Limerick i Galway, dwa z naszych pięciu miast o statusie CITY, są tak różne, jak ogień i woda. Przepraszam z góry tych, którzy tam mieszkają, ale po burym, brzydkim i nudnym jak przysłowiowe flaki z olejem Limerick, Galway jawi się jak jakaś oaza radości, koloru i muzyki. Jeśli miałabym polecić tylko jedno z owych pięciu miast jako cel weekendowej podróży (pozostałe to Dublin, Waterford i Cork) to na pewno byłoby to właśnie Galway. Mimo, że cholernie trudno tam zaparkować, przeważnie są korki a pogoda jest bardziej kapryśna niż w reszcie kraju.
Nie ma tam zbyt wielu zabytków (zamek został zburzony dawno temu). Jedyną pozostałością po czasach średniowiecza jest fragment obronnych murów oraz przejście w kształcie łuku, zwane Spanish Arch. Miasto było niegdyś prężnym ośrodkiem handlowym, gościło więc tam wielu przybyszów z Hiszpanii i Portugalii. Niektórzy się zakochiwali w lokalnych paniach i zostawali na stałe, nie dziwota więc, że niektórzy ówcześni mieszkańcy z dziada pradziada mają południową urodę.
W 1396 roku 14 rodzin kupieckich z Galway otrzymało specjalny przywilej od Ryszarda II, gwarantujący im dużą samodzielność i niezależność od Korony. Sielanka trwała aż do czasu Cromwella czyli 1651 roku. Rodziny straciły przywileje i miasto zaczęło stopniowo podupadać. Dodajmy do tego Great Famine czyli klęskę głodu spowodowanego zarazą ziemniaczaną, w latach 1845–49.
Ale potem mogło już być tylko lepiej, od kiedy do Galway dotarła kolej i założono tam uniwersytet. No a pózniej wiadomo – masowa turystyka. Galway położone jest blisko wielu słynnych atrakcji, choćby klifów Moheru i Connemary, a do tego samo w sobie ma naprawdę cudowną atmosferę. Na każdym rogu uliczni grajkowie, mnóstwo fajnych knajpek, galerii i sklepików, piękna trasa spacerowa nad samym oceanem, a przy tym mimo sporych tłumów jest jakoś tak przytulnie 🙂
Clue wyjazdu był jednak nocleg w kościele. Spałam już w zamkach, 100-letnich kamiennych chałupkach, na farmach, w autobusie przerobionym na Airbnb też, ale w kościele jeszcze nie. Airbnb Bookeen Hall który gorąco polecam, jest autentycznym 200-letnim kościołem, wybudowanym na użytek rodziny mieszkającej w okolicy. W 1920 roku przestał pełnić funkję kościelną i od tego czasu stał pusty i niszczał. Zakupił go w końcu w latach 90-tych XX wieku za około 3000 funciaków jakiś farmer, ale nic z budynkiem nie zrobił. Na budynek napatoczył się w końcu nasz gospodarz Chris (bardzo przystojny nawiasem mówiąc) który naoglądawszy się programu „Grand Designs” postanowił kupić sobie kościół i przerobić na dom. Jak powiedział, tak samo jak w Grand Designs, zajęło mu to dużo więcej czasu i kosztowało znacznie więcej, niż planował. TU możecie zobaczyć postępy w pracach.
Nie wiem dokładnie, ile w kościele jest pomieszczeń. Do dyspozycji gości jest duży living room połaczony z cześcią jadalną, sypialnia i łazienka na pierwszym piętrze, i jeszcze wyżej urocze pomieszczenie w dawnej wieży, gdzie mieścił się dzwon. Wiedzieliśmy, że gospodarze mają dwa psy, spytaliśmy wieć Chrisa, czy możemy je poznać 🙂 Super przyjazne pieski spędziły więc z nami trochę czasu, dając się głaskać po brzuszkach. Oboje właściciele pracują z domu, nie wiem, co robi on, ale ona piecze wegańskie ciasta i inne przysmaki (część mieliśmy okazję spróbować przy śniadaniu). Śniadanie… dzieło sztuki! Komu się chce sałatkę owocową układać w kunsztowne mozaiki! Pięknie podana granola, jak najlepszy deser w wykwintnym hotelu, cała zastawa przepiękna. Jakość jedzenia i podania – 5*. Bardzo wszystkim polecam to miejsce, sama mam nadzieję pojechać tam znów za rok.
W przyszły weekend robię sobie przerwę od wyjazdów, a za dwa tygodnie – Cambridge! A najważniejsza atrakcja w Cambridge to koleżanka nie tylko blogowa Kat, z którą nie widziałam się twarzą w twarz od dwóch lat, z przyczyn wiadomych.
Jak wiesz, ogladalam pokoj w ex-kosciele przerobionym na apartamenty, bardzo mi sie podobalo ale okna byly malutkie zwlaszcza w sypialniach, a brak swiatla i powietrza to duzy mankament. Musimy jechac razem do Galway!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pojedziemy I bukniemy Chrisa kosciol:) okna u niego to byly dosc duze, osobiscie nie chcialabym tak mieszkac bo trudno czyscic sufity I wszystko co u gory.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Takie szare mury bardziej mi się podobają ,,, Mają w sobie więcej patyny. Pomijając to, nie tylko sufit, pomyśl o myciu okien. To się robi częściej
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No wiec wlasnie… wszystko fajnie dopoki nie trzeba posprzatac;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kocham Galway, po prostu kocham:)
Jesli bede miala okazje jeszcze raz tam pojechac (bylam juz 6, czy moze nawet 7 razy:), to bede pamietac o miejscowce w kosciele:)
I koniecznie na piwo/whiskey w The Kings Head:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
👍♥️
PolubieniePolubienie
Ależ cudne miejsce 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Warte odwiedzenia:)
PolubieniePolubienie