Z wizytą w Enniscorthy

Enniscorthy nie leży na turystycznym szlaku, nie jest „must see in Ireland” i pewnie mało osób poza tymi mieszkającymi tutaj o nim wie. Miasto jest w centrum zagłebia truskawkowego (najlepsze kasztany są na placu Pigalle, a najlepsze truskawki w hrabstwie Wexford) i raz w roku odbywa sie tam Strawberry Festival. Jeśli spojrzymy na stronę internetową o wydarzeniach w Enniscorthy, to oprocz wymienionego truskawkowego festiwalu mamy tylko: „Mums, Bums, Tums – Workout with your baby”. Można się więc od razu zorientować że nie jest to miejsce wybitnie interesujące.

Jest jednak ważne historycznie dla każdego Irlandczyka (a więc teraz również i dla mnie). Podczas niepodleglościowej rebelii w roku 1798 to wlaśnie na górującym ponad miastem wzgórzu Vinegard Hill rozegrała się krwawa bitwa, niestety wygrana przez Anglików. Enniscorthy zapisało sie na karcie dziejów również podczas powstania wielkanocnego w 1916 roku. Oficer Paul Galligan jechał tam rowerem 200 km z Dublina z wieściami o mobilizacji. Ochotnicy (źródła podają liczby 100-200 osób) przejęli miasto, zablokowało drogi i tory kolejowe. W przeciągu kilku dni liczba powstańców przekroczyła 1000 osób. Poddali sie kiedy przywódcy buntu w Dublinie ogłosili kapitulację.

Może się mylę ale nie wygląda mi by miasto było w świetnej kondycji finansowej. W 2015 hrabstwo Wexford znalazło sie na liście najbiedniejszych w Irlandii. Oczywiście brak atrakcji turystycznych nie pomaga. Wystarczy spojrzeć na hrabstwo Kerry które wprost kwitnie a miejscowi już niedługo będą sie rozbijać bentleyami, albo na każda większą miejscowość na Wild Atlantic Way – trasie wzdłuż wybrzeża Atlantyku. Trochę publiki miasto miało  po zeszłorocznych Oscarach, bo stamtąd pochodzi bohaterka książki i filmu Brooklyn. Widać ze próbuje się to podkreślać na każdym kroku i zdjęcia z Brooklynu są dosłownie wszędzie, ale turyści nie rzucili sie na Enniscorthy tak jak na fani Gry o Tron na Irlandie Północną.  

A wystarczyłoby wziąć przykład z Medjugorie – wymyślić historyjkę o ukazaniu sie Matki Bożej i żerować na naiwnych idiotach chrześcijanach.

A jak się to stało że znalazłam się akurat tam – otóż w ostatni dzień pobytu Dity nie miałyśmy specjalnie nic do roboty więc objechałyśmy moje okolice a pózniej podjechałysmy do Enniscorty z zamiarem zwiedzenia zamku. Mój C. był tam kilka dni wcześniej i polecał. Zamek wygląda jak walijski Conway w miniaturze. Bodajże w 20011 odrestaurowano go i otworzono ponownie dla turystów. Czytałam że na początku był przewodnik, ale chyba z braku pieniędzy teraz chodzi się po obiekcie samodzielnie korzystając z opisów. 

Historia zamku rozpoczyna się w roku 1170 kiedy został zbudowany przez Anglo-Normana o nazwisku De Prendegast. Pozostawał wlasnością tej rodziny przez 300 lat, aż do roku 1490 kiedy to zbuntowany irlandzki klan Kavanagh pod wodzą Arta MacMurrough Kavanagh przejął go i trzymał aż do roku 1536 kiedy niejaki  Lord Leonard Grey go odbił. Zamek był wtedy praktycznie zrujnowany. Niedługo potem przeszedł na własność korony i został podarowany przez królową Elżbietę I poecie Edmudowi Spencerowi. Ten jednak nigdy w nim nogi nie postawił, krążyły słuchy ze bał sie rodu Kavanagh. 

Kolejnym właścicielem został Sir Henry Wallop, który rozpoczął odbudowę i prace modernizacyjne. W 1890 roku Potomek Wallopa wydzierżawił posiadlość na okres lat 90-ciu bogatemu Amerykaninowi o nazwisku PJ Roche. Tenże podarował ją swemu synowi Henry’emu który w 1905 roku zamieszkał w nim wraz z żoną. Rodzina Roche wychowała na zamku sześcioro dzieci i mieszkała w nim aż do roku 1951.

Choć zamek od zewnątrz prezentuje się bardzo średniowiecznie, to rodzina Roche przekształciła wnętrza w normalne użytkowe pomieszczenia. O przeszłości budowli przypomina w zasadzie tylko loch, a właściwie wąski korytarz prowadzący do wydrążonej w ziemi okrągłej i małej nory, gdzie jakiś więzień około 400 lat temu wydrapał na ścianie podobiznę rycerza.

Familii Roche poświęcone jest całe pierwsze piętro. Udało się zebrać meble, przedmioty codziennego użytku i dużo prywatnych zdjęć oraz dokumentów i listów. Szczególnie te ostatnie są bardzo interesujące – inwentaryzacje, rachunki za naprawę dachu, korespondencja biznesowa pana domu oraz kartki z pamiętnika, pewnie którejś z dziewczynek. Rodzina na zdjęciach prezentuje się dość nieciekawie ale kanony urody były wtedy inne, nie stosowano filtrów 😉 a i nie wiedzieć czemu pozowano do fotografii z grobowymi minami.

Państwo Roche z dzieciarnią starali się odwiedzać Stany przynajmniej raz na pięć lat. Mieli wykupione bilety na Titanica a bagaże już zostały wyekspediowane do Cobh (portu skąd wypływał statek) kiedy jedno z dzieci zachorowało na ospę wietrzną. Wyprawa nie doszła do skutku za co pewnie wszyscy dziękowali opatrzności.  

Piętro drugie poświęcone jest fascynującej postaci, projektantce i architekcie Eileen Gray. Fani użytkowego designu powinni kojarzyć to nazwisko. Pani Gray urodziła sie w domu niedaleko Enniscorthy, w arystokratycznej rodzinie w 1878 roku. Od dziecka interesowała sie sztuką i architekturą co wspierał jej ojciec, arysta malarz. Gray uczęszczała do Akademii Sztuk Pięknych w Londynie a poźniej do prywatnych szkół artystycznych w Paryżu. Jej prace i projekty powstały w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, a jednak patrząc na meble i dywany trudno skojarzyć je z epoką Gatsby’ego, mogłyby spokojnie stać w nowoczesnym dziesiejszym domu.

Życie tej przebojowej kobiety wydaje sie bardzo interesujące i pełne wrażeń. Już choćby dlatego że była biseksualna i wśród jej miłosnych przygód nie brakowało niebanalnych mężczyzn i kobiet. Ot na przykład taki poeta szkocki Aleister Crowley który z miłości napisał o niej poemat. Za mąż (czy za żonę) Eileen nigdy nie wyszła bo miała lepsze rzeczy do roboty, oprócz projektowania wnętrz i mebli, malowania, rzeźbienia i fotografowania, miała fantazję by latać dwupłatowcem nad kanałem La Manche oraz podróżować własnym samochodem – była jedną z pierwszych osób w Paryżu z prawem jazdy. Wśród jej znajomych znaleźli sie Diego Rivera i Frida Kahlo których poznała zwiedzając Meksyk. Zmarła mając 98 lat. 

W 2015 na ekrany wszedł irlandzki film „The Price of Desire” opowiadający o tym jak sławny architekt Le Corbusier usiłował przywłaszczyć autorstwo jednego z jej projektow.

Na trzecim piętrze przenosimy się w czasie do lat 50-tych ubiegłego stulecia bo ekspozycja upamiętnia krecęnie w mieście filmu Brooklyn. Około 200stu mieszkanców wzieło udział w tym projekcie jako statyści. Można pooglądać albumy ze zdjęciami dokumentującymi pracę ekipy a także dowiedzieć sie sporo o autorze powieści Colmie Toibinie. Jest też replika sklepu typu „mydło i powidło” w jakim w tamtych czasach robiło sie zakupy. 

Zwiedzanie zamku kończy się na dachu, tam gdzie chodowano szynszyle. Bardzo ładnie widać z niego miasto i aż sie prosi o meble ogrodowe, parasol i drinki z palemką 😉

Wracając do samochodu zauważyłam że w wielu szybach sklepowych wystawione są duże zdjecia przedstawiające uczniów z różnych starych roczników, sportowców a nawet farmerów 😉 W połączeniu z fotosami z Brooklynu atakującymi ze wszystkich stron, nadaje to miastu nostalgiczny charakter. 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.