Girona długo pozostawała w cieniu sąsiedniej sławnej Barcelony. Lotnisko w Gironie służyło – i służy – jako tani sposób by dostać się do stolicy Katalonii która oddalona jest niecałe 40 min jazdy pociągiem. Tak jak urocze Bergamo pomijane jest na korzyść Mediolanu czy Treviso jest tylko przystankiem do Wenecji. Ale kiedy Gra o Tron stała się światowym fenomenem Girona nagle odżyła. Tam bowiem kręcono sceny do serialu: słynny podjazd seksownego Jaime Lannistera po schodach septy Baelora (katedra) ucieczka Aryi przed Waif (dzielnica El Call – tam też oślepiona Arya żebrała na rogu ulicy – i Łaźnie Arabskie), Cytadela (Monastyr de Sant Pere de Galligants) i kilka innych epizodów.




Nie wiem czy było już poza sezonem ale podczas mojego pobytu miasto nie było wcale zalane turystami, powiedziałabym nawet że było zaskakująco spokojnie (oczywiście oprócz protestów które odbywały się w nowej części miasta). Wieczorami niektóre uliczki były wymarłe a przez to bardzo klimatyczne. A zachody i wschody słońca – oszałamiające.


Trochę historii: osadę założono w 79 wieku p.n.e. Kiedy Rzymianie objęli w panowanie półwysep iberyjski, nazwali ją Gerundą i przekształcili w ważny ośrodek obronny i handlowy. Przechodziła przez nią słynna Via Augusta – droga łacząca Kadyks z Rzymem (jej ślady znajdują się na Carrer de la Forca). Po rozpadzie Cesarstwa Rzymskiego miasto dostało się Wizygotom a potem Arabom, wreszcie podbił je Karol Wielki (Charlemagne) i włączył do Imperium Karolińskiego. W 878 roku Girona stała się częścią Marchii Hiszpańskiej (zwaną też Gocją) ze stolicą w Barcelonie. W 1162 roku weszła w skład Królestwa Aragonii, a kiedy połączyło się ono z Królestwem Kastylii, Girona chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc) została podległa Hiszpanii. XII wiek to wojny z Francją i początki buntu Katalończyków, wiek XVIII przyniósł wojnę o hiszpańską sukcesję pomiędzy Wielką Brytanią, Holandią, Austrią i Sabaudią a Francją, Hiszpanią, Bawarią i Kolonią o władze nad Hiszpanią i dominację w Europie. Girona jako miasto przygraniczne znacznie wtedy ucierpiała. W 1809 roku skapitulowała przed wojskami napoleońskimi i przez jakiś czas była pod panowaniem Francuzów. Dopiero w XIX wieku miasto zaczęło sie odradzać. Podczas hiszpańskiej wojny domowej Girona znalazła się we władzy generała Franco. Kto wie, może wiek XXI przyniesie niepodległość Katalonii i Gironie.
Co koniecznie zobaczyć i co robić w Gironie:
Atrakcją nr 1 są oczywiście mury obronne. Trasa liczy 3 km, niektóre fragmenty muru powstały w I wieku ale oczywiście przez lata, kiedy miasto się rozrastało, dobudowywano go i restaurowano. Wejście jest darmowe i naprawdę polecam bo widoki są piękne. Być w Gironie i nie przejść po murach to moim zdaniem jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffel.


Przy jednym z zejść z muru, niedaleko Katedry, zobaczycie urocze Jardins dels Alemanys – Niemieckie Ogrody. Kiedyś w barakach, których szczątki wciąż się tam znajdują, mieszkali niemieccy żołnierze stacjonujacy w Gironie podczas walk Napoleona z Bourbonami w XIX wieku. Jeśli będziecie mieli szczęście to pośrodku będzie grał na skrzypcach uliczny grajek. Pełno tam ukrytych ławeczek i jest bardzo romantycznie (w Gironie jest mnóstwo ławek i takich zakątków).

Katedra Najświętszej Marii Panny – budowana od XI do XIII wieku przez co jest mieszanką różnych stylów architektonicznych. To kolos który widać z każdej części miasta. Warto się szarpnąć i za 7 euro wejść do środka. Kiedy tam byliśmy kręcono sceny do filmu lub serialu. Mnie osobiście najbardziej podobały się krużganki i ciekawe płaskorzeźby. Katedra i słynne schody są piękne o każdej porze dnia ale chyba największe wrażenie robią o zachodzie słońca który barwi budowlę na różowo.



Barri Vell i El Call czyli Stare Miasto i Dzielnica Żydowska. Tam się po prostu trzeba „zgubić” najlepiej tuż przed zapadającym zmrokiem. W labiryncie XII wiecznej zabudowy można poczuć się tak jakby czas się cofnął. Dzielnica żydowska jest jedną z najlepiej zachowanych w Europie. Około 800 Żydów mieszkało tam i pracowało, zajmując się głównie handlem i obrotem pieniędzy, do czasu kiedy w roku 1492 nie wyrzucono ich nie tylko z Girony ale z całej Hiszpanii.



Mosty, szczególnie ten który zbudował Gustave Eiffel zanim zajął się konstrukcją wieży w Parzyżu. Jak zapewne pamiętacie choćby z tego postu, jestem doorphilem czyli drzwiolubem 😉 Ale jestem też mościarą! Uwielbiam mosty a Girona ma ich jedenaście. Z nich widać najlepiej kolorowe domki nad rzeką Onyar której podczas mojego pobytu praktycznie nie było.



Łaźnie Arabskie które tak naprawdę zbudowali Rzymianie w XII wieku inspirując sie stylem arabskim. Wejście płatne – 2 euro. Alhambra to nie jest i w środku nie znajdziecie bogatej ornamentyki ale mnie podobało się tam z powodu ciszy i atmosfery spokoju.

Pocałuj lwa w dupkę czyli przedziwna tradycja która nie wiadomo kiedy powstała, a polega na wspięciu się po paru stopniach do wyrzeźbionego lwa i pocałowania go w tylną część ciała co ma zapewnić powrót do Girony. Lew nie ma zbyt zadowolej miny z powodu tego molestowania ale cóż…Lwa znajdziecie na Plaça de Sant Feliu.

Plac Niepodległości – gwarny i otoczony knajpkami. W czasie mojego pobytu tam właśnie odbywały sie protesty przeciw wyrokom dla więźniów politycznych i nawoływania do niepodległości.

Co można robić w Gironie mając wiecej niż jeden dzień czyli spacerujemy po okolicy.
Strajk generalny w piątek pokrzyżował nam plany i zostaliśmy uziemieni w Gironie. Wszystkie atrakcje były zamknięte choć z głodu się nie cierpiało – otwarło się kilka małych sklepików i większość restauracji. O strajku uświadomiono nas poprzedniego dnia w punkcie informacji turystycznej gdzie pracują przemili i bardzo pomocni młodzi ludzie. Bardzo zależało im żeby znaleźć nam coś do roboty podczas strajku, kiedy powiedzialam im że lubimy spacery i naturę zadowolony pan polecił nam dwie trasy do połażenia co było strzałem w dziesiątkę. Trasy okazały się malownicze i o bardzo niewielkim stopniu trudności.
Pierwsza trasa przebiega przez dolinę Sant Daniel. Tu znajdziecie opis i mapkę. Po drodze oprócz Monastyru – Monastery of Sant Daniel – krajobrazy momentami toskańskie. Z punktu Can Garcia rozciąga się wspaniały widok na Gironę z Pirenejami w tle. Oprocz natury i lasów gdzieniegdzie niespodziewana sztuka czyli instalacje między drzewami i gigantyczne krzesła.



Druga trasa Huertas de Santa Eugenia y Dehesas de Salt (mapka TU) jest mniej malownicza (część prowadzi przez coś co wygląda na ogródki działkowe) a jej najładniejszą częścią jest spacer nad rzeką Ter. Kiedy usiadłam sobie tam na ziemi podczas gdy C. moczył nogi w wodzie, obok mnie przepełznął spory czarny wąż. Podobnego widzieliśmy jeszcze raz ale tylko ogon, bo biedaczek zasuwał w krzaki. Węże bardzo lubię (pamiętacie moje zdjęcie z pytonem z Gdańska?) i wypatrywałam ich z uwagą, ale oprócz tych dwóch osobników już więcej żadnego nie widziałam.


Czego zdecydowanie NIE POLECAM to rozreklamowana przez influencerów i instagrammerów lodziarnia Rocambolesc – a przynajmniej lody na patyku które każdy kupuje z powodu ciekawych kształtów, choćby ręki Jaime Lannistera czy meskiego torsu. Owszem wyglądają fajnie ale smak jest straszny, sztuczny i po prostu dziwny. Ręka Lannistera wylądowała w koszu. Za dwa niewielkie lody zapłaciliśmy 9 euro.

Oczywiście w Gironie jest mnóstwo innych ciekawych miejsc – kościoły, muzea i place – ale polecam tylko to co sama zobaczyłam i gdzie byłam. Kto wie, może kiedyś tam jeszcze przyjadę skoro lwa w tyłek pocałowałam 😉
Informacje praktyczne:
z lotniska do centrum przyjechaliśmy taksówką – 30 euro. Na lotnisko wzięliśmy autobus za niecałe 3 euro. Z dworca na stare miasto idzie się około 10 minut. Zatrzymaliśmy się w TYM Airbnb, w samym Barri Vell. Małe ale bardzo dobrze rozplanowane mieszkanko z niewielkimi balkonikami i tarasem na dachu (wspólnym dla mieszkańcow ale tylko raz natknęłam się na kogoś kto rozwieszał skarpetki na sznurze) Niewiele starych budynków ma windę – tu akurat była, ważne jak się wraca z siatkami i nie trzeba się wlec 3 piętra po schodach.
W kolejnym poście – dlaczego nie podobało mi się muzeum Salvatora Dali i jakie jest Besalu.
Chyba umknęła mi ta informacja … ile dni tam byłaś?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak, wazna informacja:) przyjechalam w srode w nocy, wracalam w niedziele rano. Jeden caly dzien spedzilam w Figueres I Besalu. Z wyjazdu do Cadaques nic nie wyszlo z powodu strajku
PolubieniePolubienie
Ja sie w Gironie zakochalam, pisalam juz o tym, po Barcelonie to bylo to wytchnienie, bylismy mniej wiecej w tym samym czasie (poczatek pazdziernika) i tez nie bylo tlumow.
Nie calowalam lwa w dupke, ale do Girony na pewno jeszcze wroce:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wyobrazam sobie ze po zatloczonej Barcelonie Girona musi sie wydac wytchnieniem:)
PolubieniePolubienie
Bardzo fajne te trasy spacerowe, takie blessing in disguise ze tam niejako z musu poszliscie. Niektore zdjecia przypominaja mi Medine z Malty.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, okazalo sie ze bardzo dobrze ze tam pospacerowalismy bo trasy super 🙂 gdybym jeszcze kiedys byla w Gironie to pochodzilabym wiecej. Uwazam ze zwlaszcza ta pierwsza powinna byc wymieniana jako jedna z rzeczy must do 🙂 turysci raczej tam nie chodza, bylo troche lokalsow z psami
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czytalam twoj wpis, ogladalam zdjecia, i przy kazdym kolejnym zdjeciu mowilam do siebie O matko, jak tu pieknie.
Wschody i zachody slonca sa rzeczywiscie oszalamiajace. Nie dziwie sie, ze w tym miescie krecono Gre o tron, ma w sobie cos magicznego.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiecej zdjec na insta:)
PolubieniePolubienie
Zdjęcia takie piękne robisz ! Nie myślałaś kiedyś o wydaniu albumu ze zdjęciami z własnych podróży właśnie?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzieki Marysia:) robie wszystkie telefonem Samsung 10, mysle ze aby cos wydac trzeba miec profesjonalny sprzet I bardziej na powaznie sie tym zajmowac:) lubie robic zdjecia ale nie nadawalabym sie na czajenie sie godzinami na dobre swiatlo ani na noszenie ciezkiego aparatu , statywu itp 🙂
PolubieniePolubienie