(Post ?) pandemiczne podsumowanie

W samym środku huraganu Franklin znalazłam się w Donegalu, a konkretnie na półwyspie Inishowen. Wynajęłam domek z widokiem na ocean i ścieżką prowadzącą wprost z drzwi balknowych na samą plażę. Wiedziałam, że przynajmniej jeden dzień zejdzie mi na siedzeniu w Airbnb i słuchaniu świstu wiatru i okazjonalnych opadów gradu, więc zabrałam z sobą laptop i dwie butelki wina, żeby napisać post podsumowujący pandemię. Bo obiecałam sobie, że kiedy nadejdzie taki czas, że życie będzie znów (w miarę) normalne, to tak właśnie zrobię.

Piszę oczywiście o swoich doświadczeniach z Irlandii, jak było w innych krajach – trudno mi się wypowiadać. Piszę też subiektywnie, bo zdaję sobie sprawę, że są osoby, które podczas pandemii się wzbogaciły, które chętnie pracowały z domu, albo które i tak nigdy nie pracowały ani nie podróżowały, tylko siedziały na zasiłkach, więc jakoś specjalnie ich sytuacja się nie zmieniła. To jest tak jak z komuną, niektórzy by chętnie do tego wrócili. Wszystko zależy od własnej sytuacji i punktu siedzenia.

Na początku tego całego cyrku ktoś powiedział, że patrząc na dane historyczne można stwierdzić, że każda pandemia trwała około 2 lata. Hiszpanka skończyła się tak, że jej wirus zmutował i stał się niegroźny. Tak stało się i z covidem, ale przecież na początku nikt nie przypuszczał, że czekają nas całe dwa lata obostrzeń. Niedługo będziemy mieć w Irlandii rocznicę pierwszego lockdownu. Pamiętam, jak nasi goście hotelowi w popłochu wracali do swoich krajów. Jak durni ludzie rzucili się na sklepy, wykupując papier toaletowy i co tam jeszcze, bo nie zrozumieli, że sklepy pierwszej potrzeby się nie zamkną. Jak premier przemawiał, jak zapanował podsycany przez media strach.

Jestem osobą silną psychicznie, przez wiele rzeczy przeszłam i wyszłam z nich z tarczą, nie na tarczy, częstokroć znajdując się w lepszej sytuacji, niż wcześniej byłam. Mimo to też miałam moment zniechęcenia i poddania się, o którym mało kto wie. Kiedy rozpętał się coronoświrusowy cyrk, byłam przez chwilę przekonana, że to już koniec. Przecież zawsze twierdziłam, że ludzie i tak powinni wyginąć i że najprawdopodobniej załatwi nas jakiś wirus, no i włala. Nagle wyobraziłam sobie, że wirus, a raczej lockdowny, doprowadzą do bankructw, biedy, głodu i ogólnie czegoś w stylu świata Mad Maxa.

To działo się w mojej głowie w dzień, kiedy ogłoszono pierwszy lockdown i byłam w bardzo kiepskim nastroju. Wracając z pracy do domu postanowiłam zatrzymać się nad jeziorem, gdzie czasem przystawałam, żeby podziwiać widok. No i nie mogłam, bo wjazd na parking zagrodzony był żółtymi taśmami z napisem COVID. To była tak zwana kropla przelewająca czarę. Kiedy kontynuowałam trasę i wjechałam na taki długi i prosty odcinek, gdzie można pruć setką (przynajmniej takie jest ograniczenie) zobaczyłam z naprzeciwka tira. I pomyślałam, że jak w niego wjadę, to będzie koniec. Nie chciało mi się czekać na to, jak pandemia się rozwinie, kiedy się skończy, co się będzie działo. To trwało może sekundę, a potem przypomniałam sobie pyszczek mojego kota Killera. Nie mogłabym go tak zostawić. Tir minął mnie, pojechałam dalej i potem nie mogłam uwierzyć w to, że tego typu myśl przemknęła mi przez głowę. Przerwanie swojego życia, eutanazja – tak. Chcę o tym kiedyś móc zdecyować, ale tylko o ile będzie ku temu mocny powód. Obawa przed czymś, co jeszcze nie nastąpiło i raczej nie nastąpi, to nie jest dobry powód.

Lockdown w Irlandii, z przerwami i o różnym natężeniu, trwał najdłużej w Europie, bo około 11 miesięcy. Wszystko pozamykane, wożenie z sobą glejtu, że się jedzie do pracy, bo policja zatrzymywała, zakaz spaceru dłuższego niż 2 km, potem 5, potem 20… Kolejki do sklepów, specjalna osoba nadzorująca w drzwiach, inna wycierająca koszyki i wózki płynem odkażającym. Poobklejane taśmami kible, siedzenia w autobusach czy tramwajach, wszędzie zakazy i nakazy i oczywiście maski, które w sumie najmniej mi przeszkadzały, bo przynajmniej w zimie w twarz ciepło. No i oczywiście zakaz podróży. Do tego nieustające wałkowanie tematu w prasie oraz straszenie obywateli nie tylko przez media, ale i rząd. Jest taka pani w naszej TV, która podczas pandemii popłynęła. Ponieważ wcześniej była uznawaną reporterką, to ludzie wierzyli w to, co mówi. Wyspecjalizowała się ta pani w przedstawianiu w swoim programie, jak będzie wyglądać tzw new normal. Wg niej już nigdy miało nie być tak, jak było. Na przykład fryzjer, ubrany w kombinezon jak do zwalczania eboli, obcinał klientkę wsadzając ręce przez otwór w szklanej kapsule, gdzie owa klientka siedziała, W pubie wszystkie siedzenia przy barze miały być odgrodzone szybami, jak dawniej kabiny telefoniczne, a stoliki też oddzielone szkłem.

No a potem przyszły szczepionki, z dużym falstartem u nas w kraju, ale za to jak potem przyspieszyliśmy, to na całego. Zaczęto popuszczać cugli, otwarły się granice, przynajmniej te w Unii Europejskiej, i znów można było podróżować. A potem, jak było tak fajnie… nadszedł omicron. Rząd wrócił do straszenia, rozpuszczano plotki o nowych lockdownach, media ponownie miały o czym pisać. Na szczęscie Omicron stał się początkiem końca i oby już tak zostało. Nikt się już tak nie podnieca Omicronem, mnóstwo ludzi miało (i nawet nie zauważyło), teraz ma go królowa brytyjska i pewnie po trzech dniach go już nie będzie mieć. Pod koniec stycznia nasz rząd, ni stąd ni zowąd, wygłosił orędzie do narodu, znosząc prawie wszystkie restrykcje, a od pierwszego marca znikną obowiązkowe jeszcze maski.

Czy to już naprawdę koniec? Straszenia i panikowania na pewno nie, bo właśnie czytałam, że nowy wariant Omicrona może być „groźniejszy” choć oczywiście nie ma żadnych podstaw ku temu, za to będzie się w takie wiadomości klikać. Część społeczeństwa cieszy się z likwidacji obostrzeń a część uważa, że to „za szybko”. Są tacy, którzy najchętniej zamknęliby granice i kazali wszystkim siedzieć w domach, dopóki… no nie wiem, żadnych chorób nie będzie? Naprawę tęsknię za czasami, kiedy mnóstwo ludzi umierało co zimę na starą, dobrą grypę. Jakoś nikt nawet okiem wtedy nie mrugnał.

Pandemia osobiście dotknęła mnie bardzo, zabierając ukochaną pracę i ukochane podróże. Co prawda nie pracowałam tylko pół roku, a odprawa pokryła mi z tego dwa miesiące. Wiem, że są tacy, którzy bardziej ucierpieli, ale nie chodzi o to. Praca, którą miałam, odpowiadała mi w 100 procentach, a zarobki były ponadprzeciętne. Zdecydowanie wyższe, niż mogłabym dostać gdzie indziej na tym samym stanowisku. Owszem, bardzo lubię swoją obecną pracę i mam nawet wyższy tytuł, przeszłam z menadżera na dyrektora, ale to nie jest to samo, co było. Pewnie, że nie ma co rozpamiętywać przeszłości, bo się czasu nie cofnie, trzeba iść do przodu. Sama Wam to zawsze radzę. Nie narzekam, po prostu podsumowuję straty 😉

Pandemia też jeszcze bardziej uzmysłowiła mi, że więszość społeczeństwa nie posiada minimum inteligencji, jest po prostu głupia. I niby jestem za demokracją, ale z drugiej strony dawać głos każdemu… do czego ten świat zmierza. Post pandemiczna Irlandia nie wygląda za ciekawie. Inflacja, drożyzna, ceny mieszkań do zakupu i wynajmu już tak wyśrubowane, że ludzie zaczynają stąd wyjeżdżać i przestają emigrować, w związku z czym nie ma ludzi do podstawowych, gorzej płatnych prac. Dobrze się mają tylko zawodowi bezrobotni, im się krzywda nigdy nie stanie. Co będzie dalej? Nie wiem. Do rzeczy, które przeżyłam i które się w końcu skończyły, oprócz komuny, stanu wojennego, januszowego kapitalizmu, przebojów z biurokracją kiedy prowadziłam własną firmę w Polsce, recesji w Irlandii i covidu, dojdzie post covidowy krach. On też się skończy, bo tak jak Wam dwa lata temu mówiłam, wszystko kiedyś mija.

Zaraz po ogłoszeniu przez premiera końca restrykcji, C. chodził po hotelu, w którym pracuje (i w którym ja pracuję, tak, wkręciłam go 😉 ) i ściągał nalepki social distancing, zrywał przepierzenia nad recepcją i taśmy z kibli. Ja od razu wyszłam przed budynek gdzie mieszkam i odkleiłam napisy o covidzie. Kiedy poszłam do Tesco, z zadowoleniem stwierdziłam, że znikł system świateł – zielony się wchodzi, czerwony się czeka, a automatyczny głos mówi przez głośniki: stay here, stay here, stay here. Ale też zauważyłam, że ludzie dalej utrzymują od siebie dystans, co mi się podoba. Nigdy nie byłam fanką cudzego oddechu na swojej szyi 😉 Może też ludzie będą kontynuować mycie rąk, bo z tym słabo było, a przecież mycie rąk chroni przed wieloma chorobami. I jakby kichanie i kaszlenie z otwartą niezasłonioną gębą się nie powtórzyło, to super. Dwa lata nie słyszałam, żeby ktoś kaszlał, więc najwyraźniej się da. No i nie widzę, by zwyczaj ściskania sobie dłoni na powitanie powrócił, dalej panuje żółwik. Też jestem za, nie lubiłam nigdy podawać ręki drugiej osobie. Nawet jeśli jej dłoń nie była lodowata i mokra jak flądra wyjęta z wody, to nigdy nie wiadomo, co ta ręka robiła i czego dotykała.

Czy ludzie się jakoś zmienią po pandemii? Zaczną być milsi dla siebie, doceniać innych, więcej czasu przeznaczać na relaks i doceniać życie? Ale skąd. Wojny nas nie zmieniły, pandemia też nie. Co do mnie osobiście – przez czas przerwy zrobiłam i z wyrożnieniem skończyłam kurs, który kosztował sporo a dał mi tylko tyle, że zroumiałam, że kocham to, co robię i nie chcę robić niczego innego. Napisałam książkę, głównie dla własnej przyjemności i zajęłam się poważnie tarotem, co stało się moim ogromnym hobby. Nowa praca ponownie przekonała mnie, że jestem najlepsza w swoim zawodzie. Jutro mija rok, jak tam pracuję, a już jestem po awansie i dwóch podwyżkach. I znów sobie wszystkich okręciłam wokół palca, a kiedy chciałam odejść, to prawie siłą mnie zatrzymano 😉

Cieszę się też, że podczas pandemii moje kontakty z dwiema najbliższymi przyjaciółkami, M i K, bardzo się zacieśniły. Kiedyś nie byłyśmy w codziennym kontakcie w trójkę na messenger tak, jak teraz. I to jest fajne. Kiedy covidowy cyrk się zaczął, myślałam o tej chwili. Kiedy będę patrzeć w okno z widokiem na ocean, podczas jednego ze swoich wypadów, wspominając te okropne czasy i ciesząc się, że przeminęły. I tak sobie teraz patrzę, i cieszę się.

27 uwag do wpisu “(Post ?) pandemiczne podsumowanie

    1. Mysle, ze kazdy w zyciu mial taki moment. Ja zawsze wierzylam w to, ze kazdy powinien miec prawo do decydowania o swojej smierci. Poniewaz genetycznie jest mi raczej pisane dlugie zycie, czego nie chce, moze bede musiec udac sie do jakiegos kraju, gdzie bede mogla dokonac eutanazji. To nie wynika ze slabosci albo tchorzostwa, ale z kontroli nad swoim zyciem. I smiercia.

      Polubione przez 1 osoba

      1. 365dniwobiektywielg

        Pisane jest Ci genetycznie długie życie ale nie chcesz żyć aż tak długo czy ja dobrze zrozumiałem? jeśli dobrze, to mnie znów zaskoczyłaś.

        Polubione przez 1 osoba

      2. 365dniwobiektywielg

        Jak masz piękne życie i wspaniałe osoby kolo siebie i jesteś na tak zwanym chodzie to chyba fajnie jest mieć 99lat. Ja twoich przekonań nie zmienię chyba.

        Polubione przez 1 osoba

  1. Restrykcje, lockdowny i inne covidowe absurdy okazaly sie gorsze niz sam Covid. Natomiast plusem pandemii jest niewatpliwie to, ze firmy (nie wszystkie) zrobily sie bardziej elastyczne i nie chodzi mi tylko o prace z domu, ale i godziny od – do, czy niepelny wymiar godzin. Mam zamiar kiedys pracowac 4.5 albo 4 dni w tygodniu wiec taka elastycznosc jest bardzo mile widziana…Moment ‚tirowy’ zaliczylam kilkanascie lat temu, na szczescie obrocilam negatywna sytuacje na swoja korzysc i dzis wiem ze warto bylo przetrzymac tamten niefajny czas. Messenger rzadzi 😉

    Polubione przez 1 osoba

  2. „większość społeczeństwa nie posiada minimum inteligencji, jest po prostu głupia” – w ramkę i na ścianę 🙂

    Co do izolacji to mi osobiście najbardziej doskwiera brak fizycznego kontaktu z biurem. Praca z domu jest fajna, ale wiadomo.

    Z drażniących rzeczy – „social distancing”. Ktoś, kto wymyślił, że to jest to samo co „physical distancing” powinien pójść siedzieć. Normalnie mam czasem ochotę wziąć duży mazak i poprawiać.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Masz racje, to physical distancing 🙂 w mojej branzy praca z domu jest niemozliwa, ja uwielbiam byc w biurze I hotelu fizycznie, praca z domu mnie nigdy nie pociagala. Wiekszosc osob ktore zawsze pracowaly I pracuja z domu, tak troche dziwaczeja;)

      Polubione przez 1 osoba

  3. Facetka

    Dla mnie w tej całej pandemii najgorsza była śmierć mojej ukochanej cioci w zeszłym roku. Trafiła do szpitala na covid I w ciągu niecałych 3 dni zmarła. Nie podłączyli jej nawet do respiratora… ale czy to by pomogło? Nie wiadomo. Moja mama powiedziała, że w ciągu tych dwóch lat zmarło sporo ludzi – sąsiadów, w rodzinie sporo, i w rodzinach sąsiadów. Za to moja babcia ma 94 lata i nadal zyje. Jest zdrowa. Z demencją ale zdrowa, i nawet wredna potrafi być jak nikt inny. Czy ja bym chciała dożyć takich czasów? Nie wiem. Myślę sobie, że jakbym była sprawna i siedziałabym w jakimś ośrodku z innymi dziadkami i grała w bingo, to czemu nie? Ale nie chciałabym „utrudniać” życia moim dzieciom, aby musieli ciagle koło mnie latać i podawać szklankę wody.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Facetka

        Czasy się zmieniają. Ja jeszcze 10 lat temu nie widziałam siebie z dziećmi, a mam ich dwójkę. Mi też się bardziej podoba starzenie w stylu J.Lo. Jak patrzę na siebie teraz, a na moją mamę, gdy była w moim wieku, to się czuję jak nastolatka 😀

        Polubione przez 1 osoba

  4. Moja sasiadka pracujaca w banku (a wlasciwie: dla banku;) byla od poczatku pandemii 3 (slownie: trzy) razy w pracy, ani razu nie wyjachli na urlop, a kiedy sie ja spotka i poprozmawia chwile, stoi 2 metry dalej. Z fajnej, zadbanej kobiety stala sie zastraszonym strachem na wroble, to koszmar.
    W Niemczech bylo na swoj sposob inaczej, glownie dlatego, ze mamy karaj federacyjny i kazdy Land ciagnie w swoja strone;) No i do tego w miedzyczasie byly wybory po dluuuuugiej „epoce Merkel”. Ktorej pod koniec ostatniej kadencji juz nic sie nie chcialo, albo nie miala juz sil.
    Ogolnie calkowite Lockdowny nie byly az tak dlugie i upierdliwe, nie bylo tez noszenia maseczek na zewnatrz. Najgorszy byl pierwszy lockdown, kretynskie przepisy, absurdalne zarzadzenia, wykluczajace sie nawzajem;) I dlatego nieprzestrzegane;) Ale to byl poczatek, a na poczatku, jak wiadomo, zawze jest chaos;) Pozniej troche sie ustabilizowalo, nakazy i zakazy nie przestaly byc debilne, szczegolnie ze zaczely byc karta przetargowa do wyboroow;)
    Ale w miare normalna osoba, nie nalazaca do grupy panikarzy z jenej, a do foliowcow z drugiej strony, potrafila w miare normalnie przejsc przez ten czas.
    I ja i H. mamy to szczescie, ze pandemia nie miala wiekszego wplywu na nasza prace (na jej forme tak, ale juz nie na zarobki) Ja do konca marca mam jeszcze opcje pracy w domu lub hybrydowej i ta ostatnia forma bardzo mi odpowiada. Z reguly wyglada to tak, ze dwa dni jestem w biurze, a pozostale pracuje w domu, jak dla mnie mogloby tak zostac. W biurze jestem wtedy, kiedy sa tez moi koledzy z wydzialu i idziemy sobie wtedy cos zjesc w porze lunchu. Kiedy zamkniete byly restauracje, zamawialismy jedzenie do biura i siadalismy wspolnie (lejac przepisy;) w sali konferencyjnej. Mam tez kilka osob, z ktorymi sie na biezaco spotykalam/spotykalismy i jesli bylo to tylko mozliwe wychodzilismy/wyjazdzalismy z domu.
    W 2020 byly to 4 wyjazdy, z tego 3 dluzsze (ok. tygodnia, na dluzej ze wzgledu na koty i tak rzadko wylatujemy/wyjezdzamy), a w zeszlym nawet 6 razy, bylismy 3 razy w Polsce (jeden wyjazd byl nieplanowany), w Holandii, Grecji i w Baden-Baden, lacznie z wizyta w kasynie:)
    Tak wiec nie moge za bardzo narzekac;)
    Pisalam juz chyba, ze jesianie, przed pandemia zmarla moja tesciowa. Najprawdopodobniej na normalna grype, ktora poszla jej na pluca. A moze juz na to swinstwo, o ktorym wtedy jeszcze nikt nie slyszal, kto wie.
    I musze powiedziec, ze juz wtedy patrzylam z przerazeniem, jak sie to olewa i robia to wszyscy, rodzina starszej osoby, lekarze, szpital, opieka i same osoby, ktorych to dotyczy tez.
    Moja tesciowa byla przejsciowo w domu spokojenej starosci, NIKT (oprocz mnie) nie dezynfekowal rak ani wchodzac, ani wychodzac, mimo, ze dozowniki bezdotykowe byly przy wejsciu, starsze panie chyrlajac i smarkajac siedzialy obok siebie na kupie w holu na dole, naprzeciw wejscia, ktorym wlatywalo zimne powietrze wprost na nie. Oczywiscie o czyms takim, jak maseczki nie bylo mowy.
    Zaraz na samym poczatku napisalam (nie raz), ze moim zdaniem wystarczyloby wprowadzic zasady bezpieczestwa i higieny w takich osrodkach jak: szpitale, domy starcow, hospicjach, i wszelkich tego typu placowkach, poczekalniach u lekarzy i aptekach. Czyli w miejscach gdzie z zasady przybywaja osoby chore lub z oslabionym systemem immunologicznym. I git!
    Wystarczy. Osoby chore niech siedza w domu i nie roznosza wirusow i bakterii, ale majac na mysli chore ,mam takie na mysli a nie te „bezobjawowe”;) I jesli ktos sie czuje niepewnie, to niech chodzi w maseczce albo nie wychodzi z domu i tyle. Zamknac wszystkie zdrowe osoby, to byla najweksza gupota ever.
    No i szczepionki. Nie mam ogolnie nic przeciwko, mam wszystkie trzy, ale uwazam, ze wystraczylaby mi jedna, jesienia, kiedy zaczyna sie sezon chorobowy i tyle.
    Mam wielka nadzieje, ze wszystko wroci do normy, z reszta teraz jest nastepny temat, wojna Rosji z Ukraina i tak to sie kreci…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tez uwazam jak Ty, izolacja osob starszych I chorych plus zasady higieny, ale coz, bylo jak bylo. U nas tez nigdy nie bylo nakazu masek na zewnatrz. Racja osoby bojace sie niech siedza w domu, nie wiem, dlaczego wszyscy by mieli… niech nosza maski ci, co sie niepewnie czuja I juz. Akurat jesli chodzi o szczepionki to ja jestem za.

      Polubienie

  5. Dammar

    Ja raczej podsumuje ten czas pozytywnie, ale dlatego ze udalo nam sie kupic dom I to za dobra cene. Wprowadzilismy sie trzy miesiace temu, a obecnie cena domu na naszym osiedlu jest 40 tysiecy euro wyzsza. Udalo nam sie zamknac tranzakcje w 3.5 miesiaca bo sprzedajaca bala sie kolejnego lockdownu, I choc przypuszczala ze moglaby dostac wiecej, to strach ze znowu bedzie czekac na kupcow nie wiadomo jak dlugo, zwyciezyl.
    Ludzie nie dostawali kredytow, bo wiele firm dostawalo I ciagle dostaje dodatki covidove na pracownikow. Dla banku znaczy to tyle, ze firma ma zla kondycje skoro korzysta z dodatkow, a to znaczy ze pracownik moze stracic prace w kazdej chwili I nie bedzie mogl splacac kredytu.
    Ja boje sie tego co jest teraz po covidzie, niz w czasie lockdownow.
    Ewcia, Ty jestes numerologiczna 1 ka, ten rok to twoj numerologiczna rok 7 my, rok nauki, rozwoju, doksztalcania sie. Jesli teraz zrobisz poswiecisz czas na nauke, w kolejnych latach bedziesz odcinac kupony. Poprzedni rok byl twoim 6 tym rokiem, rokiem poswieconym rodzine, domowi, przyjaciolom. Dlatego nie cieszyla cie nauka w ubieglym roku, ale przyjaciele juz tak.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dammar, nauka to mnie cieszy, ale nie ma sensu poswiecac czas I pieniadze na cos, co sie do niczego nie przyda. Zawsze cos bedzie czego sie mozna obawiac, ale dopoki sie moge swobodnie przemieszczac I zarabiac to sobie dam rade:)

      Polubienie

      1. Dammar

        Pewnie zenie ma sensu uczyc sie czegos co nie przyniesie efektow w przyszlosci. Bardziej chodzi o to, ze ten rok sprzyja rozwojowi, latwiej przychodzi uczenie sie czegos nowego I widac tego efekty. To wcale nie musza byc studia, chodzi o rozwoj wewnetrzny, jesli wiesz co mam na mysli.
        Nastepny twoj rok 8 my, bedzie rokiem pieniadza.

        Polubione przez 1 osoba

      2. Dammar

        Numerologia interesowalam sie juz ponad 20 lat temu, duzo czytalam, a ze akurat wpadla mi w rece ksiazka o numerologia to przeczytalam. Nie wglebiam sie za bardzo, choc wiem ze mozna obliczyc lata trudniejsze, kryzysy I lepsze lata, ale ja nie chce by mialo to wplyw na moje zycie. Gdybym sie troche wiecej powglebiala, moglabys to robic. Wystarczy mi jednak podstawowa wiedza z ktorej zreszta korzystam na codzien I sie sprawdza. Na przyklad nie zaczynam nowej pracy w 9 tym dniu cyklu. Bo 9 tka to podsumowanie, zakonczeniu, a nie poczatek. W ogole nie zaczynam nic nowego w tym dniu, ale jesli chce cos skonczyc, to jest to dobry dzien.
        Kilka lat temu wglebilam sie w astrologie. Takie podstawy czyli jaki character ma kazdy znak zodiaku to znam od liceum, nawet o ascedencie wtedy wiedzialam. Ale teraz jest taki dostep do informacji, ze mozna samemu sciagnac sobie program do astrologi I starac sie zrozumiec jaki wplyw maja planety na nas.
        Przyznam, ze od trzech lat nie spojrzalam w zaden horoskop. Bardziej interesowaly mnie predyspozycje z jakimi przyszlam na swiat oraz moi czlonkowie rodziny.
        Bo ja uwazam, ze nic nie jest przesadzone. Ze zawsze mamy wplyw na nasze zycie. Owszem, sa rzeczy ktore nie sa od nas zalezne, ale liczy sie to, jaki my mamy do tego stosunek, jak je odbieramy. Dla jednych lockdown mogl byc tragedia, dla innych szansa na cos nowego lub na zmiane kierunku dzialania.
        Ii wojna swiatowa wybuchla w 1939 czyli jeszcze w numerogicznym roku 4, lockdown 2020, tez numerogiczny rok 4. Taki zbieg okolicznosci.
        I jeszcze ciekawostka, znane marki takie jak Coca Cola, Wedel, nie maja przypadkowych liter, te litery odpowiadaja za rozwoj, energie a ich suma czesto to 8 czyli pieniadz.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.