Co tam panie świątecznego na Netflixie…

Jak co roku jesteśmy zasypywani świątecznymi filmami i z czystego obowiązku blogera sporo tego oglądam żeby Was albo zachęcić albo przestrzec 😉 Świąteczne filmy rządzą się swoistymi kryteriami i nie oczekuję od nich ani specjalnej głębi ani ambicji. Ma być christmasowo, mamy się dobrze bawić i wprawić w nastrój. I już. Ale sama przyznaję że coraz rzadziej trafiam na oryginalne i przełamujące pewne klisze produkcje a coraz częściej wydaje mi się że oglądam ten sam film tylko z innymi aktorami i może dziejący się w innym miejscu. Klisza goni kliszę i kliszą pogania.

Najczęściej wykorzystywany schemat to: samotna pracoholiczka niespodziewanie musi pojechać do rodzinnego miasteczka bo coś odziedziczyła (hotel, farmę, ziemię) i tam spotyka przystojniaka (czasem dawną miłość) po czym uświadamia sobie że na co ta prestiżowa robota w wielkim mieście skoro tu jest chętny facet, mili ludzie i nieskażona przyroda. Często ambitna i wymagająca posada to samo ZUO i duże miasto to hałas, złodzieje i pogoń za kasą. Czasem kobieta ma w tym mieście mężczyznę ale okazuje się on materialistą tudzież bubkiem. Acha, na końcu musi być patetyczna przemowa.

Kolejny schemat to klimaty królewskie. Przystojny książę z jakiegoś nieistniejącego kraju który na pozór jest chamem ale okaże się prawdziwym dżentelmenem i zbawcą narodu, lub księżniczka która zamieni się miejscami z podobną do siebie dziewczyną z plebsu. Musi też być jakiś czarny charakter.
Ostatnią kategorią jest przenoszenie się w czasie czyli np średniowieczny rycerz znajduje się nagle w XXI wieku oczywiście w święta.

Czas w tych filmach to bardzo krótki okres przed świętami, w trakcie i może trochę po. Odległości są umowne bo między Nowym Jorkiem a Alaską bohaterka przemieszcza się trzy razy podczas dnia bez problemu, na lotnisku wystarczy być pięć minut przed odlotem i oczywiście wszyscy są zawsze piękni a panie mają elegancko podkręcone loki które się tak trzymają od świtu do nocy.

W Netflixowych nowościach kilka klisz, jeden naprawdę warty zobaczenia film i jeden niestandardowy ale z wadami (a mogło by być dużo lepiej).
Ponieważ trudno filmy świąteczne oceniać w normalnych katergoriach to będę im przyznawać BĄBKI – nie bombki ale bąbki 😉 w skali 0-10.

My Christmas Inn – pracoholiczka ze świata reklamy z wielkiego miasta dziedziczy hotelik po ciotce na Alasce. Filmy świąteczne niby promują wartości rodzinne ale jakoś zawsze jest tak że osoba po której się dziedziczy była kiedyś ważna i bliska a potem całkiem ignorowana i zapomniana… no, może to przez karierę i wielkie miasto (czyli samo ZUO). Wiadomo jak się skończy, nie ma tu żadnych zaskoczeń. Jest lokalny przystojniak. Acha, bohaterka odkryje na nowo swój talent do malowania – całkiem przeciętny moim zdaniem. Oczywiście będą przeszkody – awans w pracy co będzie mogło zaważyć na jej przyszłości. Plus za to że aktorzy nie wyglądają jak z żurnala (pani jest dość przy kości). Poziom świąteczności – 10 bąbek. Atrakcyjność bohaterów – 4 bąbki. Wykorzystanie klisz – 10 bąbek. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna- 5 bąbek. Nie jest tragicznie a dużym plusem są alaskańskie krajobrazy.

Christmas Wonderland – pracoholiczka ze świata sztuki z wielkiego miasta musi zaopiekować się dziećmi siostry czyli przyjechać do rodzinnego miasteczka gdzie, mimo że mieszka tam jej siostra, nie była od czasu skończenia szkoły (wiadomo że kariera i wielkie miasto – ZUO). W miasteczku nie tylko odżyją uczucia do dawnego abszyfikanta ale też bohaterka odkryje na nowo swój talent do malowania – całkiem przeciętny moim zdaniem. Oczywiście będą przeszkody – bohaterka dostanie awans w pracy co będzie mogło zaważyć na jej przyszłości. Minus za to że bohaterka wygląda jak Haley Joel Osment… pewnie dlatego że jest jego siostrą. Poziom świąteczności – 8 bąbek. Atrakcyjność bohaterów – 3 bąbki. Wykorzystanie klisz – 10 bąbek. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna- 2 bąbki.

Christmas Land – pracoholiczka ze świata biznesu z wielkiego miasta dziedziczy wioskę świąteczną – 200 akrów i chałupę gdzieś na tyle daleko by było daleko ale na tyle blisko żeby przemieszczać się między tym miejsem a N.Y z szybkością błyskawicy. Babcia która przepisała włości na wnuczkę oczywiście zgodnie ze schematem zepchnięta w niepamięć. W miasteczku będzie lokalny przystojniak i milusi ludzie a to wszystko trzeba będzie ratować przed zachłannym developerem. Będzie też ZUY narzeczony. Duży minus za bardzo niemoralne zakończenie … naprawdę aż zębami zazgrzytałam. Tak się nie robi żeby zachłanny Ch.J wyszedł na swoje… Poziom świąteczności – 10 bąbek. Atrakcyjność bohaterów – 6 bąbek. Wykorzystanie klisz – 10 bąbek. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna- 3.5 bąbki.

Christmas made to order – pracoholik ze świata architektury z wielkiego miasta musi urządzić święta dla swojej rodziny więc zatrudnia atrakcyjną panią dekoratorkę specjalizującą się w świątecznych dekoracjach. Pracoholik po tym doświadczeniu rzuci pracę, dekoratorka rzuci pracę, oboje uzmysłowią sobie że chcą robić coś na własną rękę i love is in the air… Oczywiście będą przeszkody – awans w pracy co będzie mogło zaważyć na jej przyszłości. Poziom świąteczności – 10 bąbek. Atrakcyjność bohaterów – 5 bąbek. Wykorzystanie klisz – 9 bąbek. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna- 4 bąbki.

A New York Christmas Wedding czyli film który przełamuje klisze i mógłby być bardzo dobry gdyby ktoś bardziej popracował nad scenariuszem, lepiej to sfilmował i gdyby aktorstwo było na lepszym poziomie. Oj nie spodoba się w Polsce bo „promuje LGTB”. Bohaterka spotyka anioła który przenosi ją w rzeczywistość alternatywną w której nie bała się własnych uczuć i wyszła za swoją przyjaciółkę i wielką miłość. Dużo smutku i emocji w tym filmie a mało bombeczek i świątecznej muzyczki – i bardzo dobrze. Mogło być super, jest ok. Plus za występ Chrisa Notha (Mr Big z SATC) który bardzo atrakcyjnie się prezentuje nawet w todze księdza. Poziom świąteczności – 2 bąbki. Atrakcyjność bohaterów – 7 bąbek. Wykorzystanie klisz – 2 bąbki. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna – 6.5 bąbek.

Holidate – pracoholiczka ze świata pracy przy komputerze z domu ma dość tego że spędza samotnie każde święta, ale jednocześnie nie ma zamiaru wiązać się z byle kim tylko po to by nie być sama. Znajduje rozwiązanie idealne – atrakcyjnego faceta do „holidate” czyli randkowania wyłącznie w święta, a więc Christmas, Sylwester, Święto Zakochanych, Dzień Matki itp. Brzmi nieciekawie ale film jest zaskakująco zabawny, dobrze zagrany no i wreszcie mamy KOMEDIĘ ŚWIĄTECZNĄ nie familijną czyli padają niecenzuralne słowa. Świeżo i fajnie. Duży plus za niesamowicie przystojnego Australijczyka. Minus za przemowę na końcu. Bawiłam się bardzo dobrze i to jedyny film z tej puli który mogę polecić i nawet mogłabym jeszcze raz zobaczyć. Poziom świąteczności – 3 bąbki. Atrakcyjność bohaterów – 9 bąbek (kobieca bohaterka obniżyła średnią) Wykorzystanie klisz – 2 bąbki. Przemowa na końcu – owszem jest. Moja ocena ogólna – 8.5 bąbek.

Na Netflixie znajdziecie filmy starsze o których pisałam TU, niestety rewelacyjny Collateral Beauty już usunięty. O moich ulubionych i kultowych nie tylko z Netflixa – TUTAJ.

15 uwag do wpisu “Co tam panie świątecznego na Netflixie…

  1. Dzięki, wprawdzie nie mam Ntlxa, ale oglądam na innych portalach. Czekam na 007 w najnowszej odsłonie, osłodzi mi to święta na pewno i mam nadzieję, że jak co roku obejrzę Love Actually. Na reklamy też czekam, jak co roku i jak co roku mam nadzieję, że John Lewis znowu zrobi jakieś dzieło sztuki. Tęsknię za Anglią, ot co. Przytulaski

    Polubione przez 1 osoba

  2. Pingback: Świąteczne nowości na Netflixie. – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.