International Cat Rescue w akcji!

Od soboty brałam udział w akcji ratunkowej. Liczyły się godziny z powodu nadchodzącego sztormu i podnoszącej się raptownie rzeki… brzmi jak film akcji prawda? Ale od początku.

Apartamentowiec w którym mieszkam jest jednym z nielicznych gdzie można mieć koty a nawet psy – o ile nie hałasują. Wywalczyłam zmianę w regulaminie kilka lat temu bo sama jak wiecie mam dwa koty i nie uważam żeby ich obecność w moim własnym, kupionym za ciężko zarobione pieniądze mieszkaniu miała komuś przeszkadzać. Zasada jest więc taka że mieszkający właściciel może mieć max 2 koty albo psa o ile pies nie hałasuje, natomiast najemca też może o ile zgodzi się na to właściciel. Tak więc mamy tu koty, oprócz moich dwóch conajmniej trzy o których mi wiadomo i tylko jeden jest wychodzący bo ludzie mieszkają na parterze od strony ulicy.

Parę miesięcy temu zauważyliśmy że sąsiedzi piętro wyżej i po skosie (też od strony rzeki) mają kota. Dla tych którzy nie wiedzą że mieszkam praktycznie w rzece (przynajmniej według ubezpieczyciela mieszkania który powiedział że od kosztów powodzi mnie nie ubezpieczy bo „the building is already in the water„) tłumaczę: jedna strona wychodzi na rzekę która przepływa pod moim balkonem. Praktycznie mieszkam na parterze ale mam ze 3 metry do ziemi, a potem jeszcze jest woda.

Pod balkonem jest kępa gruntu i teoretycznie można się na nią przedostać albo wchodząc na platformę do łowienia ryb która jest na rzece i przechodząc przez rzekę, albo skacząc z mojego balkonu. Można, bo poniżej znajduje się taki wyłom w murze więc jak się ktoś nie obawia połamania nóżek to proszę bardzo – na wyłom w murze i siup na dół. Teoretycznie można też przejść się potem wąską dróżką (naprawdę wąską) wzdłuż budynku od strony rzeki. Piszę że teoretycznie bo tylko wtedy kiedy jest sucho i rzeka jest nisko. Jak zaczyna padać to woda mementalnie się podnosi i wtedy nie ma lądu. Zalany też zostaje tunel który jest pod budynkiem. Jak woda podnosi się za bardzo to wylewa na łąki naprzeciwko budynku.

Kiedy rzeka jest nisko…
… i kiedy wzbiera

Tunele są po to by przeciwdziałać nadmiernemu podnoszeniu się poziomu wody ale też z powodów historycznych. Nasz budynek stoi na miejscu gdzie kiedyś był młyn zbudowany w XII wieku przez cystersów. Podobno w miasteczku był straszny cyrk kiedy developer starał się o planning permissions i wielu ludzi protestowało przeciw burzeniu ruin. Ale w końcu się to stało choć archeolodzy wywalczyli że część starych, łukowych fundamentów będzie zachowana. No to jest. Żeby je zobaczyć trzeba znaleźć się na tej płachetce ziemi pod moim balkonem i wpełznąć do tunelu jakieś pięć metrów w głąb, po gównach nietoperzy i z latarką. Nie muszę chyba dodawać że jak tu mieszkam pięć lat to nie widziałam żadnych entuzjastów historii dokonujących tejże czynności. Jeśli kogoś interesuje jak wyglądał młyn i moje miasteczko w dawnych czasach to pisałam o tym TU.

Dla pokazania jak to wygląda – stare zdjęcie kiedy mój balkon wyglądał mało reprezentacyjnie ale dobrze widać zalane częsciowo wejście do tunelu.

Ze trzy lata temu z tunelem zapoznał się Killer i mój C. Kot rzucił się na ptaka który usiadł na ramie balkonu, stracił równowagę i wpadł do rzeki. To był ułamek sekundy i nie zdążyliśmy nic zrobić. C. wypadł na dwór a ja tylko zauważyłam że kot dopłynął do kępy ziemi i wparował do tunelu. Mieliśmy szczęście że woda była bardzo nisko. C. przelazł przez rzekę a ja po chwili do niego dołączyłam, zawodząc niczym płaczka na pogrzebie. Z tuneli są trzy wyjścia – jeden ten pod moim balkonem, drugi pośrodku budynku do rzeki i ostatni po drugiej stronie wychodzący na ogród a stamtąd już chwila do ulicy. Chociaż tyle że Killer nie poszedł daleko i C. czołgając się w gównach i błocie zdołał go wytargać.

Skończyło się to tym że zakupiłam szelki i długą smycz, kombinując że Killer będzie przyczepiony do niej i jakby spadł to zawiśnie na uprzęży niczym Tom Cruise w Mission Impossible. Oczywiście Killer odmówił noszenia tego ustrojstwa ale już nigdy nie wskoczył na balkon. Nie żeby ptaków nie usiłował atakować ale przynajmniej ma metodę – zaplątuje tylne nogi o poręcze a przednimi usiłuje łapać. Rzadko się to jednak zdarza i rzecz jasna kiedy koty są na balkonie to nie spuszczamy z nich oka i z reguły też jesteśmy tam z nimi.

No to po krótkim wstępie przechodzę do konkretów 😉 W sobotę koło ósmej rano usłyszałam że pod oknem mojej sypialni coś miauczy. Wychyliłam się z okna i faktycznie, nie pod moim oknem ale nieco dalej w trawie, na tym skrawku ziemi który przechodzi wzdłuż budynku jak rzeka jest nisko – widzę kota. Nie byłam pewna czy to kot tych ludzi z góry czy nie ale nie miało to znaczenia, trzeba było kota ratować. Nie osobiście bo w końcu w domu był C, już zaprawiony w bojach i w skakaniu z balkonu. Obudziłam go i żwawo wyruszył na ratunek. Tymczasem na platformie dla wędkarzy pojawiła się kobieta z dzieckiem wołając rozpaczliwie że to jej kot wypadł z okna. C. ją uspokoił że się go postara złapać i podszedł do niego dość blisko a wtedy kot do rzeki, przepłynął koło niego, wyczołgał się na ląd i do tunelu. Zapewniliśmy kobitę że kot na pewno wyjdzie i że się wtedy jakoś lepiej zorganizujemy. Ona postała jeszcze tam jakiś czas ale w końcu poszła, powiedziałam że ją zawołamy jak się coś będzie dziać.

Za kilka godzin słyszymy że kot znów miauczy z tego samego miejsca. Tym razem babka postanowiła przeprawić się przez rzekę sama. Kobieta jest dość niewielka i przy kości więc jej pomogliśmy zejść z platformy do rzeki. Ona miała nadzieję że kot się jej nie będzie bać ale gdzie tam, jak tylko do niego podeszła to on myk i w drugą stronę. Teraz myślę że może się bał trasporterka który miała z sobą, może się mu z pójsciem do weterynarza kojarzył. W każdym razie kot umknął ale C. już mu zagradzał drogę z ręcznikiem który chciał na niego zarzucić. Minął go o kilka centymetrów, kot znów rzucił sie do wody, wypełznął na ląd i do tunelu. Ja to wszystko obserwowałam z balkonu i byłam na C. wkurwiona że jak on mógł go nie złapać. No nic. Kot już więcej nie wyszedł. Około ósmej wrócił sąsiadki mąż, wielki jak góra Litwin. Facet pracuje co dzień, nie wiem co robi ale zabiera go rano van a potem odwozi. Litwin – potem się dowiedziałam że ma na imię Moris – włazł do rzeki z dużą latarką i łaził z pół godziny wołając kota. Ale kota ani widu ani słychu.

Pogadaliśmy z nim że jesteśmy na posterunku jakby co. C. nie spał do piątej rano w razie gdyby kot się uaktywnił a ja miałam omamy słuchowe i wstawałam kilka razy myśląc że go słyszę (kota, nie C.) W niedzielę sąsiadka z dzieckiem co godzinę chodzili na platformę i ona nawet raz czy dwa przeszła się przez rzekę i nawoływała. Ale cały dzień nic. Straciłam nadzieję że kociak się znajdzie i myślałam że może wylazł inną stroną, zgubił się i może ktoś go znalazł i zabrał albo że siedzi gdzieś biedny przestraszony w okolicy. Razem z sąsiadką obeszłyśmy budynek zaglądając w każde chaszcze i na drogę z obawą że ujrzymy rozjechane zwłoki. Nic.

Ale przed szóstą rano obudziło mnie miauczenie. Kot znów stał w tym samym miejscu, dokładnie pod balkonem swoich właścicieli. Widziałam że pali się u nich światło i przypuszczałam że Moris zbiera się do pracy więc poszłam po niego. Od razu wlazł do wody i poszedł po kota ale ten ponownie spieprzył do tunelu. Przynajmniej jednak wiedzieliśmy że żyje i jest w pobliżu. Problemem były deszcze i wzbierająca woda. Musieliśmy złapać kota do czasu kiedy zacznie zalewać tunel. Moris był bardzo zmartwiony, powiedział że starał się wziąć wolne ale nie da rady a żona nie mówi dobrze po angielsku, nie wie gdzie dzwonić, gdzie szukać pomocy. Nie miało to znaczenia bo ja już miałam plan – podzwonić po okolicznych weterynarzach i rescue i pożyczyć klatkę jakiej używa się do łapania dzikich kotów do kastracji. Facet się rozpływał w podziękowaniach ale ja i C nie robiliśmy co w naszej mocy w ramach sąsiedzkiej pomocy ale po to by uratować kota.

Okazało się że żaden wet i żadne czynne rescue w okolicy klatki nie ma. Na szczęście moja koleżanka nie tylko blogowa M jest zaangażowana w pomoc kotom i znała gościa z klatką, profesjonalnego cat-catchera 😉 Podjechałam do niego i pożyczyłam nie tylko klatkę ale i sieć. Było już ciemno kiedy wróciłam i niestety woda zalała już tę dróżkę wzdłuż ściany a poletko pod balknonem stało się podmokłe. Moris urwał się z pracy i czekał na mnie. Nie było innego wyjścia tylko włożyć klatkę do tunelu. Ona tak działa że drzwiczki zamykają się kiedy kot wlezie na zapadkę idąc do wstawionego tam pokarmu. Nie mogliśmy spać całą noc bo po pierwsze nie chcieliśmy by kot stresował się długim uwięzieniem a po drugie gdyby się złapał a woda zaczęłaby zalewać tunel, nie mógłby uciec. Ponieważ mieszkamy nad tunelem mieliśmy szansę go usłyszeć i szybko działać. Moris dał nam swój numer i poprosił żeby zaraz dzwonić jak coś się będzie dziać. Nie spałam do północy ale poszłam do łóżka zostawiając na posterunku C. Ten obudził mnie koło szóstej mówiąc że chyba kot miauczy w tunelu. Wyszłam z nim na balkon i faktycznie – biedak rozpaczliwie miauczał.

Moris nie odbierał. Ruszyliśmy razem na platformę żeby kota zabrać ale w tym momencie z budynku wyskoczył Moris i bez wahania i w piżamie wkroczył do rzeki jak Tolibowski w Nocach i dniach by zrywać nenufary Barbarze 🙂 Wpełznął do tunelu i po chwili usłyszeliśmy jak czule przemawia do kota niczym do małego dziecko. Futrzak był uratowany 🙂
Postaliśmy chwilę na korytarzu, kot był dość spokojny, bez problemu wyszedł z klatki, dał się nam wziąć na ręce. Był też zdumiewająco czysty, kiedy wyciągaliśmy z tunelu Killera ten był tak utytłany że dwa dni się wylizywał a kolejne dwa jeszcze śmierdział tak że Kitty non stop na niego syczała. Nie chcieliśmy go kąpać by go dodatkowo nie stresować.

Za kratkami 😉
I w objęciach C.

A jak kot wypadł sąsiadom? Dziecko otworzyło drzwi na balkon, matka nie zauważyła, kot się pewnie rzucił na ptaka i sru na dół. Mam nadzieję że na tej jednej akcji ratunkowej się skończy.

PS Przed chwilą roześmiany od ucha do ucha Moris przyszedł z koniakiem i dobrym winem w prezencie 🙂 Miło ale nie trzeba było, nam crazy cat people wystarczy satysfakcja 🙂

14 uwag do wpisu “International Cat Rescue w akcji!

  1. Gratulacje za udana akcje, fajnych mamy facetow, moj H. tezby sie do rzeki i w tunele rzucil dla ratowania kota:)
    Kotek przepiekny, wiedomo, ze dla niego to robiliscie, ale przy okazji macie teraz wdziecznych sasiadow obok, a nigdy nie wiadomo, kiedy moze sie to przydac;)
    Ja w poprzednim mieszkaniu ratowalam kotke sasiadki, ktora mieszkala na poddaszu (sasiadka, ale kotka tez;), mimo siatki w oknach udalo sie kitce uciec i po gzymsie i stromym dachu nadokiennym wlesc na dach glowny, bosh, jak ona plakala i wolala pomocy (kotka, ale sasiadka tez;), az do tej pory mam dreszcze, jak o tym mysle.Juz ja widzialam oczyma wyobrazni z tego dachu spadajaca.
    Udalo nam sie ja zwabic do okienka w dachu, ktore bylo na strychu, po drabinie zeszla, po dlugich namowach, a pozniej byla godzina na szkania jej na tym strychu, bo sie biedna ze strachu schowala.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Miałem kiedyś podobną akcję, kiedy nasz kot (przybłęda adoptowana) Zdzisław, który nigdy z domu nie wychodzi, ten jeden raz postanowił inaczej. Trzy godziny szukałem go po okolicznych chaszczach, ale w końcu udało mi się go namierzyć…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Zdzislaw, fajne imie dla kota 🙂 Moj Killer jako maly kociak jeszcze tez probowal roznych eskapad. W mieszkaniu z ktorego sie potem wyprowadzilismy byl balkon na parterze. Osiatkowalismy caly balkon ale dran sie wspial po siatce w gore I przelazl nad siatka po czym zszedl po drugiej stronie. Byl przestrzaszony ze sie znalaz za siatka wiec jak ja poodrywalam z podlogi I zrobilam szpare to od razu wszedl. Potem mieszkalismy w dwupoziomowym domu z balkonem ktory byl teoretycznie tak ulokowany ze nie bylo szans zeby z niego zszedl na dol ale raz jakos sie mu udalo I potem nie mogl wejsc z powrotem. Musialam po niego isc. Kitty natomiast nigdy niczego nie probowala I nie kombinowala. Teraz mamy kawalki siatki z dwoch stron tylko gdzie teoretycznie moglby sie wydostac na gzyms I na zewnatrz. Ale nie dam rady osiatkowac sie tak by na 100 procent nic sie nie stalo tym bardziej ze po siatce by znow mogl sie wspinac. Dlatego nigdy nie jest na balkonie sam. Ten jego skok w rzeke zaowocowal przynajmniej tym ze juz wie czym to grozi I od tej pory odpukac nie skacze na barierki tak by spasc

      Polubienie

    1. Ludzie sa raczej pomocni I jak Colm z ta babka lazili po wodzie to deie osoby wyszly I pytaly co sie stalo I czy pomoc. My sie po prostu bardziej zaangazowalismy od poczatku I przejelismy stery:) no I sam fakt ze mieszkamy tak ze bylismy w sercu akcji tez byl wazny. Najwazniejsze ze kot jest ok:)

      Polubienie

  3. Dammar

    Chcialabym miec takich sasiadow jak wy 🙂
    Mozna optymistycznie powiedziec, ze dzieki covidovi kot zostal przez was uratowany. Gdyby nie to, pewnie nie byloby was w domu i kto wie, jak by sie ta historia skonczyla.
    Malo sie udzielam ostatnio, ale zmienilam prace co w dobie lockdownu jest dla mnie szczesliwym trafem. Najwazniejsze, ze wszystko idzie ku dobremu.
    P.S. Bardzo podoba mi sie twoj balkon i widok z balkonu. Masz nieograniczona przestrzen przed soba. Szukam domu z takim widokiem, z taka przestrzenia.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Akurat to sie dzialo w weekend no I w poniedzialek:) covid nie covid na pewno kot bylby uratowany bo zauwazylibysmy ze cos sie dzieje skoro Moris co noc z latarka po rzece:) chyba nie ma takiej rzeczy ktora bysmy ja I Colm nie zrobili zeby pomoc jakiemukolwiek zwierzakowi:) tak, widok mam ladny I uwielbiam go a najbardziej to ze widze go siedzac w salonie 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.