Lyon – wstępnie

Lyon nie był na mojej liście miejsc do odwiedzenia, dopóki podczas covidowej niewoli nie zobaczyłam wycieczki live na niestety nieistniejącym już serwisie streamingowym Heygo. Miasto wydało mi się na tyle interesujące, że wreszcie, wykorzystując częściowo ostatni covidowy voucher na odwołany lot z Aer Lingusa, zarezerwowałam kilkudniowy wyjazd.

Z lotniska do centrum można dojechać różnymi sposobami, ja wybrałam Rhone Express za 35 euro w obie strony (bilet ważny na cały rok od momentu zakupu). Krótka trasa z terminalu na dworzec jest świetnie oznaczona, wystarczy iść za strzałkami 🙂 Dojazd trwał około pół godziny, a z głównego dworca wzięłam taksówkę.

Zarezerwowałam Airbnb w Vieux, dzielnicy mającej ponad 500 letnią historię. Malutkie studio na czwartym piętrze bardzo typowego starego budynku, z klatką schodową jak w wieży, biegnącą spiralnie ku górze. Żadnych problemów z meldunkiem – dostałam dokładny opis ze zdjęciami. Pierwszego dnia przestało działać wi-fi, co od razu zgłosiłam. Firma administrująca szybko odpowiedziała, prosząc o sprawdzenie, czy router jest dokładnie podłączony. Acha, nie był, bo żeby podładować telefon, wyłączyłam coś z kontaktu. Właśnie router.

Lyon jest nazywany małym Paryżem – trudno mi się do tego odnieść, bo nie byłam w Paryżu. Ale z tego, co widziałam w Emily in Paris, faktycznie nowa część wygląda bardzo podobnie. Robi wrażenie, jednocześnie nie będąc zbyt ogromną i zatłoczoną. Fajnie się chodziło szerokimi ulicami, nie obijając się o nikogo 🙂 Świetne sklepy, zarówno sieciówki jak i butiki, oraz wielka moda jak Hermes czy Prada.

Przyjeżdzając z Irlandii, gdzie 90% ludzi na ulicach chodzi w dresach (kobiety też w legginsach) i gdzie w sklepach nie można nic sensownego kupić, aż mi oczy na wierzch wychodziły od widoku normalnych, ładnych rzeczy. Nie tylko w sklepach, ale i na ludziach. Nie widziałam ANI JEDNEJ osoby w dresie czy legginsach. Kupiłam kilka rzeczy do ubrania, a po wejściu do najpiękniejszego salonu Swarovski jaki w życiu widziałam (gdzie pan posadził mnie na fotelu przed lusterkiem i zakładał mi biżuterię do przymiarki) również naszyjnik Luna. Wow.

Ludzie są przesympatyczni. Wszyscy się uśmiechają, od randomowej pani w oknie, popijającej winko, do kierowców, którzy nie trąbią, poprzez sprzedawców w sklepach i przechodniów mijanych na klatkach schodowych. W ile ja się rozmów z nieznajomymi wdałam, to nie zliczę. Każdy mówi po angielsku. W sklepach ekspedientki zwracały sie do mnie najpierw po francusku, a jak mówiłam, że nie mówię w tym języku, to od razu mówiły : I’m sorry I didn’t catch that… no jak miały catch, po twarzy tego nie widać 🙂

Francuzi nie mają problemu z zagadaniem do kobiet, to już dawno zauważyłam. Ale nie w taki nachalny sposób to robią, ani nie wulgarny. Pierwszego dnia robiąc zakupy poznałam właściciela sklepu, który zaprosił mnie na spacer na kolejny dzień, żeby mi pokazać miasto. I nie było w tym żadnych podtekstów, aczkolwiek podczas tego, notabene bardzo miłego spaceru, czuć było, że gdybym chciała coś więcej to why not 😉 Kolejnego dnia podczas wspinaczki na wzgórze katedralne napotkałam z kolei grupkę panów tak może w wieku 55-60 lat, bardzo przystojnych i umięśnionych. Zaczęli coś mówić po francusku, a kiedy odpowiedziałam po angielsku, jeden z nich popisał się mówiąc : you are beautiful. I naprawdę oni robią to w taki sposób, że ani nie jest to sleezy (jak to robią np Turcy) ani w taki, że chciałoby się od razu użyć gazu pieprzowego.

Ogólnie i miasto i mieszkańcy sprawiają bardzo dobre wrażenie. Wśród turystów przeważają Australijczycy, bardzo miłe dwie starsze panie mieszkały vis a vis, więc zdarzyło nam się wypić winko od czasu do czasu na wspólnym dziedzińcu. Nie powiem, by Lyon dostał się do mojej top 10 najpiękniejszych dużych miast jakie odwiedziłam. Daleko mu to bajkowości Edynburga czy Tallinna, uroku Sztokholmu lub Pragi, oraz do atrakcyjności Londynu. Ale cieszę się, że go zobaczyłam i poznałam jego bogatą historię (o czym oczywiście napiszę).

Na pewno jest do dobre miejsce na zakupy, a także dla wielbicieli dobrego jedzenia, do których ja nie należę. Znajdziemy tu 20 restauracji Michelin (9 ma aż 3 gwiazdki). Podczas walking tour przewodnik Paul wyjaśnił nam genezę tych oznaczeń. Otóż Michelin, producent opon, zaczął wydawać przewodniki, a w nich polecać restauracje. Jedna gwiazdka to najlepsza w mieście, dwie oznaczają, że dla tego miejsca warto zrobić detour i zboczyć z trasy. A trzy to przybytek, do którego się po prostu jedzie jako do celu podróży. Paul powiedział, że kiedy był dzieckiem, miał kolegę z bogatej rodziny, która planowała wakacje we Francji wg polecanych przez Michelin restauracji. Paul nadmienił, że jego rodzina z kolei brała z sobą własne ziemniaki 😉 za to teraz zdarzyło mu się w kilku być.

Bouchon to z kolei określenie tańszej restauracji z typowym francuskim jedzeniem, ale takim w wersji jak się kiedyś budżetowo jadało. Więc na przykład są tam dania wykorzystujące wnętrzności świni, łącznie z odbytem… trzeba uważać, zwłaszcza jak menu jest tylko po francusku. A tradycyjnym słodkim przysmakiem jest brioche, nie wiem do końca co to jest, ale wygląda jak ogromna buła z tysiącem kalorii.

W kolejnych postach będzie o jedwabiu, początkach kina, rzeźniku z Lyon, XIX-cznej celebrytce i sekretnych korytarzach.

10 uwag do wpisu “Lyon – wstępnie

  1. Brioche to brioszka 🙂 Ciekawe czy maja flaczki w takiej budzetowej restauracji – jak najbardziej bym wyprobowala co tam podaja bo zadnego jedzenia sie nie boje 😃 W Warszawie tez nie widzialam nikogo w dresach, w mniejszych miastach np Torun bywalo roznie.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Agnes's awatar Agnes

    Ubrania tak zgodze sie sa bardzo wysublimowane, duzo malych butikow. Jak mieszkalam w Szwajcarii, ktora miala styl minimalistyczny i bialo, szary to obok Francja zachwycala mnie bardzo. Zgodze sie tez z milymi slowami pod adresem kobiet choc trzeba pamietac ze to tez ludnosc naplywowa jest. Brioszka spolszczajac zapis to taka nasza chalka, czyli ciasto drozdzowe z wieksza iloscia masla i cukrem perlistym na wierzchu.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Agnes's awatar Agnes

        Styl minimalistyczny nie oznacza ogolnego badziewia. Dla mnie styl minimalistyczny za malo wyrazisty, lubie laczyc kolory, czy style i choc kieruje sie powiedzeniem francuzek im mniej tym lepiej to minimalizm Szwajcarow jest specyficzny i potrzebuje go wzbogacac ile sie da. Crop tops i leginsy czy sportowe ubrania obyly mi sie po dwoch latach w Usa. Mam dosyc uprawiania sportu tylko i wylacznie przez ubranie.

        Polubione przez 1 osoba

  3. Dammar's awatar Dammar

    Oj wiem o czym mowisz z ubieraniem sie w Irlandii. Niektorzy nawet do kosciola w pizamie chodza. Po ulicy juz mnie nie dziwi, ale gdy zobaczylam ludzi wychodzacych z kosciola, I niektorzy w pizamach, to jednak mnie to zaskoczylo.
    W Irlandii jest chyba tylko jedna restauracja z gwiazdka Michelin, ale pewnosci nie mam.
    Czekam na ciag dalszy.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Kasia Trzaska's awatar Kasia Trzaska

        Widzę po zdjęciach że warto odwiedzić miasto .Mało słyszane a okazuje się spokojniejsze i klimatyczne niż Paryż,który jest już zatłoczony turystami .
        A nawet na ulicy faceci zagadują do ciebie , ty to masz laska branie jednak 😉

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do Dammar Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.