Emma. Kropka w tytule, gołe tyłki i rozczarowanie.

Uwielbiam prozę Jane Austen. Oglądałam wiele adaptacji jej powieści, i tych dosłownych i tych mniej dosłownych (choćby Clueless – luźna uwspółcześniona wersja Emmy czy From Prada to Nada na bazie Rozważnej i Romantycznej). Starałam się zobaczyć wszystko co ma jakikolwiek związek z pisarką i jej twórczością: Austenland, The Jane Austen Book club, Lost in Austen i tym podobne (oprócz Dumy i Uprzedzenia i Zombie 😉 ) oraz czytałam wszelkie „kontynuacje” o czym możecie poczytać TU. Nawet do Bath pojechałam żeby wsiąknąć w klimat.

Możecie sobie więc wyobrazić jak byłam podekscytowana dowiedziawszy się że 14go lutego będzie miała swoją premierę nowa Emma. Od razu odświeżyłam sobie poprzednie ulubione wersje: film z Gwyneth Paltrow oraz serial z Ramolą Garai. Kiedyś dawno temu oglądałam też serial z Kate Beckinsale ale z tego co pamiętam – mimo wysokiej oceny widzów i krytyków – jakoś nie przypadł mi do gustu chyba z powodu niezbyt atrakcyjnego pana Knightleya. W sobotę, w samym środku sztormu Dennis, w strugach deszczu i powiewach wietrzyska, omijając porozrzucane na jezdni kawałki gałęzi, dotarłam do kina z nadzieją na wspaniałe przeżycie które Wam potem opiszę. Jakże się rozczarowałam.

Zakładam że Ci którzy czytają te słowa znają albo powieść albo poprzednie ekranizacje nie muszę więc uprzedzać o spojlerach. Wiadomo o co chodzi: w małej miejscowości Highbury mieszka sobie wysoko urodzona, uprzywilejowana zarówno z tytułu bogactwa jak i urody Emma, lubiąca bawić się w swatkę. Straciwszy ukochaną towarzyszkę/guwernantkę która wyszła za mąż, a którą sama wyswatała, Emma przyjmuje pod swe skrzydła niewiadomego pochodzenia ubogą pannę Harriet Smith którą usiłuje skojarzyć z niedawno przybyłym do miasta pastorem. Sama nie zamierza wychodzić za mąż ale opiekować się ojciem hipochondrykiem. W skromnym kółku towarzyskim Emmy znajdziemy przystojnego, 16 lat starszego sąsiada George’a Knightley, niezamożną i nieco irytującą pannę Bates oraz jej niedosłyszącą matkę, a od niedawna tajemniczego Franka Churchilla i krewną panny Bates – piękną i utalentowaną Jane Fairfax. Ponieważ powieści Jane Austen zwane są złośliwie książkami matrymonialnymi, tak i ta historia zakończy się małżeństwem głównej bohaterki.

Tytuł nowej Emmy intryguje widza postawioną po nim kropką. Czy to ma coś oznaczać? Że po tej adaptacji to już koniec kropka? Jeśli tak to popieram, bo chyba nic nie dorówna poprzednim więc po co dewastować materiał literacki i męczyć widza. Film to kompletny chaos. Reżyserka nie za bardzo może się zdecydować czy mamy umowną dekorację i wnętrza czyli bardzo kolorowe pastele i pewną nierealność jakbyśmy oglądali sztukę w teatrze czy zupełnie inaczej wyglądające nastrojowe ujęcia w świetle świec i przy trzaskaniu drew w kominku. To tak jakby się oglądało dwa różne filmy. Cały czas miałam wrażenie że patrzę na sztukę i świadomość że to aktorzy w kostiumach, nie postacie z krwi i kości. Jane Austen była zabawna ale w subtelny sposób, nawet złośliwa, ale film przerysował ten humor i zaserwował nam slapstick, pastisz i parodię. Czekałam tylko aż ktoś zacznie rzucać tortem.

Co do postaci: Emma (Anya Taylor-Joy) jest niesympatyczna, ma twarz groźnego zwierzątka który może ugryźć tymi szpiczastymi ząbkami. Emma w wykonaniu Paltrow była lepsza choć też miała w sobie dużo cech irytujących, natomiast w mojej opinii Ramola Garai w serialu który jest teraz na Netflix jest Emmą idealną. To dziewczyna która ma wady, owszem, ale widać że z gruntu jest osobą wrażliwą i dobrą.

Pan Knightley (Johnny Flynn) prezentuje się jak chmurny wilkołak, choć w sumie ujdzie. Osobiście uwielbiam w tej roli Jonny’ego Lee Millera we wspomnianym serialu – jego Knightley był sympatyczny, otwarty, przystojny ale w taki bezpieczny, ciepły sposób.

Emma i Pan Knightley
U góry: Emma 2020 – Anna Taylor Joy i Johnny Flynn. Po lewej u dołu Emma 1996: Gwyneth Paltrow i Jeremy Northam. Po prawej serial z 2009 roku – Ramola Garai i Johny Lee Miller czyli moja para idealna.

W roli ojca hipochondryka wystąpił Bill Nighy który w sumie w każdym filmie wygląda tak samo, mówi tak samo i rusza się tak samo. Jest bardzo żwawy i zdrowo wyglądający co daje jasno do zrozumienia że te choroby, przeciągi i reumatyzmy to bzdura. W filmie z Paltrow ojciec Emmy też przedstawiony był w podobny sposób, ale moje serce zdobył tato z serialu z jego prawdziwą nieporadnością a przy tym widoczną w każdym spojrzeniu miłością do córki.

Kolejna ważna para powieści to Frank Churchill i Jane Fairfax – lekko arogancki młodzieniec podporządkowany ciotce po której ma nadzieję objąć duży majątek, oraz zubożała arystokratka o ogromnych talentach muzycznych. Oboje muszą się kryć ze swą miłością co jest jednym z kluczowych wątków książki. W nowej ekranizacji jednak niewiele poświęca się im czasu: Frank wyróżnia się dużymi uszami i niczym innym, Jane zamiast być uroczą choć zamkniętą w sobie panną sprawia wrażenie wyniosłej i niedostępnej. W serialu z 2009 Franka grał Rupert Evans i był doskonały, partnerowała mu Laura Piper, ciut za szaro myszkowata ale budząca od razu sympatię. W filmie z 1996 roku Frankiem jest Ewan McGregor którego wyposażono w straszną fryzurę stracha na wróble co bardzo mnie do tej postaci zniechęciło, a Jane zagrała koncertowo Polly Walker. Moja idealna para Frank & Jane to własnie byłoby niestety niemożliwe połączenie Evansa i Walker.

U góry Laura Piper i Ruper Evans,po lewej Polly Walker i Ewan McGregor a po prawej nowy Frank czyli Callum Turner.

Pan Elton to w książce najbardziej komiczna postać, niestety w Emmie 2020 ten komizm został przerysowany poza dopuszczalne granice. Pan Elton jest groteskowy z tymi zamaszystymi gestami i dziwnymi minami oraz podnoszonym znienacka głosem. W filmie z 1996 roku zagrał go absolutnie wspaniały aktor Allan Cumming, który jednak moim zdaniem do roli nie pasował bo przecież pan E miał być młodzieńcem urodziwym, tymczasem Cumming nawet przystojny nie jest. Dlatego moim iealnym panem E jest Blake Ritson z serialu. Wystarczająco ładny, rozkosznie pompatyczny i komicznie arogancki. Jego póżniejsza żona grana przez Christinę Cole też pasuje do roli najlepiej.

U góry państwo Elton doskonali czyli Blake Ritson i Christina Cole. Po lewej u dołu najnowsi Josh O’Connor i Tanya Reynolds a po prawej Allan Cumming i Juliet Stevenson.

Harriet Smith czyli taki Emmy: Project Lady 😉 to też bardzo ważna postać. W nowym filmie jako chyba jedyna podobała mi się i zagrała w sposób nie przeszarżowany. Mimo to jednak wolę Harriet z serialu która była ładniejsza i jakoś łatwiej uwierzyć że mogłaby wzbudzić zainteresowanie mężczyzn wyższych stanem. W filmie z 1996 roku natomiast w rolę dziewczęcia wcieliła się Toni Colette (uwielbiam ją) która mi tam „nie leżała”. Trudno mi było sobie wyobrazić że jej Harriet powaliłaby kogokolwiek na kolana. Proszę mnie nie biczować za to podkreślanie urody, ja wiem że (podobno) się ona nie liczy ale w tamtych czasach bez kasy i tytułu to byłaby jedyna cecha która pozwoliłaby takiej Harriet wybić się.

Po lewej Harriet z serialu: Louise Dylan. U góry po prawej Toni Colette i u dołu nowa Harriet: Mia Goth.

Wspomnę jeszcze o pannie Bates, zawsze zadowolonej, wdzięcznej i rozgadanej starej pannie bez majątku. W filmie z 1996 roku zagrała ją koncertowo Sophie Thompson, a w serialu niczym jej nie ustępując Tamsin Greig. Chyba nawet wolę kreację Tamsin dla tej jednej sceny kiedy to panna Bates na chwilę traci maskę pogodzenia się z losem i wesołości i w jej oczach widać przez dosłownie moment że jest jak najbardziej świadoma tragizmu swojego położenia i zastanawia się kto kiedyś będzie się nią opiekował tak jak ona opiekuje się starą matką. W nowej Emmie pannę Bates gra Miranda Hart. Fizycznie niespecjalnie mi pasuje, jakoś zawsze wyobrażałam ją sobie jako w miarę drobną i szczupłą kobietę, Miranda jest wielka. Również jak prawie cała obsada gra z przesadnym szarżowaniem i komizmem.

U góry po lewj Sopie Thomson, poniżej Tamsin Greig a po prawej Miranda Hart.

Reżyserka filmu postanowiła „unowocześnić” Emmę pokazując na ekranie gołe tyłki. Nie mija 10 minut a już oglądamy pana Knightley od tyłu całkowicie rozebranego, a w innej scenie Emma podnosi sobie suknię i grzeje pośladki przy kominku. Nie mam nic przeciw nagości w fimach, zwłaszcza męskiej, do purytanki mi daleko ale jakoś obie te sceny strasznie do tego konkretnego filmu nie pasowały i nie widzę w nich sensu. Poza tym przez ekran ciągle przewijają sie paradujące gęsiego wychowanki pensji przybrane w czerwone peleryny co przywodzi na myśl podręczne z serialu The Handmaid’s tale. Bardzo możliwe że reżyserka chciała w ten sposób podkreślić sytuację kobiet w tamtych czasach, to że były podporządkowane mężczyznom i ich głównym przeznaczeniem było rodzenie. Wystarczyłby jednak jeden przemarsz panien niż ich obecność na drugim planie w wielu scenach. Trochę to było łopatologiczne. Nie za bardzo też widzę sens w scenie oświadczyn pana Knightleya kiedy to z nosa Emmy zaczyna lać się krew. Ani też dodanie do historii odtajnienia ojca Harriet którym jednak nie jest gentleman ale kupiec.

Co w takim razie na plus? Kostiumy. Bladoróżowy płaszcz Emmy to perfekcja, zresztą wszystkie jej kreacje są dopieszczone. Może niektóre outfity są nie do końca zgodne z epoką (np kołnierz ze stójką jako osobny dodatek, nałożony na odkryty dekolt) ale piękne, tak jak fryzury i biżuteria. Sceny wieczornych spotkań przy blasku świec pozwalają choć na chwile poczuć klimat austenowski, ale nie ma tego dużo. Pośród przerysowanych, przeszarżowanych scen i pastiszu jedyną naprawdę autentyczną i wzruszającą jest ta na wzgórzu Boxing Hill kiedy Emma obraża pannę Bates. No i może jeszcze ewentualnie tańce na balu i pojawiająca się chemia między Knightleyem i Emmą. Podobało mi się też nieco inne spojrzenie na epizodyczne osoby w książce: siostrę Emmy i jej męża. Siostra jest wyjątkowo antypatyczna i hipochondryczna jak ojciec a jej mąż zaiste ma dość i jej i bachorków, czego nawet nie stara się ukrywać. Muzyka jest irytująca, zwłaszcza kiedy podkreśla komiczne i przerysowane gesty jak podnoszenia brwi, gwałtowne podrywanie się z miejsc czy intensywność kazań pastora.

Czuję nosem nagrody za kostiumy dla Alexandry Byrne

Bardzo nie podobała mi się ta wersja Emmy i pianie że scenarzystą i reżyserem są kobiety jakoś mnie nie rusza bo nie obchodzi mnie płeć twórców ale efekt końcowy. Zapewne znajdą się wielbiciele tego filmu bo w końcu gusty są rożne i z nimi się nie dyskutuje. Nie chcę więc nikogo zrażać do pójścia do kina i uważam że wielbiciele zarówno Austen jak i wcześniejszych ekranizacji wręcz powinni nową Emmę zobaczyć żeby wyrobić sobie własne zdanie.

PS Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu

19 uwag do wpisu “Emma. Kropka w tytule, gołe tyłki i rozczarowanie.

  1. świechna

    Słyszałam, że ta wersja wchodzi do kin. Znam wszystkie powieści Austen, a moja ulubioną są … „Perswazje” 🙂 Przy czym … chyba już z Austen wyrosłam. I może dlatego jedną z moich ulubionych adaptacji jest „Mansfield Park” z 1999, ta bardzo krytykowana przez austenowych purystów. Już mi się po prostu nie chce oglądać tego, że kobiety myślą wyłącznie o kandydatach do trzepania bobra ;D

    Polubione przez 1 osoba

      1. świechna

        Nie tylko o szukaniu męża, ale jest to spektrum zainteresowań wyłącznie relacjami ludzi, do tego głównie ludzi, których się zna osobiście (czyli plotkami). To są historie typu kto komu trzepie bobra, kto jest złym kandydatem do trzepania bobra, czy ktoś ma jeszcze szansę na trzepanie bobra, czy też jest już na to za stary, żeby kogoś znaleźć. Dlatego lubię „Perswazje”, tam przynajmniej raz na jakiś czas główna bohaterka przegląda spis floty. Niby z tęsknoty za gościem, który mógł jej przetrzepać bobra, ale tego nie zrobił, ale to przynajmniej coś innego, niż nudna lektura dla panien z epoki. ;P

        Polubienie

      2. A niby o czym miala pisac Jane skoro nigdzie nie bywala, specjalnie nie podrozowala 🙂 to dark w niewielkim kolku I waskim gronie znalezc tyle inspiracji. Trzepanie bobra nie bylo celem panien ale zabezpieczenie swojej przyszlosci nierzadko I przyszlosci swej rodziny.

        Polubienie

      3. świechna

        No właśnie. I dlatego napisałam, że trochę wyrosłam – nie sprawia mi to takiej przyjemności jak dawniej 🙂 Niuanse polityczno-prawne ówczesnego zamążpójścia rozumiem, ale nie dlatego dziewczyny Austen czytają. Wiele nie zdaje sobie sprawozdania jaki to był kiłowy czas dla kobiet. Tym gorzej. Co po raz kolejny przypomina mi moją ulubioną adaptację filmową pani Austen, bo z niej przynajmniej można dowiedzieć się ciut więcej o realiach życia.

        Polubienie

      4. To byl kijowy czas dla kobiet. Dlatego potepiam Male Kobietki czy Anie Shirley bo nie sadze ze wlasnie jest zachecanie dziewczynek czy kobiet do lektury powiesci gdzie kobiece poswiecenie jest gloryfikowane:) u Austeen to wyrazna koniecznosc 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      5. Obejrzałam w końcu tę „Emmę”. No i w sumie … nie jest tak źle. Irytowała mnie muzyka podkreślającą komizm, natomiast podobał mi się „no makeup look” i to, że nie przesadzano mimo wszystko z podkolorowywaniem wyspiarskiej zieleni. W ogóle warstwa scenograficzno-kostiumowa była dla mnie bardzo na plus 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      6. Aż nabrałam chętki, żeby obejrzeć jeszcze raz dwie wersje „Emmy” z lat 90-tych. W tej nowej adaptacji podobało mi się, że w castingu nie założono, że główni aktorzy muszą mieć wybielone, równiutkie zęby, a w scenie śpiewu wykonywać utwór jak finaliści Idola 😉

        Polubione przez 1 osoba

  2. Ewan w tej fryzurze i kapeluszu wyglada jak Aberama Gold z Peaky Blinders – kto oglada, ten na pewno sie zgodzi 🙂 Aktorka grajaca Emme tez wystepuje w Peaky Blinders i jak dla mnie jest strasznie irytujaca, te oczy prawie jej wychodza z glowy, taka uroda modelki – dziwolaga. Z wymienionych przez Ciebie ekranizacji chyba widzialam te z Paltrow, ale nie dam sobie glowy uciac…Moze obejrze serial z Ramola Garai, ktora pamietam ze znakomitego The Crimson Petal and the White.

    Polubione przez 1 osoba

  3. No ja tez na pewno nie jestem pruderyjna, ale wciskanie golej doopy wszedzie, czy trzeba, czy nie potrzeba tez mi dziala na nerwy, no chyba, ze to bardzo ksztaltna doopa;)
    Ogladalam tylko wersje z Gwyneth i to wieki temu, te sobie daruje, no chyba, ze bedzie kiedys w TV leciala, to moze zerkne.

    Polubione przez 1 osoba

      1. poetria

        Na YouTube jest w całości: https://www.youtube.com/watch?v=LWDeCpIAsaQ

        Jest to wersja raczej teatralna, ale mam swoje lata i ten styl mi odpowiada. Mr Knightley jest idealny, jak na mój gust.
        Jane Fairfax tajemnicza i nieszczęśliwa.

        Romola Garai była przekonująca, ale moim zdaniem, ta wersja nie oddaje subtelnego humoru Jane. Poza tym jej atak histerii na końcu był irytujący.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.