Moje miasto – mój dom

Podróżujemy, zwiedzamy kraje i stolice a przez to odkrywamy historię z danym miejscem związaną. Oczywiście o ile interesuje nas coś więcej niż siedzenie nad basenem z drinkiem w ręku w opcji all inclusive gdzieś w Torremolinos…Ale często nie znamy historii miejsca w którym mieszkamy – o ile nie jest to np Kraków czy Dublin bądź inne ważne miasto. Tymczasem wydaje mi się że każde, najmniejsze nawet i niepozorne miasteczko jest warte tego by pogmerać w jego dziejach, zwłaszcza jeśli to jest nasze miejsce na ziemi. Można odkryć naprawdę interesujące rzeczy.

Widok z okna

Wschód słońca widziany z mojego mieszkania – w tle po lewej historyczny budynek szkoły Stradford Lodge (1870 rok) i most zbudowany w 1800 roku. Szkoła wciąż działa, most też jak najbardziej.

Warto zacząć od genezy nazwy. Moje miasteczko nazywa się Baltinglass i nie ma to nic wspólnego ze szkłem 😉 (glass – szkło). Zresztą wcześniej używano wersji Baltinglas, jedno s. Nazwa pochodzi od słów Ball-Tin-Glas co oznacza „the pure fire of BaalBaal to ogień rozpalany przez druidów w ich ceremoniach dla uczczenia słońca. Uwierzcie mi – na wzgórzu Baltinglass Hill które widzę teraz z okna, znajduje się jedno z najważniejszych na świecie pod względem archeologicznym miejsc używanych do prastarych rytuałów. Znaleziono tam tajemnicze korytarze, komory i granitowe kamienie ułożone w dziwnych konfiguracjach, a także spalone kości ludzkie.

Baltinglass Hill

Wzgórze Baltinglass – zdjęcie znalezione w internecie. Wejść można trasami prowadzącymi przez ziemie prywatne, których właściciele nie mają nic przeciwko.

Wzgórze jest jednak obecnie średnio badane i nie widzę tu hord archeologów, powiedziałabym nawet że jest dość zapomniane i oprócz miłośników wspinania się trasą wśród owczych odchodów raczej nikt tam specjalnie nie zagląda. Pierwotne teorie na temat kamiennego kręgu na szczycie i innych dziwnych kamorów były takie że znajdował się tam okrągły fort zwany rath, datowany na 1000 lat przed naszą erą. Temu sprzeciwiają się niektórzy badacze historii twierdząc że to bullshit (dosłownie bycze gówno a nie dosłownie bzdura) i nie ma żadnych dowodów na istnienie tego typu budowli na wzgórzu Baltinglass, nie znaleziono bowiem żadnych narzędzi czy fragmentów broni, no i kto o zdrowych zmysłach budowałby fort bez dostępu do wody?

Nie – mówią – to co wykopaliście do tej pory to dowody na to że albo celtyccy druidzi albo jakieś dawniejsze jeszcze ludy zbierały się na wzgórzu by albo dokonywać obserwacji nieba i prowadzić obliczenia astrologoczne, albo by czcić swych bogów. Na jednym z kamieni znaleziono wzory które nie wyglądają na celtyckie ale na arabskie. To może dowodzić że Irlandia była zamieszkana znacznie wcześniej niż się przypuszcza i to przez ludzi pochodzących z terenów Środkowego Wschodu. Wielu wierzy że światynia na naszym wzgórzu, a raczej jej pozostałości, są wiekowo równe najstarszej znanej światyni Gobelki Tepe pochodzącej sprzed 9000 lat przed naszą erą.

Jakiś czas temu katolicy – pewnie dla równowagi – postawili na wzgórzu krzyż którzy w zimie świeci się na czerwono. Dość to satanistycznie wygląda jakby mnie kto pytał o zdanie. A druidzi – albo ich cienie czy duchy – ponoć krążą po miasteczku. Jednego widziała moja znajoma nie tylko blogowa M z bloga Out of BOX kiedy u mnie gościła.

Ruina

Mój ulubiony budynek w mieście – niestety w stanie ruiny. Nie można z tym nic zrobić – od lat sprawa własności nieruchomości jest niewyjaśniona i sądziły się o nią dwie strony.

Mill Street 1800

Długo szukałam zdjęcia pokazującego ten dom w stanie świetności i znalazłam to na ścianie w miejscowym pubie – rok 1800.

Jakkolwiek wykopaliska na wzgórzu są ciągle objęte mgiełką tajemnicy i niepewności, tak czasy średniowieczne są należycie udokumentowane i nie ma tu miejsca na domysły. Baltinglass znajdował się w dogodnej lokalizacji – dość centralnie i w miejscu gdzie krzyżowały się drogi między wschodem i zachodem, północą i południem. Dlatego król Leinster Dermot McMurrough objął tereny swym patronatem i ufundował opactwo cystersów które stanęło nad rzeką Slaney w 1142 roku. Było to drugie pod względem znaczenia i zysków opactwo w Irlandii (po Jerpoint Abbey). Cystersi żyli w ubóstwie i na ogół czynili dużo dobrego dla okolicy, budując młyny, spichlerze, uprawiając ziemię i hodując bydło.

Baltinglass Abbey

Opactwo również widzę z okna … wygląda pięknie zwłaszcza we mgle.

Opactwo przetrwało do wieku XVI czyli czasów reformacji kiedy to król angielski Henryk VII ogłosił się głową kościoła Irlandii. Cystersi wynieśli się a budynki wraz z ziemią zostały przekazane Thomasowi Eustace, I Baronowi Kilkullen, któremu potem nadano tytuł I Wicehrabiego Baltinglass. Wiadomo że rodzina Eustace była zwolennikami Anglii – stąd te nadania. Ale wnuk Thomasa – James, III Wicehrabia – zapisał się w historii miasta jako przewodnik rebelii przeciw Anglikom i prostestantom w 1580 roku. Rebelia skończyła się upadkiem i 45 osób biorących w niej udział pokazowo powieszono w Dublinie. James uciekł do Hiszpanii gdzie uzyskał schronienie u samego króla Filipa II, którego usiłował przekonać do zebrania wojsk i zaatakowania Irlandii by ją odbić Anglikom. Rzecz jasna ziemia i nieruchomości zostały mu odebrane i podarowane przez królową Elżbietę lordowi Aldborough który przez to stał się właścicielem miasteczka i landlordem dla okolicznych rolników.

Old Mill

To młyn na rzece Slaney który wybudowali Cystersi. Zdjęcie z książki: Baltinglass Chronicles.

The Mill

…a to dokładnie to samo miejsce, budynek w którym mieszkam teraz ja (na przeciwległym końcu). Zdjęcie z internetu.

Miasto brało też udział w rebelii przeciw Anglikom w 1798 roku. Stacjonował tu wtedy pułk milicji którego oficerowie – głównie protestanci ale i katolicy – znani byli ze swych brutalnych metod w tłumieniu nieposłuszeństwa wobec korony. Tymczasem pewnego ranka powstańcy w liczbie około 400 zeszli z okolicznych gór i lasów i z pieśnią na ustach zaatakowali pułk. Niestety walka skończyła się sromotną klęską i wielu powstańców zginęło na miejscu a część została pojmana i powieszona.

Pomnik

Centrum miasta – pomnik Sama McAlistaira, członka pułku milicji który opuścił go by przyłączyć się do rebeliantów w 1798 roku. Zdjęcie zrobione przez Chrisa, użytkownika intagrama pod nickiem ETRINO, mieszkańca Baltinglass.

W miasteczku działo się dużo więcej interesujących rzeczy ale gdybym chciała pisać o wszystkim to musiałby powstać osobny blog! Dlatego wspominam tylko o wydarzeniach najbardziej istotnych i przeskakuję szybko w czasie do Baltinglass po okresie Zarazy Ziemniaczanej która sprowadziła klęskę głodu. Podczas tego okresu – lata 1945-49 – zmarło około 8 mln ludzi z około dwa miliony wyemigrowały za chlebem.

Baltinglass Convent

Kolejny moich ulubionych budynków – klasztor ufundowany w 1873 roku. Siostrzyczki urzędowały w nim przez 117 lat między innymi prowadząc szkołę dla dziewczat. Budynek został niedawno kupiony i będzie przekształcony w ośrodek służby zdrowia, z zachowaniem zabytkowej struktury i wyglądu.

Hrabstwo Wicklow nie ucierpiało tak bardzo jak inne regiony. Nie wiadomo ilu obywateli Baltinglass wyemigrowało, jedyne udokumentowane osoby to 6 dziewcząt, sierot, które popłynęły do Sydney – dotarły tam całe i zdrowe ale o dalszych ich losach nic nie wiadomo. Po tym tragicznym okresie miasteczko zaczęło się odradzać. W roku 1851 mamy tu siedzibę sądu i więzienie, mały szpital, tzw workhouse gdzie zamieszkują za pracę ubodzy poszkodowani przez zarazę, trzy kościoły (rzymskokatolicki, irlandzki Church of Ireland i meodystów, oraz 3 szkoły.

Na obrzeżach miasta, w posiadłości Stradford Lodge, mieszkał ostatni Lord Aldborough Benjamin O’Neill. Ten ekscentryczny gentleman sprzedał znaczną część swych dóbr i ziem. Jego hobby było baloniarstwo. W przybudówce we dworze konstruował balon napędzany gorącym powietrzem. W 1958 roku jego dom spalił się doszczętnie oprócz owej przybudówki. Lord wyniósł się wtedy do Hiszpanii gdzie zmarł bezpotomnie.

I kolejny z moich ulubionych – maleńki kamienny domek z pozującym przed nim lokalsem 😉

Ciekawostka – w Baltinglass miał przystanek regularny transport konny, tzw wozy Bianconi. Bianconi był biznesmenem porównywanym teraz do obecnego szefa Ryanaira: stworzył tani i regularny środek transportu który opanował cały kraj. Trasa biegła od Cork do Dublina (a potem i z Dublina do Belfastu) z przystankami w których trzeba było zmienić konie. Miejsce gdzie je zmieniano było jednocześnie kuźnią i stajnią. Zafascynowana tą wiadomością zastanawiałam się gdzie w mieście mógł znajdować się punkt Bianconi i ku swej wielkiej radości odkryłam że wciąż istnieje i znajduje się na prywatnej posesji należącej do szefa C. Mogłam więc pójść i zobaczyć 🙂 W chwili obecnej jest ono wykorzystywane jako skład na wszelkie niepotrzebne rzeczy – jednym słowem graciarnia. Ale widać piękne łukowate stropy i oryginalne sufity a także boksy na konie. Jazda stąd do Dublina trwała 4 godziny i wymagała 4 zmian koni.

W 1885 roku w mieście otworzono stację kolejową co zakończyło funkcjonowanie powozów Bianconi (zamknięto ją w 1947) a w 1929 do Baltinglass dotarła elektryfikacja 🙂

Baltinglass 1900

Rok 1900 – zdjęcie również znalezione w necie. Nie ma ich niestety wiele.

Najbardziej niewiarygodną i interesującą opowieść z dziejów mojego miasta zostawiłam na koniec: jest to tzw. Battle of Baltinglass. W 1950 roku nasza mieścinka znalazła się w wiadomościach nie tylko krajowych ale międzynarodowych. To co się tu wydarzyło doprowadziło do upadku ówczesnego rządu – a wszystko zaczęło się na poczcie…

Urzędem pocztowym zarządzała od lat rodzina Cooke. Teraz wydawać się to może całkiem nudną robotą ale najwyraźniej wtedy była to niezła fucha, a stanowisko tzw post master czy post mistress – naczelnika – przechodziło z pokolenia na pokolenie. Kiedy Kate Cooke, ponad 80letnia już pani postanowiła zrezygnować z tytułu z powodu wieku i chorób, była na 100% pewna że pałeczkę po niej przejmie Helen, jej siostrzenica która od lat pomagała jej w prowadzeniu biznesu. Aplikacja na urząd naczelnika wydawała się więc czystą formalnością, ale ku ogromnemu zaskoczeniu Helen i prawie całego miasta nominację otrzymał Michael Farrell, syn miejscowej szanowanej rodziny posiadającej pub i kilka sklepów.

Cała intryga z wysiudaniem pani Cooke z intratnego stanowiska była uknuta przez ojca Michaela który był w bardzo dobrych, przyjacielskich stosunkach z ówczesnym ministrem ds poczty i telegrafu (tak się to wtedy nazywało) Jimem Everettem. Społeczność miasta była niezmiernie oburzona, oprócz garstki tych którzy poparli Farrella.

Tak Baltinglass wyglądał w czasie afery z pocztą – zdjęcie wygrzebane w internecie.

Może i skończyło by się na niczym bo inna kobieta spuściłaby głowę i poddała bez walki. Ale nie Helen która – mimo niewielkiego wzrostu – była osobą odważną i wojowniczą. Wiedziała też że jej rodzina od pokoleń cieszyła się prestiżem wśród lokalnej społeczności jak i ona sama, postanowiła więc tę społeczność poprosić o wsparcie. Udała się do ważnej osobistości w miasteczku, bohatera wojennego Bernie’ego Sheridana i ten zdecydował się jej pomóc. Wziął się do roboty już następnego dnia, kupując megafon który zamontował na swoim samochodzie po czym jeździł po Baltinglass i okolicy nawołując do przyjścia na spotkanie w sprawie skorumpowanego rządku i układów politycznych które pozbawiają pracy Helen Cooke. 4 dni takiej akcji i doszło do zebrania podczas którego około 80% mieszkańców postanowiło poprzeć roszczenia Helen. Rozpoczęły się pikiety, protesty, marsze przy świecach w nocy i wreszcie bojkot tych mieszkańców którzy opowiedzieli się za Farrelem. Żeby nie było, rodzina Farrell była całkiem w porządku, a wsparli ją głównie ludzie biedni którym Farrellowie zawsze pomagali. Teraz jednak zarówno ich sklepy jak i biznesy ich popleczników zaczęły świecić pustkami – rozpoczął się bojkot.

Sprawą zainteresowała się prasa przedstawiając Baltinglass jako Davida walczącego z Goliatem, czyli społeczność niewielkiego miasta sprzeciwiającego się irlandzkiemu ministrowi a tym samym rządowi który i bez tego był wtedy w kłopotach. Do miasta zaczęli przybywać dziennikarze nie tylko z Irlandii ale i z Londynu a nawet Kanady (kandyjski dziennikarz napisał o tych wydarzeniach książkę). Bernie Sheridan zainstalował na dachu domu wyjący alarm by w razie przybycia sił chcących przenieść urząd z posesji Helen do sklepu Farrella ostrzec mieszkańców. Tak się zresztą stało – pewnego ranka przed pocztą pojawili się robotnicy którzy mieli otworzyć panel gdzie znajdowały się kabelki do telefonów i telegrafu i przełaczyć je do Farrella. Napotkali jednak tłum rozjuszonych mieszkańców którzy im na to nie pozwolili.

Battle of Baltinglass

Książkę napisaną przez kanadyskiego dziennikarza można kupić w necie za 50 dolców 🙂

Pikiety, protesty i pisanie otwartch listów a także wyjazdy do Dublina i innych dużych miast w celu nagłośnienia sprawy trwały. Wreszcie przed pocztą pojawił się autobus z 15 policjantami i robotnikami, którzy pod taką eskortą pod okiem wkurzonego tłumu poprzełączali kable do sklepu Farrella. Jak łatwo można się domyślić, dzień lub dwa później ktoś kable poprzecinał i Baltinglass zostało odłączone od komunikacji. Mieszkańcy wciąż bojkotowali zarówno nową pocztę jak i inne sklepy nowego naczelnika, oraz te które opowiedziały się za nim. Przez długie lata trwały niesnaski związane z tym okresem a podobno animozje między niektórymi rodzinami istnieją do dziś.

Michael Farrell nie wytrzymał psychicznie i poddał się, oficjalnie rezygnujac ze stanowiska. W szybkim czasie rodzina posprzedawała swoje interesy, spakowała się i wyniosła do Rosslare na południu Irlandii. W połowie stycznia powtórnie ogłoszono nabór na stanowisko naczelnika i tym razem pracę dostała Helen, ku zadowoleniu miasta. Irlandzki rząd został przez ten skandal, związany z nadawaniem stanowisk znajomym znajomych, tak szarpnięty że upadł i wkrótce ogłoszono wybory generalne.

Helen piastowała stanowisko naczelnika dopóki nie zdecydowała się na emeryturę i nie postanowiła spędzić reszty życia w Australii gdzie wkrótce dołaczyły do niej cztery siostry. Mieszkała już tam jej siostrzenia Maureen.

Nazwisko Helen było dobrzez znane i nawet miano nakręcić o niej film , ale potem sprawa nagle przycichła i teraz tylko zapaleni historycy bądź ludzie stąd pamiętają o niej. Jest ku temu powód, obecnie niezrozumiały dla nas, ludzi tolerancyjnych i żyjących w zupełnie innej rzeczywistości. Helen Cooke była gorąco popierana przez mieszkańców z powodu swej pracowitości, prawości i dobrej opinii jaką miała ona i jej rodzina. Dopiero po jej śmierci wyszedł na jaw sekret który zniszczyłby ją gdyby ktoś znał go wcześniej. Otoż Maureen, siostrzenica która została adoptowana z angielskiego sierocińca była tak naprawdę nieślubną córką Helen.

Dziewczyna dowiedziała się o tym dopiero po jej śmierci od jakiejś krewnej. Maureen i jej „ciocia” nigdy nie były z sobą zżyte. Helen absolutnie nie traktowała jej w inny sposób niż inne dzieci za którymi zresztą nie przepadała. Maureen napisała książkę pod tytułem Mother in the shadow. Z goryczą wspominała swój przyjazd po latach do Baltinglass kiedy prawda ujrzała światło dzienne. Poodpytywani o Helen mieszkańcy którzy kiedyś walczyli o pocztę, teraz zamykali się w sobie i mamrotali coś pod nosem, nie chcą przyznać że popierali kobietę niemoralnego prowadzenia się.

Domek

Ten domek najwyraźniej nie lubi symetrii 😉

Zamieszkałam w Baltinglass 3 lata temu, kiedy zaczęło podnosić się z recesji która uderzyła mocniej w małe miasta i trwała tam dłużej. Zaczyna dziać się dużo dobrego – inwestuje się w wygląd miasta – w zimie oplatają go lampki które nadają świątecznego charakteru a resztę roku donice z kwiatami wiszą w prawie każdym oknie. Niedługo nasza chluba czyli ruiny opactwa będą podświetlane nocą. Za to wszystko płacą 2 lokalne biznesy: hotelik z pubem i restauracją Germaine’s oraz lokalny potentat w produckji nawozów, maszyn i wszelkich innych rzeczy związanych z farmerstwem – Quinns. W ciągu kolejnych dwóch lat ma powstać centrum z gymem i basenem, jest zgoda na budowę nowych apartamentowców na obrzeżach oraz Lidla.

Domek

A ten budyneczek wygląda na bardzo ściśnięty przez sąsiadów 😉

Niedługo powstanie sklep ekologiczny zarówno z żywnością jak i z produktami do domu oraz ekologiczna restauracja. Miasto przykłada się do edukowania w zakresie segregacji opdadów i ograniczania plastiku oraz ochrony środowiska. Mnie bardzo się tu podoba i z radością obserwuję wszelkie korzystne zmiany 🙂 Uwielbiam małe miasteczka i zawsze chciałam w takim osiąść.

Baltinglass obecnie

Zdjęcie znalezione w necie – Baltingass obecnie

Love Baltinglass

Neon w kawiarence, chętnie fotografowany przez odwiedzających nasze miasto.

16 uwag do wpisu “Moje miasto – mój dom

  1. Issa

    Bardzo fajna opowiesc:) Podoba mi sie Twoj budynek, w ktorym mieszkasz, samo mieszkanie, no i widok z niego! Ale… nie moglabym mieszkac otoczona „fosa” jak w zamku;) boje sie glebokiej wody i jakos wciaz myslalabym o tym, ze gdyby cos sie dzialo to wszedzie dookola ona jest. Dobrze, ze Ty nie masz takich obaw, bo miejsce i panorama sa zjawiskowe 😀

    Polubione przez 1 osoba

    1. Nie jestem otoczona fosa, rzeka jest zaraz pod moim balkonem:) jest tak plytka szczegolnie pode mna ze kajakarze musza wychodzic brac lodzie pod pache I isc az za most gdzie jest glebiej;) brodzilam w niej i jest po kolana. Glebiej jest bardzo rzadko jak dlugo pada. A jak bardzo pada to wylewa na druga strone.

      Polubienie

      1. Issa

        Aha, dziekuje za info. A jak jest jesli chodzi o sasiadow – w budynku i innych domach? Atmosfere? Ja balabym sie jeszcze tego, ze wszyscy mnie obserwuja, ze ludzie stamtad sie juz dlugo znaja, plotkuja itd. Kiedys tak nie myslalam, poki nie zamieszkalam w obecnym bloku…okazal sie „malym piekielkiem”, zupelnie jak na wsi, choc to duze miasto. Ale ludzie sa w wiekszosci ze wsi, a to okresla ich mentalnosc. Plotkuja, tworza fronty, kliki, a najwiekszym ich przyjacielem sa papierosy i alkohol, co poteguje moje obrzydzenie do tych wlasnie ludzi… Nie pije, nie pale i wyraznie odstaje od tego towarzystwa. Dusze sie tu. I stad mysl, ze w malym miasteczku tez byc moze jest taka wlasnie „duszna” atmosfera.

        Teraz marze o mieszkaniu na wsi, ale tak zeby miec sasiada w odleglosci 2 km 🙂 nie zagladajacego w okna, niepodsluchujacego, jednym slowem obecnego na dystans, tylko dla poczucia bezpieczenstwa, gdyby sie cos dzialo.

        Polubione przez 1 osoba

      2. Issa, sasiadow z budynku znam z widzenia moze 5 osob. Czy o mnie plotkuja czy nie, bardziej obchodzi mnie zeszloroczny snieg. Poza tym nie jestem osoba publiczna I jakas celebrity zeby mnie mial kto obserwowac:) mamy tu tak ostry regulamin w zakresie ciszy itp ze jedyne co slysze to jak sie ptaki dra I rzeka szumi, no czasem jak ciezarowka przejedzie po moscie. Ludzie maja teraz ciekawsze rzeczy do roboty niz gadanie o sasiadach- netflix, facebook itp 🙂 a w miescie mieszka 2000 osob nie 50. Zmiany aktor Josh Radnor urodzil sie niedaleko I czesto wpada do pubu w sasiednim miescie. Nikt go nie zaczepia, nie robi zdjec, nie zagaduje. Celebryci dlatego lubia Irlandie, ludzie maja w powazaniu kim sa I zostawiaja ich w spokoju. Spytaj Jeremy Ironsa ktory mieszka w wiosce nad oceanem albo ekipy serialu Vikings ktorzy krecili nad jeziorem nieopodal I krecili sie po okolicznych pubach:) mentalnosc Irlandczykow jest zupelnie inna. Mieszkalam w apartamentowcu z 20 Polakami zaraz po przyjezdzie do Irlandii I bylo inaczej… 🙂 oczywiscie w latach 50 podczas afery o poczte bylo zapewne inaczej;)

        Polubienie

  2. Tessa

    Pieknie:) My po malu dojrzewamy, zeby sie przeniesc(na emeryture;) gdzies w dzika nature;) Na razie wielkosc naszego jest OK i doceniamy bliskosc duzego miasta, ale coraz bardziej dziala mi ono (i ludzie;) na nerwy;)

    Polubione przez 1 osoba

  3. Pingback: International Cat Rescue w akcji! – Dublinia pisze

  4. Pingback: Wizyta w Abbeyleix – Dublinia pisze

  5. Pingback: Średniowieczna Irlandia – Dublinia pisze

  6. Pingback: Rodzina Stratford – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.