Do Włoch a konkretnie Pizy pojechałam głównie po to, żeby sobie pochodzić 🙂 serio, dziennie robiłam prawie 20 km, tylko chodząc po miastach, nie żadnych szlakach. Uwielbiam to. Dlaczego Pisa? Bo to dobra baza na jeżdżenie po Toskanii pociągiem. Z lotniska można na upartego dojść do centrum, bo to tylko 3 km, ale po co, skoro taksówka bierze około 20 euro i jedzie 15 min, a można też tzw Pisa mover (wagoniki naziemne) za 5 euro dojechać w 5 min do dworca. Czyli transport ogarnięty.
Byłam kiedyś w Pizie, ale tak w sumie pół dnia, a właściwie nocy. To jest bardzo przyjemne miasto, które oczywiście kojarzy się głównie z krzywą wieżą. Szczerze – jakoś dużo więcej atrakcji tam nie ma, choć okolice wzdłuż rzeki Arno i wszystkie boczne uliczki są naprawdę ładne. Warto zacząć zwiedzanie od spaceru po średniowiecznych murach, mających 3 km długości i około 11 m wysokości. Stamtąd widać wspaniale wieżę i można spokojnie zrobić sobie zdjęcie typu: podtrzymuję ją palcem (albo pcham). Ale też całe miasto wygląda z murów interesująco.
Ponoć Galileusz, spuszczając kule z Krzywej Wieży, pracował nad teorią prawa, rządzącego spadaniem ciał, a obserwując żyrandole w katedrze, dumał nad oscylacją ruchu ziemi. Zarówno wieża, jak i katedra, babtysterium i cmentarz Camposanto (który był niestety zamknięty) tworzą razem kompleks wpisany na listę Unesco. Stoją na pokrytym murawą placu zwanym Placem Cudów (Piazza Di Miracoli) i stanowią przykład architektury zwanej stylem romańskim charakterystycznym dla Pizy. Piza jest raczej płaska, pamiętam, że podczas moich wcześniejszych pobytów w Toskanii, wieża była widoczna z niedalekiej autostrady. Widać ją też doskonale, jak i cały plac, z samolotu podczas startu czy lądowania.

Budowę wieży rozpoczęto w 1174 roku, ale ukończono dopiero 200 lat później. Najpierw wstrzymano prace, bo budowla zaczęła się przechylać, potem Piza wdała się w wojny z innymi republikami i zaprzestano pracy nad nią na 100 lat. To akurat spowodowało, że grząski grunt pod wieżą się ustabilizował. Gdyby zbudowano ją od razu, najpewniej przewróciłaby się szybko. Odchylenie od pionu wynosi w chwili obecnej 5 m i wg sztabu inżynierów, którzy pod koniec lat 90tych pracowali nad osadzeniem wieży, by się nie odchylała, nie grozi jej zawalenie przez kolejne 300 lat.
Piza ma fajny vibe, bo nie ma tam aż tak wielu turystów, by to było uciążliwe, ale też jest to na tyle duże miasto (z uniwersytetem) żeby się tam nie nudzić. Było mnóstwo różnych imprez podczas mojego krótkiego pobytu, a w nocy główny most zamykał się dla ruchu pojazdów i pojawiały się na nim przenośne bary ze stoliczkami. Muzyka, tańce, swawola 😉 Dla osoby z rejonu Irlandia/UK sklepy we Włoszech to jest po prostu raj. Na Corso Italia – głównej ulicy handlowej – zaopatrzyłam się w dwie rzeczy od Desigual i biżuterię oraz dwie bluzki. W zasadzie w każdym sklepie mogłabym coś znaleźć – no i oczywiście nie widziałam na ulicach ani dresow, ani cienkich legginsów.

Jeszcze wspomnę o akomodacji – celowo wybrałam dzielnicę niezbyt blisko atrakcji, tzw residential area, żeby było cicho. Nie mam jakoś specjalnych zastrzeżeń do miejsca – to było b&b ale już zmienili nazwę na pokoje do wynajęcia. Dostałam pin do bramy i drzwi więc spoko, mogłam się pojawiać i znikać obojętnie kiedy. Ale interakcja z właścicielami była zerowa praktycznie – zazwyczaj w b&b ktoś się stara przynajmniej raz pokazać i pogadać chwilę choćby na śniadaniu. Śniadanie to był self service, bardzo bardzo basic – ja prawie nic nie jem więc akurat tu nie zależało mi. Ale zboczenie zawodowe – zawsze wszystko oceniam obiektywnie, pod kątem potencjalnego klienta. Sam pokój był bardzo duży, czysty, lóżko ogromne. Ale bez możliwości zrobienia sobie kawy czy herbaty (teoretycznie obok była jadalnia więc robiłam sobie kawę tam poza godzinami śniadania, ale nie było informacji, czy to jest ok).
Jaki to też problem umieścić w pokoju jakieś mapy miasta czy ulotki o atrakcjach. Ogólnie zero atencji do detali, a diabeł tkwi w szczegółach. Oferta noclegów jest ogromna i ich jakość się bardzo poprawiła, colour tv i wi fi to już nie jest nic nieoczywistego i jest wszędzie. Korkociągu do wina nie było, żadnych szklanek w pokoju. Do tego apropos ciszy: sąsiedzi obok byli dość głośni – nie żeby jakaś muzyka czy wrzaski, Oni po prostu tak dużo i głośno mówili 🙂 a w nocy ktoś, kogo słyszałam tak dobrze, jakby stał pod oknem, kaszlał godzinami jakby umierał na gruźlicę. To już chyba odgłosy miasta byłyby lepsze 🙂

Pojechałam do Florencji, a jakże. Za pierwszym razem miałam mieszane wrażenia i wiem teraz, dlaczego. Tłumy, tłumy, tłumy. Wszędzie się stoi w kolejkach, na wszystko się czeka. No i jeden dzień to zdecydowanie za krótko, bo zanim się ogarnie jedną atrakcję z tymi kolejkami, to godziny mijają. Na pewno jest w tym mieście tona przeróżnych interesujących miejsc i obiektów. Ale w krótkim czasie zdołałam ogarnąć campanile ( katedra była niestety zamknięta), pospacerować w okolicach Ponte Vecchio i wejść na wzgórze po drugiej stronie rzeki, skąd są przepiękne widoki. A potem już uciekałam stamtąd, bo tłumów nie cierpię.

Katedra Santa Maria del Fiore robi wrażenie, bo wyłania się jak jakaś animacja 3D. Bardzo odstaje od reszty otoczenia, wielkością ale przed wszystkim niesamowitą fasadą – biały murmur w geometryczne wzory. Budowano ją z przerwami prawie 600 lat. Niestety katedra była zamknięta, więc postanowiłam wejść na campanile. Prawie 500 stopni w górę – bilety kupuje się na określoną godzinę. Widoki z góry naprawdę warte wspinaczki. Ale chyba jeszcze lepsze widoki są z tarasów Piazzale Michelangelo. To tylko 20 min na piechotę od ścisłego centrum, a doskonale widać panoramę miasta, z ogromną, wyrastającą pośrodku katedrą.

Znalazłam jeden z „wine window” czyli dziur w murze, przez które podczas plag wszelakich sprzedawano wino. Ta konkretna należy do baru, można więc kupić alkohol albo tradycyjnie, albo właśnie przez dziurę. Ponte Vecchio jest przereklamowany (jak i cała Florencja) choć warto zaznaczyć, że to jedna z trzech tego typu konstrukcji, jakie się ostały, tzn mostu, na którym są sklepy. Pozostałe dwa to wenecki Rialto i most w Bath. Taki był też oryginalny London Bridge. Ach, no i kupiłam fajne szpilki we Florencji.

Kolejny cały dzień spędziłam w Lukce. Och Lucca 🙂 jakie to przyjemne miasto. Tam bym nawet mogła mieszkać. Jak wizyta we Florencji mnie zmęczyła, tak Lucca mnie zrelaksowała na maksa. Nie za dużo turystów, tak w sam raz, cicho, spokojnie. Zaczęłam od spaceru po murach, które mają około 4 km w obwodzie. Nie ma opłat jak w Pizie i widać, że to ulubione miejsce mieszkańców do spacerów z psami czy przejażdżek rowerowych. Piękne widoki z obu stron. Z mojego pierwszego pobytu pamiętałam niewiele, tylko ciekawy architektonicznie rynek, na bazie koła.

Miasto, założone przez Etrusków, nie miało w swej historii jakichś znaczących wydarzeń, co prawda w IX wieku przeżywało rozkwit, głównie dzięki handlu suknem, ale szybko ustąpiło w rywalizacji o dominację w regionie Pizie. Jest teraz nazywane miastem 101 kościołów – większość jest tak wtopiona w otoczenie, że prawie niezauważalna (to są z reguły przybytki zamknięte). Nie wszystkim Lucca się podobała – kiedy w XIX wieku podróże stały się bardziej dostępne i Włochy modne, określano ją jako zbiór pałaców i świątyń ściśnionych w wąskich ulicach, gdzie słońce nie dochodzi. Może i Lukce brakuje wielkich przestrzeni, mnie się jednak podoba okrutnie!

Polecam się po prostu powłóczyć po niej i „zgubić” w uliczkach 🙂 Na pewno traficie do głównego placu, który się dosłownie wyłania przed nami, kiedy tylko wyjdziemy na niego przez którąś z bram. Plac był kiedyś rzymskim amfiteatrem, który został przerobiony na plac targowy, a w jego murach powstały mieszkania – stąd jego kształt, najlepiej widziany z lotu ptaka. Teraz jest to miejsce wypełnione kawiarniami i restauracjami, gdzie pośrodku produkuje się uliczny grajek. Weszłam też na jedną z wież – a jest ich całkiem sporo w Lukce – na Torre Guinigi. Kiedyś wieże budowano, by pokazać swą potęgę – ta jak i wiele innych została postawiona przez zamożną rodzinę bankierów. Co ciekawe – na jej szczycie rosną dęby, które mogą mieć ponad 400 lat. Nie ma aż tylu stopni w górę, jak na florencką campanile, bo tylko około 260. Widoki piękne.
Weszłam też do kadedry Duomo di San Martino, gdzie główną atrakcją jest ogromny drewniany krucyfiks, przedstawiający ponoć prawdziwą twarz Jezusa – Volto Santo czyli Holy face of Lucca. Jest to najstarsza zachowana drewniana rzeźba w zachodnim świecie, licząca ponad 1200 lat. Jej twórca Nikodem zasnął, zanim wyrzeźbił twarz Jezusa, a po obudzeniu była ona skończona, rzecz jasna przez anioły. Volto Santo ma taki status jak słynny całun turyński. Obecnie rzeźba jest w konserwacji, ale można ją oglądać przez wielkie okno pokazujące pracownię.

W ostatni dzień pojechałam do Livorno, co było błędem, bo trzeba było się wybrać do Sieny albo Cinque Terre. Ale w Livorno wcześniej nie byłam. Miasto ma dzielnicę nazywaną drugą Wenecją – bardzo na wyrost. Nie wystarczy kanał, by się od razu było Wenecją. Przy morzu znajduje się dość ładny teren spacerowy w czarno biały wzór, co ładnie wygląda na zdjęciach. Ale ogólnie – wg mnie – to dość brzydkie miasto bez żadnego uroku.

Podsumowując – nie nazwałabym tego krótkiego urlopu wyjazdem do Toskanii, bo Toskania to countryside – cyprysy, małe miasteczka na wzgórzach, winnice i tego typu sprawy. To był raczej ” city break” i przełamanie wyjazdów służbowych normalnymi wakacjami 🙂 W środę lecę służbowo do Krakowa i Rzeszowa, ale zostaję prywatnie w Krakowie 4 dni. Będzie teatr, walking tour o duchach, kocia kawiarnia i na pewno coś jeszcze, czego wcześniej nie robiłam/zwiedzałam.
Ciekawam jak wyglada typowe zakwaterowanie we Florencji. Turysta zaplaci za wszystko, a wlascicielom zwisa, bo zarobia tak czy siak.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz co, chyba nie tak do konca. Jest duzy wybor miejsc, jak wszedzie. I z tego co czytam sluzbowo na takie tematy, coraz wiecej osob zwraca uwage na zakwaterowanie jako na integralna czesc doswiadczenia, jakim jest podroz. Wiec jakies zapyziale nory raczej nie maja racji bytu 🙂 chic sie pewnie tez zdarzaja.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pamietasz jak ja ci zazdroscilam tego typu pracy? I mowilam ze moj syn tez wymarzyl sobie prace taka by mogl siedziec na plazy, nurkowac z zolwiami I jednoczesnie pracowac?
Okolo miesiac temu jego kolega ktory pracuje w Luxemburgu, dal mu znac ze otworzy sie u niego stanowiska pracy w international audit department, od lutego zacznie sie praca. Warunkiem bylo prawo jazdy. I w tym tygodniu moj syn przylecial na 4 dni I zdal prawo jazdy. Od razu aplikowal o wydanie, a zabierze je jak przyleci na swieta do domu.
Wymogiem w tej firmie jest tez chec podrozowania, bo firma wysyla do roznych krajow np na 3 tygodnie, I sa to kraje jak Brazylia czy Filipiny. Rozmawialam o tym z synem, I zastanawialismy sie ile mozna zwiedzac bedac jednak w pracy. Nie ma na to zbyt wiele czasu. Ale jak widac tobie udaje sie polaczyc jedno z drugim, ewentualnie dobrac urlop.
Nie wiem jak wy to robicie, ale jakos wam sie udaje wypatrzec i wykorzystac nadarzajace sie okazje.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz co, nasza firma aktywnie propaguje bleisure wiec zacheca do dobierania urlopu, kiedy sie gdzies jedzie. Wiec ja zawzyczaj tak robie. Ale tez praca nie trwa 24/7 wiec jak jestem w hotelu gdzie robie szkolenia, to tak od 4.30 -5 po poludniu mam czas dla siebie. Tak samo jak przylot czy przyjazd rano to caly dzien z reguly dla mnie, bo spotkania sa od rana na drugi dzien itd. To kwestia organizacji 🙂
PolubieniePolubienie