Bardzo goraco i slonecznie sie ostatnio zrobilo w Irlandii. Gdzie te deszcze? Gdzie ta romantyczna mgla spowijajaca ruiny zamkow? Gdzie to zachmurzone niebo?
Wreszcie wczoraj zaczelo padac. Coz moglysmy zrobic innego niz pojechac sobie na mala wycieczke… padlo na Irlandie Polnocna i Castelwellan Park, glownie dlatego ze mam wielka slabosc do labiryntow z zywoplotu. A wlasnie tam znajduje sie najwiekszy na swiecie „maze”, wpisany do ksiegi Guinessa.
Moze dzieki mzawce bylysmy jedynymi osobami walesajacymi sie po parku. NAwet za wstep nie zaplacilysmy bo po prostu nikogo nie bylo w budce. Za free moglysmy wiec podziwiac jezioro, zamek (obecnie centrum konferencyjne) i wspomniany labirynt. Podobno wyjscie z niego zajmuje miedzy 40 min a godzine, nam poszlo zdecydowanie szybciej, tak sprawnie ze zrobilysmy to po raz drugi. Jedyny minus tej konstrukcji to wysokosc zywoplotu – tylko okolo 160 cm. Wysoka osoba moze wiec ogarnac calosc i ma ulatwione zadanie.
Wracalysmy wybrzezem przez Newcastle i Kilkeel, czasem sie przejasnialo a potem znow mzylo, dzieki czemu moglysmy podziwiac tecze. Wyprawe zakonczylysmy w supermarkecie zakupem ciut tanszego alkoholu, a pozniej – juz w domu- jego konsumpcja;)





