Huntington Castle

Mysle ze to jest ciekawe doznanie moc przesledzic swoje drzewo genealogiczne do XII wieku wstecz, jak to moze zrobic wlasciciel Huntington Castle, Alexander Durdin Robertson. 

Jego ancestorzy o nazwisku Esmonde przybyli do Irlandii w 1192 roku i osiedlili sie w hrabstwach Waterford i Wexford. W 1625 roku sir Laurence Esmonde zostal wlascicielem ziem do ktorych nalezala miescina Clonegal i przynalezacy do niej klasztor zbudowany w XIII wieku. Sir Lawrence postanowil przerobic go na garnizon a pozniej na zamek uzywajac czesciowo oryginalnego budulca, dlatego mozna wciaz podziwiac belki w suficie ktore maja bagatela ponad 500 lat. Lord byl protestantem ale nie uwierzycie kogo sobie wzial za zone – wnuczke irlandzkiej krolowej piratow, Grace O’Malley, o imieniu Alish (ktora byla katoliczka). Sa dwie wersje co do tego jak ten zwiazek sie zakonczyl – przewodniczka w zamku twierdzi ze Lawrence mial problemy z tytulu poslubienia katoliczki, rozwiodl sie wiec, ozenil ponownie z protestantka, rozwiodl sie i jeszcze raz pojal za zone Alish (ze niby wilk syty i owca cala). A w zrodlach znalezionych przez internet stoi ze Alish uciekla wraz z synem do swej rodziny a jej maz ucieszony tym ze pozbyl sie klopotu, wzial sobie nowa protestancka malzonke. Podobno mial ich jeszcze dwie. 

Rodzina Esmonde trzymala sie dzielnie na wlosciach poprzez wszystkie lata az do teraz, ani razu nie tracac zamku co jest dosc nietypowe, jedynie dwukrotnie zmieniala nazwisko z powodu dziedziczenia w linii zenskiej. Zwiedzajac posiadlosc 3 lata temu mialam przyjemnosc byc oprowadzana przez samego Alexandra ktory zabral mnie i innych gosci do biblioteki i raczyl opowiesciami o swych przodkach, wspominajac o zwiazkach rodziny z IRA – jakos teraz fakt ten sie przemilcza. 

Postanowilam pojechac jeszcze raz do Huntington ktory przez te trzy lata bardzo sie rozwinal jako atrakcja turystyczna, glownie by pokazac go C. ktory nigdy tam nie byl. Otworzono tea room i sklepik z pamiatkami, zadbano o ogrody i oczka wodne a nawet mozna tam przenocowac. Budynek prezentuje sie okazale, glowna brama jest jednakowoz zamknieta i niech to nikogo nie zrazi, trzeba skrecic w prawo by dojechac na parking (zazartowalam ze moge  zazadac otwarcia glownej bramy udajac ze jestem arystokracja a C. ktory sie nabija z mojej poobijanej Toyoty powiedzial – nie w tym samochodzie 😉 

Na dziedzincu spaceruje paw oraz kot (chyba juz go tam widzialam wczesniej) oraz stadko kur i kogut. Bylo sporo turystow czekajacych na polgodzinny tour po zamku w ktorym niestety nie mozna robic zdjec bo rodzina tam mieszka i nie czuje sie z tym komfortowo. Zal straszny ze wycieczka trwa tak krotko bo dom jest pelen autentycznych starych mebli i przedmiotow i chcialoby sie wszystkiego dotknac i o wszystko zapytac, rowniez o to kim konkretnie sa postaci z powieszonych wszedzie obrazow i jaka sie z nimi wiaze historia. 

Przewodnik wspomina tylko o najciekawszych eksponatach jak chociazby glowie krokodyla zaraz przy wejsciu, ktorego zabila Nora Durdin Robertson, dziewczyna wychowywana przez ekscentrycznego ojca na chlopca. Oryginalne zbroje rycerskie nosza slady uderzen ich tworcow – byl to taki owczesny znak jakosci i swiadczyl o tym ze metal nie peknie podczas walki. Pojecia nie mialam tez ze kolczuga byla takim drogim rarytasem ze trzeba bylo na nia zaciagac pozyczke i splacac na raty. W jednym z pomieszczen znajduje sie oryginalny kominek z czasow kiedy zamek byl typowa budowla obronna. Sciana kominka skrywa drzwiczki ktorymi mozna sie bylo wydostac do prowadzacego za ogrody tunelu. Niezykle ciekawie wyglada pokoj pokryty beduinskimi tkaninami – z tym sie rowniez wiaze sie ciekawa historia, mianowicie jeden z przodkow wyjechal do Tunezji gdzie postanowil zamieszkac i przyjac islam. Rodzina przelknela juz zwiazki z katolikami wiec muzulmanin jakos ich nie przerazil. Lord zjezdzal do zamku od czasu do czasu z prezentami ktore byly i sa eksponowane w pokojach. 

Bardzo zabawna (no moze nie dla wszystkich zainteresowanych) opowiesc wiaze sie z ogromnym obrazem The Slaney Valley – jak sie mu dobrze przypatrzec nie jest on dokonczony. Otoz w 1870 roku w zamku goscil angielski malarz Cecil Gordon-Lawson ktory zapalal miloscia gwaltowna do corki wlascicieli, Helen. Natychmiast sie oswiadczyl ale dziewczyna dala mu kosza, podobno dlatego ze z gotowka u tatusia bylo krucho i rodzina potrzebowala zastrzyku finansowego. Zamiast niezbyt zamoznego artysty Helen wybrala innego bogatego mezczyzne. Na wiesc o tym malarz wyjechal z zamku w trymiga, zostawiajac niedokonczone dzielo. 

Po wysluchaniu podobnych ciekawostek opowiadanych przez entuzjastycznie nastawionego przewodnika, wychodzimy do wiktorianskiej oszklonej dobudowki na ktorej scianie znajduje sie zabawny mural stworzony przez dzieci w roku 1930tym. Pokazuje on mape posiadlosci i postaci mieszkancow i sluzby ale i  Myszke Miki ktora w tamtym czasie byla juz slawna. Tam rowniez pelznie po murze galaz winorosli ktorej korzenie sa na zewnatrz, jej szczep pochodzi z oryginalnej rosliny nalezacej do Anny Boleyn. Ciagle owocuje! 

Na samym koncu czeka cos czego na pewno nie ma w innych zamkach i dworach w Irlandii – w podziemiach kryje sie kaplica poswiecona egipskiej bogini Isis. Olivia Durdin Robertson (corka tej co zabila krokodyla), pisarka i malarka i bodajze ciotka Alexandra, w 1946 roku doswiadczyla spirytualnego oswiecenia od Isis choc dopiero w latach siedemdziesiatych postanowila cos z tym zrobic i zalozyc czy to sekte czy stowarzyszenie religijne, jak zwal tak zwal, i zostac jego najwyzsza kaplanka. Przez lata Olivia pisala liturgie, czerpiac nie tylko z mitow egipskich ale i poganskich. Sekta ma okolo 350 tysiecy wyznawcow na calym swiecie. Kiedy bylam w zamku po raz pierwszy widzialam lady Olivie na korytarzu i potem w ogrodzie. Dwa lata temu kaplanka zmarla w wieku 96 lat. A takie bylo jej przeslanie dla innych: Be happy now. Don’t worry about if you were happy yesterday, or whether you will be happy tomorrow. . . eternity is between seconds. You find Deity, the Goddess, the God, now. And your home becomes your sanctuary. You have a sanctuary as your hearth – a candle, one candle, a stick of incense, wherever you are is Heaven. That’s what my message is – yes – wherever you are, should be Heaven.

Kazdy porzadny zamek czy dwor musi miec duchy. Huntington posiada ich kilka, miedzy innymi czasem mozna zobaczyc sama Alish czeszaca wlosy lub biskupa Leslie ktory rezydowal tam w XVIII w. Kluczami po nocach ponoc pobrzekuje Barbara St Lege, jedna z zon ktoregos z kolei wlasciciela. Najsmutniejszy chyba jest duch zolnierza ktory przez pomylke zostal zastrzelony przez swoich podczas atakow Cromwella.

Ogrody zamkowe nie sa moze szczegolnie atrakcyjne z wyjatkiem przepieknej alei cisowej. Drzewa byly zasadzone 700 lat temu przez mnichow i dzis ich pochylajace sie ku ziemi galezie tworza niezwykly tunel.

Jesli ktos planuje objazd okolicy to warto tez udac sie do polozego o rzut beretem Altamont Garden, poza tym wkolo mnostwo klimatycznych ruin. Blizsze informacje we wczesniejszym wpisie TU,  

Zamkowy burasek

Kurki przyszly na herbatke do tea room

Kolejka do toalety 😉

Zamek

Slynna aleja cisowa

Jedna uwaga do wpisu “Huntington Castle

  1. Pingback: Lord bez kończyn i skandalistki z wyższych sfer czyli z wizytą w Borris House – Dublinia pisze

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.