównie na wiązaniu rąk z tyłu i podnoszeniu ich na sznurze do góry. Nie wolno było torturować osób poniżej 16 lat i powyżej 65, oraz kobiet w ciąży. Z czasem postanowiono przerzucić się na działanie na psychikę: więźniów umieszczano w zamkniętych skrzyniach w rodzaju szafy, by mogli słyszeć jęki i lamenty innych. Tylko że Ci inni to byli zatrudnieni aktorzy.

Ponoć Most Westchnień, łączący pałac z więzieniem, nazywa się tak dlatego, że przechodzący nim skazani wzdychali widząc Wenecję po raz ostatni. Otóż moi drodzy, raczej dlatego, że nic nie mogli zobaczyć, bo z tych zakratowanych okienek nic nie widać. Na dowód zdjęcie poniżej. Jedyną osobą, która uciekła z więzienia, jest Giacomo Casanova. Bardzo interesujący mężczyzna z fascynującym życiem, znany głównie ze swych podbojów seksualnych. Giacomo uciekł podczas drugiej próby, ponoć bezczelnie przedostał się do pałacu razem z kumplem, dzięki zrobionej przez niego dziurze w celi, po czym oboje udali pijanych i zagubionych gości, bo akurat w pałacu trwała jakaś biba. Strażnik ich wypuścił, a Casanova zanim wyniósł się z miasta, spokojnie napił się wina w knajpie obok pałacu. Tak to przynajmniej opisał w swych pamiętnikach.

Oficjalna część pałacu to monumentalne sale, ozdobione ogromnymi malowidłami, które są na ścianach i sufitach. Tak samo zresztą jak w kościołach w Wenecji, gdzie się nie wejdzie, tam jakiś Tintoretto, Tizian, Bellini. Ogólnie nie jestem miłośnikiem tego typu sakralnej, barokowej sztuki, którą nazywam kłębowisko ciał. W centrum jest jakaś scena, a naokoło kłębią się powyginane postaci.W Wenecji (tej części na wyspach) jest około 80 kościołów, głównie katolickich. Weszłam do kilku, w tym chyba najbardziej znanego Santa Maria Glorioza dei Frari. Jest tak duży, że nie udało mi się zrobić żadnych dobrych zdjęć. San Francesco della Vigna ma ponoć przepiękne krużganki, niestety powitała mnie informacja, że chwilowo nie można ich zwiedzić. Natomiast San Zaccaria church ma podziemną kryptę, która przez większą część roku jest zalana wodą, w sensie nie całkowicie 🙂 akurat podczas mojej wizyty dużo jej nie było.

Ogólnie moim celem było robienie zdjęć ludziom w kostiumach i romantycznym widokom, choć chyba tylko takie są w Wenecji, ale oprócz kościołów i Pałacu Dożów znalazłam też przepiękny pasaż Sotoportego de la corte nova (na zdjęciu powyżej, obok zalanej krypty). Sotoportego to coś takiego jak Wynd w Edynburgu, czyli wąskie przejście między budynkami. To konkretne jest ozdobione obrazami i mozaiką na suficie jak jakaś kapliczka. Poszłam też do Scala Contarini del Bouvo, XV wiecznego pałacyku z niezwykle piękną klatką schodową. Można ją podziwiać z zewnątrz za darmo, albo wejść do środka za 8 euro. Za tę cenę raczej nie ma sensu, choć w karnawale może się zdarzyć (jak mnie) że będą tam pozować ludzie w kostiumach.

Całkiem darmowy i świetny widok na Wenecję jest z eleganckiej galerii handlowej Fondaco dei Tedeshi. Trzeba tylko zrobić rezerwację na stronie, aby zapewnić sobie 15 min slot. Naprawdę warto, ale na wejście tak z buta nie liczcie, bez rezerwacji odbijecie się od drzwi 🙂 Zarezerwowałam też Ghost Walking Tour przez Airbnb z Alexem, Brytyjczykiem mieszkającym od 6 lat w Wenecji. Niespecjalnie polecam, bo w porównaniu z innymi podobnymi doświadczeniami ten był taki sobie. Owszem, Alex ma talent aktorski i potrafi nawijać, ale był to raczej przerost treści nad formą. Normalnie podczas tego typu wycieczek można się dużo dowiedzieć o historii danego miejsca, tylko jest to pokazane i podane jakby od innej strony. Alex skupił się na tym, by nas przestraszyć.

Jedyną interesującą historią była opowieść o Bartolomeo Colleoni, mężczyzny, który w XV wieku był odpowiedzialny za obronę Wenecji przed wrogami. Jako celebryta swoich czasów, często zapraszany był na różne imprezy w towarzystwie arystokratów i innych znanych osobistości. Miał tam w zwyczaju prezentować swego rodzaju fizyczną anomalię, którą uważał za błogosławieńswto i symbol swej nadzwyczajnej męskości, mianowicie trzy jądra. Bartolomeo był z nich tak dumny, że zmienił godło swego rodu na trzy jądra właśnie.

Co do samego weneckiego karnawału – ponoć pierwszy zaczął się w 1162 roku, kiedy to ludzie zebrani na placu Św Marka zaczęli tańczyć i świętować militarne zwycięstwo Wenecji nad miastem Aquileia. W XVII i XVIII wieku karnawał był niezwykle popularny, ale w 1797 roku, kiedy Wenecja była pod okupacją napoleońską, zwyczaj ten został zakazany. Wznowiono go dopiero w latach 70tych ubiegłego wieku. Maski, tak utożsamiane z karnawałem, były noszone przy różnych okazjach. Oczywiście głównym celem było ukrycie swojej tożsamości. Jako że historyczna Wenecja jawi się jako miejsce dość rozrywkowe, można było jeszcze bardzieć szaleć, kiedy nie było się rozpoznanym. Prawo nawet musiało zakazać noszenia masek w pewnych okolicznościach, np nocą. Choć było też prawo, które zakładało, że przestępstwa popełnione przez ludzi w maskach są nie karalne, bo dokonała ich nie dana osoba, ale „maska”.

Przyznam się, że osoby w kostiumach i pełnych maskach, zakrywających całą twarz, robiły niesamowite wrażenie. Jest coś niezwykle pociągającego i tajemniczego w tym, że nie wiemy, jakie oblicze i kto sie kryje pod przebraniem. Jeśli będziecie wybierać się za rok, to oczywiście mnóstwo osób w kostiumach kręci się na placu św Marka i można tam zrobić ciekawe zdjęcia, ale jeśli nie chcecie mieć w kadrze innych osób, głównie turystów, wystarczy udać się gdzie indziej. Przebrane osoby mają często własnych fotografów, więc szukają miejsc, gdzie można zapozować. Na placu, ale przy samym brzegu zatoki, zwłaszcza nocą, pozują przy chyboczących się gondolach. Są na mostkach w całym mieście, ale najwięcej gromadzi się przy Arsenale. Ładne sesje można zrobić przy wspomnianym kościele San Zaccaria, a jak się ma szczęście, jak ja, to na tarasie galerii handlowej i w pałacu del Bouvo.

Na koniec jeszcze wspomnę, że choć najwięcej się dzieje w weekendy, to najlepsze zdjęcia można zrobić w dni powszednie, bo jest znacznie puściej. Do tego wszystkie atrakcje są nie oblegane, jak do cafe Florian w niedzielę stała kolejka, tak w poniedziałek było pusto 🙂 Ze spraw przyziemnych – w okolicy znajduje się bodajże 14 publicznych toalet, do których prowadzą umieszczone wszędzie drogowskazy. Płaci się 1.50 euro gotówką, ale jest tam bankomat plus obsługa, która rozmieni pieniądze. Toalety czynne są od wczesnego rana do 9tej wieczór. I przypominam ponownie: chodzi się po ulicach po prawej stronie 🙂
Wenecja robi takie wrazenie bo jest totalnie inna od znanego nam swiata, a przez to odrealniona. Juz samo plyniecie Alilaguną z lotniska jest dosc osobliwe, no a potem jest juz tylko lepiej. Pamietam ze nie moglam sie przyzwyczaic do ciszy, zadnych ryczacych skuterow ani aut, no bo ich nie ma, ani dróg 🙂 Wenecja jest tez bodajże jedynym miastem gdzie nie razi mnie to w jakim stanie sa budynki, rozumiem ze mozna by je odnawiac w kolko a i tak tynk by odpadal od tej wilgoci. Bylam w koncu lutego i obylo sie bez tlumow, smieci, upalow (straszny ziab i wiatr w ostatni dzien) i smrodu z kanalow, wiec to widocznie dobry czas na wizyte. Jak najbardziej chce wrocic, poplynac na wyspy, pojsc do teatru w godnym przyodziewku i doswiadczyc tego co mnie ominelo poprzednio 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bylam w Wenecji o roznych porach roku i zadnego smrodu z kanałow nie bylo. Nie wiem, kto rozpuszcza takie wiadomosci:) miasto by nie wygladalo tak pieknie, jakby bylo na maksa odpicowane.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pingback: Karnawał Wenecja 2025 – Dublinia pisze