Amsterdam

Moja służbowa podróż do Amsterdamu niespodziewanie okazała się mini urlopem, bo spędziłam całkiem sporo czasu prywatnie. Oczywiście głównym celem wyjazdu była praca – udział w konferencji zorganizowanej przez booking.com. Oprócz bardzo ciekawych prelekcji i workshopów, był tzw networking, dużo prosecco oraz bardzo wyszukane żarcie w restauracji. Wiecie, piana z sera, dymy, trufle, ogromne talerze z niewielkimi porcjami. A podczas samej konferencji nawet kwadratowe croissanty, takie w kostkę. A co.

Udało mi się spotkać ze znajomą, którą poznałam przez bloga lata temu i już raz spędziłyśmy wieczór w Amsterdamie, dokładnie w dzień, kiedy zmarł George Michael. Poszłam też nieoficjalnie do hotelu, który mam w swoim portfolio, bo ostatnim razem reservations manager był na urlopie, więc nie poznałam go wtedy osobiście. Alexander, bo tak ma na imię, okazał się przeuroczym, eleganckim Rosjaninem. Zaczęliśmy od Mimosy w barze, a potem poszliśmy do muzeum diamentów i na lunch (zaprawiony moetem). Tak więc niby praca, ale i nie praca 😉

Amsterdam ma fajny vibe, zawsze mi się tam podobało i dobrze się tam czuję. Mój hotel był parę minut od dzielnicy czerwonych latarnii. Panie stoją w słynnych oknach od samego rana. Wkoło sporo sex shopów, peep shopów, teatrów porno itp. A tuż obok Oude Kerk, czyli najstarszy kościół, już nieaktywny co prawda. Słyszałam, że nowa pani prezydent miasta chce panie z dzielnicy wykurzyć i przenieść gdzieś poza centrum, z czym nie zgadzają się mieszkańcy. Amsterdam słynie z toleracji i legalnej marihuany oraz prostytucji. Panie w oknach są turystyczną atrakcją. Niektóre są starsze ode mnie, co jest optymistyczne 😉 niektóre są tak naprawdę panami. Osobiście uważam, że o ile nikt nie jest do niczego zmuszany i wykorzystywany, wszystko jest dla ludzi i powinno być legalne i chronione prawem.

Przechodząc koło Oude Kerk, postanowiłam spontanicznie wejść, nic specjalnie o nim nie wiedząc. Bilet kosztuje 11 euro. Dzięki audio guide, z których rzadko korzystam, dowiedziałam się ciekawych rzeczy. Kościół jest najstarszym budynkiem w Amsterdamie. do tego bardzo związany z Rembrandtem. Malarz tam często bywał, tam ochrzcił dzieci, zarejestrował swój ślub (dokument można zobaczyć, jest na nim podpis artysty) i tam też pochował ukochaną żonę Saskię. Rembrandt miał interesujace życie, niestety pełne problemów finansowych. Choć był rozchwytywanym malarzem, ekstrawagancja i nadmierne wydatki doprowadziły do ogłoszenia bankructwa i koniec końców Rembrandt wylądował w gromadzkim grobie dla biedoty.

Cała podłoga w kościele to grobowce. Chowano tam tych, którzy sobie mogli na to pozwolić, a jak brakowało miejsca, to nowych nieboszczyków układano na starych. Nagrobki mają ciekawe znaki i płaskorzeźby, pochodzą z wieków między XVI I XVIII. Grób Saskii oznaczony jest numerem 29K i 9go marca oświetla go promień słońca z okna. Z powodu ogromnej liczby zmarłych w kościele nie pachniało najprzyjemniej. Wreszcie ciała usunięto i groby wysypane są piaskiem. Gdzie więc naprawdę znajduje się Saskia – nie wiadomo. Ale jakie to ma znaczenie, skoro tak naprawdę liczy się tylko pamięć o danej osobie. A Saskia na zawsze zapisała się w historii jako muza wspaniałego artysty, uwieczniona na wielu obrazach.

Koleżanka poleciła mi inny kościół warty zwiedzenia, ukryty w samym sercu dzielnicy czerwonych latarni. To jest dość nieznana atrakcja, więc turystów tam niewielu. W XVII wieku Amsterdam stał się protestancki i praktykowanie wiary katolickiej zostało zabronione. Oficjanie znaczy się, bo jak wspomniałam, tolerancja jest bardzo ważna w Holandii. Co więc ludzie robili w swoich domach, nikogo nie interesowało. Bogaty katolicki kupiec Jan Haartman, posiadacz trzech domów, jeden przy drugim, połączył ich strychy by urządzić tam kościół mieszczący do 150 wiernych. Było tam nawet mieszkanko dla księdza i konfesjonał. To jest niesamowite miejsce, przede wszystkim świetnie zachowany dom z autentycznymi kaflami, tapetami, posadzką i drewnianą klatką schodową, a na górze kościół!

Audio guide dostarcza bardzo dużo interesujących informacji zarówno o właścicielu domu jak i o stylu życia w tamtych czasach. Zainteresował mnie fakt, że w pokojach były ukryte za zasłonkami łóżka. Podczas dnia nie było ich widać, więc pokój służyl jako salon, a w nocy jako sypialnia. Jak za komuny, tylko że my mieliśmy rozkładane wersalki. Spało się na siedząco, dlatego lóżka sa krótkie. Bardzo charakterystyczne są też wejściowe drzwi. Można było otwierać tylko górną połowę zamiast całości, więc mieszkańcy często opierali się na poduszkach, wyglądając na ulicę i obserwując przechodniów. Bardzo polecam to miejsce – nie przeoczcie ekranu po lewej stronie ołtarza, gdzie wyświetla się video, pokazujące ukrytą ambonę i jak ją się wysuwa.

Najprawdopodobniej będę musiała lecieć do Hagi w końcu czerwca, wtedy postaram się zostać na jeden dzień prywatnie w Amsterdamie. Mam w planie tour po striptease club z panią, która kiedyś pracowała w sex biznesie 🙂

4 uwagi do wpisu “Amsterdam

  1. Jak mi kolega napomknal o tym „kosciele naszego Pana na strychu” to myslalam ze zartuje, a tu takie ciekawe miejsce. Pamietam ze ta znajoma z Amsterdamu mowila nam ze kina porno upadaja przez internet – jak i caly retail, po co sie gdzies szwendac jak mozna wszystko zamowic online z dowozka do domu…

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.