Kupowanie mieszkania w Irlandii czyli Agent nasz Pan

Bardzo lubię brytyjski program Location location location. Dwoje agentów nieruchomości – Kirsty i Phil – w każdym odcinku pomagają dwóm całkiem różnym i o zupełnie innych oczekiwaniach parom znaleźć odpowiednią nieruchomość. Jest tu trochę rywalizacji między agentami ale oczywiście chodzi o dobro klientów. Phil i Kirsty wiedzą jaki to stres i odpowiedzialność wiąże się z zakupem domu czy mieszkania – w końcu to nie buty czy sukienka ale poważny wydatek i często obarczenie się hipoteką na wiele lat a także własny dom, swoje miejsce na ziemi. Czasami któraś z par decyduje się złożyć ofertę – wtedy siedzą zdenerwowani w jakiejś knajpce trzymając się za rękę a agent z uspokajającym uśmiechem kontaktuje się z drugą stroną i ustala cenę. Jeśli transakcja dojdzie do skutku, wszyscy ze łzami w oczach wychylają kieliszek szampana.

Jak wygladałaby irlandzka wersja programu? Zacznę od tego że w Irlandii już od lat panuje kryzys mieszkaniowy i o ile nie ma się w zanadrzu co najmniej 300 tysięcy euro to można sobie wyliczać czego się oczekuje od przyszłego domu – a więc niedaleko od pracy, blisko do Dublina, z ogrodem, 3 pokoje blah blah blah. Ale jeśli się dysponuje organiczonym budżetem a więc tak załóżmy do 140 tysięcy euro, to można swoje oczekiwania wsadzić sobie gdzieś i modlić się by trafić na cokolwiek co nie jest murowaną chatką w głuszy gdzieś w górach Wicklow gdzie jest bardzo ładnie ale jak się siedzi w domu i pracuje z domu. Ale nie przez internet bo z jakością internetu w takiej głuszy to różnie jest. Czyli można np strugać coś w drewnie czy wyrabiać mydła. Ewentualnie można kupić coś w 2 dzielnicach Dublina znanych jako siedliska narkomanów, dilerów i innych nieciekawych osobników.

Osobiście miałam duże szczęście – teraz to wiem bo wcześniej wydawało mi się że to była norma i profesjonalizm – że przy zakupie własnego mieszkania trafiłam na rzetelną agencję (i na wspaniałe mieszkanie ale to inna historia którą opisałam TU). Zorganizowano oglądanie o konkretnej godzinie – agent zanim wpuścił wszystkich do mieszkania opowiadał przez ponad 10 minut o historii budynku, firmie która go budowała, o property management, o wszelakich sprawach związanych z eksploatacją i kosztami. Można go było zapytać o cokolwiek i na wszystko znał odpowiedź. Kiedy zdecydowałam się złożyć ofertę musiałam się udać do biura gdzie sprawdzono moje ID i wzięto kopię tzw mortgage approval czyli potwierdzenia z banku maksymalnej sumy jaką mogę dostać jako pożyczkę. Agencja musi w końcu wiedzieć że nie jestem jakimś podstawionym człowiekiem do podbijania ceny. Musiałam na piśmie złożyć ofertę i napisać kwotę. Każda kolejna oferta przebijająca moją była przekazywana mi przez agenta telefonicznie a zaraz potem mailem – w mailu kopiowano mi maila od osoby która mnie przebiła, oczywiście usuwając część adresu mailowego. Ja wtedy mogłam się albo wycofać albo przebić.

Wszystko było więc transparentne i oczywiste. Agent o imieniu Simon był na komórce dosłownie dzień i noc i kiedy właściciel wyznaczył ostateczny termin na ustalenie końcowej kwoty, telefony i maile chodziły cały wieczór aż wreszcie w Halloween rano Simon zadzwonił z gratulacjami i wysłał maila z oficjalnym potwierdzeniem że moja oferta jest najwyższa i przyjęta przez właściciela. Mailowi towarzyszyły wszelkie wskazówki co mam teraz zrobić – a więc wpłacić depozyt, znaleźć prawnika itp. Podczas kolejnych trzech miesięcy kiedy to cała sprawa przedłużała się z powodów ode mnie niezależnych (co opisałam TU) agencja zrobiła wszystko żeby mi pomóc. Kiedy wreszcie odebrałam klucze poproszono mnie o sprawdzenie czy apartament jest w takim stanie w jakim był podczas oględzin, czy nie wyniesiono żadnych sprzętów itp i dopiero jak potwierdziłam że wszystko jest ok pani sekrtarka przyniosła prosecco i obaliliśmy po lampce 🙂

A przecież byłam klientem z tzw dolnej półki – agencja dużo na sprzedaży nie zarobiła bo mieszkanie poszło za 95.000 euro, i było najtańszą nieruchomością w ofercie firmy, a że panował boom na rynku to sprzedawało się wszystko na pniu.

Ale oto moja koleżanka jest teraz na etapie tzw property hunt czyli polowania na nieruchomość i za jej przyzwoleniem na jej przykładzie opiszę jak zazwyczaj wygląda nasza wersja Location location location…

Kolejka do zakupu
Taka jest rzeczywistość – chętni na zakup nowych domów w Dublinie (cena od 300.000 euro) koczują w kolejkach od poniedziałku rano – oferty będzie można składać od piątku (zeszły rok). Zdjęcie z Irish Mirror

Zaczęło się od ustalenia daty na zobaczenie mieszkania które koleżanka znalazła na stronie z nieruchomościami daft.ie. Umówiono ją z agentem o imieniu Charlie na 10.30 rano w sobotę. Koleżanka wynajmuje lokal kawał drogi od miasta gdzie jest to mieszkanie i nie ma w tej chwili samochodu. Więc to nie tak że sobie wyskoczy na piechotę tylko przyjechała do mnie dzień wcześniej i pojechałyśmy nazajutrz razem bo to niedaleko mnie. Ale gdyby nie ja to musiałaby się tłuc paroma środkami transportu publicznego. Spotkania nie potwierdzono mailem i nie dano jej żadnego telefonu komórkowego do owego Charliego żeby się z nim skontaktować jakby co. Ale oczywiście pełne wiary w profesjonalizm agencji pojawiłyśmy się w sobotę na kwadrans przed czasem i czekamy. 10.30. 10.35. 10.40. Charliego ani widu ani słychu. Koleżanka dzwoni na jedyny numer jaki ma – numer stacjonarny agencji. Oczywiście nikt nie podnosi bo w soboty zamknięte. Na szczęście coś mnie tknęło i weszłam na stronę agencji na Daft.ie i znalazłam inny stacjonarny numer należący do samego Charliego. O dziwo odezwał się i straszne zdziwienie bo przecież oglądanie jest o 12stej a nie 10.30. Jakaś inna osoba jest zainteresowana więc godzinę przesunięto. A to nikt cię nie poinformował? dziwi się Charlie. No cóż, przepraszam. Ale będę o 12stej nie wcześniej. Cóż było robić – poszwendałyśmy się po miasteczku aż do południa.

W samo południe Charlie pojawił się a z nim druga zainteresowana osoba – pan o narodowości z wyglądu pakistańskiej lub hinduskiej. Nieważne. Charlie ledwie dostał się do środka bo to był jego pierwszy raz w tym bloku – przejął nieruchomość po koleżance która jest na macierzyńskim. Mieszkanie okazało się naprawdę bardzo ładne i duże, ale nie o to w tym poście chodzi. Chodzi o profesjonalizm agencji. Koleżanka pyta o szczególy a Charlie nie ma o prawie niczym zielonego pojęcia, no bo w końcu nie zajmował się tym konkretnym mieszkaniem wcześniej. Myślę sobie – ale ta koleżanka to tak znienacka z samego rana na ten macierzyński poszła czy co? Nie było czasu żeby się zainteresować i przygotować? Tyle tylko że dostąpiłyśmy zaszczytu dostania wizytówki Charliego z jego numerem komórkowym.

Znajoma przespała się z dylematem – złożyć ofertę czy nie złożyć – i postanowiła na tak. Skontaktowała się z Charliem i ten z mety mówi że inna osoba (zakładamy że ten pan obecny na oględzinach bo któżby inny) zaproponował tyle i tyle. Koleżanka więc przebiła ofertę i choć agent nie polecił jej nic potwierdzić mailem (?!) to poradziłam jej by go jednak wysłała. Bo jakość rozmowy nie była zbyt dobra – Charlie jest wiecznie w drodze, rzadko odbiera komórkę a jak odbiera to za dobrze nie słychać i jeszcze zrozumie że dla przykładu oferuje się mu 150 a nie 115.

Nastąpiła cisza przez dłuższy czas. Ani maila ani telefonu więc koleżanka dzwoni i wtedy dopiero Charlie mówi że druga strona daje więcej. Znów przebiła. Mówię że ja się dziwię jak to jest wszystko na gębę robione – skąd my wiemy że jest jakaś druga osoba w ogóle? Z Charliem trudno się skontaktować ale koleżanka jednak daje radę i prosi o potwierdzenie mailem ile tamten oferuje. Z łaską maila dostaje (na drugi dzień) ale nie ma tam nic więcej tylko to że druga strona oferuje tyle a tyle. Charlie w ogóle sprawia wrażenie jakby moja znajomago nękała telefonami i jakby z niechęcią się tym wszystkim zajmował. W czwartek koleżanka spytała czy jest jakiś termin do kiedy on jej da znać czy ta inna osoba ją przebija czy rezygnuje – dostaje mętną odpowiedź że to się rozstrzygnie dzisiaj (czyli w czwartek). Mamy sobotę i jak na razie nic.

Zakup mieszkania czy domu to jedna z najbardziej stresujących rzeczy jaka się w życiu przydarza i nie, nie jesteśmy obie sfrustrowane faktem że ktoś ją przebija i że to trwa, ale tym że agent tak ją zlewa i tak traktuje. Co za problem napisać choćby smsa i poinformować że np daje czas drugiej stronie do powiedzmy poniedziałku żeby się albo wycofać albo przebić, a potem jej da znać co i jak? I co to za przyjmowanie ofert na gębę? Przecież to otwiera furtkę do nadużyć i oszustw.

Tymczasem mój współpracownik opowiedział mi historię swojego brata który rok temu kupował mieszkanie w Dublinie. Jego oferta została przebita i wycofał się, kupił inne i w sumie dużo lepsze więc był zadowolony. Ale kiedy jakiś czas potem sprawdzał za ile poprzednia nieruchomość została sprzedana okazało się że za mniej niż oferował. Podejrzewał że agent dogadał się z kimś i przyjął kasę pod stołem. Córka mojej znajomej z pracy też ma złe doświadczenie z agencjami – wiadomo że jest większy popyt niż podaż więc agent to król a kupujący to plebs. Nie przychodzenie na umówione spotkanie, nie odpisywanie na maile, nie odbieranie telefonów, mylne informacje – to jest norma.

Nielegalne praktyki agencji polegające głównie na podbijaniu cen to nic nowego i nie mamy żadnej paranoi. Właśnie z tego powodu ustanowiono instytucję o nazwie: Property Services Regulatory Authority (PSRA). „Auctioneers and estate agents are legally obliged to keep records of all bids made on properties so they can be examined by the authority. If they do not keep appropriate records and are found to be guilty of improper conduct following a PSRA investigation they can be fined up to €250,000 by the PSRA or have their licence to trade revoked„. Agenci muszą mieć dowody istnienia prawdziwych osób które podbijają oferty – jak to się ma do sytuacji w jakiej znalazła się moja koleżanka? Kiedy pytała swoich znajomych którzy kupowali niedawno nieruchomości też powiedzieli jej że wszystko było na gębę. Ciekawa jestem czy gdybym teraz zadzwoniła do Charliego i powiedziała że widziałam mieszkanie na Daft.ie i oferuję tyle a tyle (więcej niż moja koleżanka) też przyjąłby moją ofertę i powiedział jej że ktoś nowy ją przebił?

Tymczasem w moim budynku niedługo będzie do sprzedaży mieszkanie od strony rzeki, zrobione wg mojego agenta na tip top. Mieszkania u mnie są rarytasem do kupienia za to bardzo łatwo je wynająć i sprzedać, te od strony rzeki zwłaszcza. Jest też realna szansa wynajmowania pokoju przez airbnb. Przekazałam wieści koleżance – zawsze dobrze jest mieć alternatywną opcję w razie jakby Charlie ciągnął sprawę przez kolejny miesiąc. Ciąg dalszy tej historii – mam nadzieję – nastąpi 🙂

32 uwagi do wpisu “Kupowanie mieszkania w Irlandii czyli Agent nasz Pan

  1. Mnie sie tu bardzo podoba ze od poczatku do konca wszystkim zajmuja sie solicitors/conveyancers, czyli prawnicy wyspecjalizowani w handlu nieruchomosciami. Od mojego mortgage appointment w banku – decyzja zapadla w 5 min bo tyle trwal credit check i mielenie moich danych – jedyne co musze robic to podpisywac co mi przysla tam gdzie jest nalepiona strzalka 😉 i im to odsylac. W ich biurze bylam raz, maile wymieniamy regularnie, pare telefonow tez bylo, glownie z mojej strony, gdyz wyprowadzam sie za tydzien a dopiero wczoraj ostatecznie potwierdzono completion date i poproszono o depozyt i fees. Jak wszystko pojdzie dobrze i w piatek dostane klucze, bede spiewac peany na ich czesc.

    Co do agencji: ogladalam mieszkanie dwukrotnie, za kazdym razem agentka byla na czas. Jej rola ograniczyla sie do otworzenia mi drzwi 😉 Nie wiedziala jaki jest metraz, czy jest tam gaz czy tylko elektrycznosc, ile blok ma lat…Za drugim razem zastalismy zaspanego lokatora w opadajacych gaciach, ktory chyba nie wiedzial, ze ktos przychodzi ogladac mieszkanie. Postrzegam agencje jako zlo koniecznie, middle-mana bez ktorego i ja i sprzedajacy moglibysmy sie spokojnie obejsc. Aha, w ich biurze rezyduje wygladajacy jak Alan Sugar doradca kredytowy. Namawiali mnie na spotkanie z nim, zgodzilam sie, bo czemu nie. Doradca za znalezienie mi
    kredytu z Post Office chcial skasowac £500, usilowal tez negocjowac cene mieszkania oferujac £30 tys ponizej asking price, co spowodowalo niezreczna sytuacje ale koniec koncow wyeliminowalam go z gry a po kredyt, na identycznych zasadach co Post Office, poszlam do wlasnego banku. Agencja chciala mi tez agresywnie wcisnac prawnika, niemal grozac, ze dopoki nie dostarcze im danych mojego solicitor nie zdejma mieszkania ze strony (wisialo tam przez kolejne tygodnie, prowokujac kontra-oferty, az wreszcie laskawie opisali je jako SOLD). Wszystko to dzialo sie kiedy bylam w Dubaju wiec w nocy o polnocy, w pokoju hotelowym wyslalam maila do prawnikow poleconych przez kolezanke z pracy, dostalam automatyczny quote tanszy o £500 od tamtych z agencji i postanowilam ich wziac. Pan Sugar chcial mi tez wciskac rozmaite ubezpieczenia. Splawilam go, bo od tego sa porownywarki internetowe, u nas zreszta life insurance nie jest wymagane, a mieszkanie jest ubezpieczone w ramach maintanance fee. Ubezpieczenie mienia sobie zalatwie sama.

    Podsumowujac: agencja, zlo konieczne, wszystkie informacje musze z nich wyciagac na sile. Prawnicy, czworka z plusem, choc musze ich popedzac. Byle do piatku!

    Polubione przez 1 osoba

      1. Za to w Polsce kuzynka juz trzy razy zmieniala notariusza bo zaden nie rozumial naszego metnego prawa dotyczacego dzialek rolnych i budowlanych 😉 No i ten slynny ‚stan deweloperski’ czyli sprzedawanie niewykonczonych lokali, cos dla mnie niepojetego. Pomijajac, ze 40 m2 uchodzi za luksus…

        Polubione przez 1 osoba

  2. Issa

    Bardzo lubie Twoje wpisy na blogu nt zyciowe 🙂 Mieszkam w Pl i jak dotad kupilam 1 male mieszkanko – prawie 18 lat temu. Sytuacja byla nagla, bo z dnia na dzien zostalam bez dachu nad glowa (nie ma to jak relacje rodzinne!). Zaczelam wiec szukac M do kupienia, a trafilam akurat na znizke na rynku…. kupilam moje male M najtaniej jak sie dalo, bralam kredyt i panie w banku niedowierzaly, ze to mieszkanie w miescie (stolicy na dodatek). Za to ja balam sie okrutnie kredytu ale nie mialam wyjscia.

    Szukalam wtedy mieszkania pare tygodni, 1 obiecane pani sprzedala komus innemu, mialo jeszcze ciut nizsza cene, a jej sie spieszylo. Szukalam przez agencje rowniez, ale agentka mnie olala (ucieklo mi inne, ciut wieksze mieszkanie, a ona nie odbierala telefonu i nie przekazala mi, ze juz po wszystkim). Wiec wkurzona potem szukalam juz tylko bezposrednio (oraz po to zeby niepotrzebnie nie placic prowizji agencji). U nas agencja nie odpowiada za nic, nawet za to czy od strony prawnej w mieszkaniu jest wszystko ok (i np. nie ma dodatkowych wlascicieli, czy w ogole mozna je sprzedac itp.). Wszystko kupujacy musi sprawdzic sam. Za to agencja chetnie zgarnie prowizje, poleci bank do kredytu (kolejna prowizja), poleci notariusza (nastepna) itd.

    Zatem bedac mloda osoba musialam zmierzyc sie z tym samodzielnie i dzis juz wiem, ze sie da i to nic trudnego. Ale zzera to czas i nerwy; pozniej kredyt bank mi przedluzal do ostatniej chwili, wiec zamiast wprowadzic sie wczesniej, dostalam klucze do mieszkania 4 dni przed Wigilia….na gwalt kupowalam meble, lodowke itd. a z dostarczeniem do domu byly klopoty bo swieta i pelne oblozenie itd. No ale sie udalo, kupilam w super cenie, przez wiele lat bylam z niego zadowolona, teraz po malu mam juz dosc mieszkania tu i chce zmiany, chce sie w ogole wyniesc ze stolicy. Jeszcze nie wiem czy bede wynajmowac czy sprzedam. Pewnie jedno i drugie, po kolei. Zostawie sobie furtke, gdybym zmienila plany i chciala wrocic, ale czuje ze juz tu nie wroce 🙂

    Moj brat kupowal mieszkanie 4 lata pozniej (w samym centrum) i wzial poleconego? chyba agenta nieruchomosci, ktory wynegocjowal mu lepsza cene (pamietam ze byla nizsza o ok 10 % – sama go do tego namowilam, zeby sie targowal, a z agentem umowili sie, ze dostanie prowizje od tej wyzszej ceny). Tez sam zalatwial kredyt, mieszkanie bylo po starszych ludziach, gdzie pan zmarl a pani trafila do domu opieki w innej czesci Pl. Rodzina z daleka chciala pozbyc sie mieszkania, bo stanowilo tylko klopot. Mieszkania szukal dlugo – ok roku? i ciagle trafial na jakies ruiny i brzydactwa, wiec byl juz nieco zdesperowany – tu byl „tylko” remont generalny do zrobienia, ale poza tym swietny rozklad, pkt, cena, sasiedzi itd. Remontowal je potem dlugo, bo bylo do totalnego remontu Po ok pol roku przeprowadzil sie i tez dosc dlugo tam mieszkal, byl zadowolony. Mimo scislego centrum (kolo rotundy) w mieszkaniu bylo cicho, mial tez normalnych sasiadow, zadbana klatke schodowa, ogrodzono teren, tak zeby obcy nie szwendali sie po okolicy budynku itd. W tej chwili je wynajmuje, mieszkajac nieco dalej od centrum.

    Obserwuje rynek nieruchomosci na biezaco (bo planuje wyprowadzke) i mysle, ze teraz jest trudniej kupic cos bezposrednio. Agencje zagarnely rynek. Latwiej jest znalezc dom bez agencji, niz mieszkanie. No ale jesli ktos chce to znajdzie. Bo nadal agencja za nic nie odpowiada, a zgarnia prowizje. Dla mnie placenie kilku-kilkunastu i wiecej tys. za samo pokazanie mieszkania/domu to rozboj w bialy dzien. Gdyby uczciwie pracowali, pomagali sprawdzic wszystkie dokumenty, zalatwic korzystny kredyt (ale dla kupujacego, a nie dla siebie!), negocjowali dobra cene itd. mialoby to sens. Lecz tak nie jest, to sporadyczne sytuacje i wybrani, polecenie posrednicy nieruchomosci.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ja lubie czytac komentarze:) tu sie nic nie kupi bez agencji. O to by wszystko bylo z mieszkaniem czy domem ok dba prawnik. Agencje przewaznie posrednicza tez w wynajmie. Co do kredytu to ma sens jesli jego rata jest mniejsza lub taka sama jak rata za wynajem I jesli w razie czego np czasowej straty pracy mozna go splacac bez problemu. Przy obecnych cenach wynajmu tutaj rata kredytu to polowa:) przy niskich kwotach kredytu nie czujesz sie jak z petla na szyi:)

      Polubienie

      1. Issa

        Tak, zgadzam sie, ze warto dobrze oszacowac co nam sie oplaca. Czy chcemy mieszkac na dluzej, czy tymczasowo. Czy mamy jakis zapas gotowki w razie utraty pracy (kredyt). I czy moment na rynku jest dobry zeby kupowac czy wynajmowac. To sie zmienia. Warto nt poczytac, popytac, jesli sie nie ma doswiadczenia. Mnie sie udalo i od tamtej pory interesuje sie tymi sprawami. Podejrzewam ze kolejne mieszkanie bede jakis czas wynajmowac (po przeprowadzce), az zdecyduje gdzie chce mieszkac. I wtedy tylko poczekam na dobry moment do zakupu kolejnego M albo domu (marzy mi sie stary dom do remontu). Czasem, kiedy ceny sa wysokie na rynku nieruchomosci warto przeczekac nawet pare lat na znizke (o ile sie kupuje). To moze byc duza roznica, nawet kilkuset tys. (ktore splaca sie znacznie dluzej niz te pare lat oczekiwania na dobra chwile). Ale oczywiscie sa rozne zyciowe sytuacje: smierci, narodziny, starzenie sie rodzicow i czasem decyzje trzeba podejmowac szybko, nie czekajac az tyle czasu.

        Czekam na cd. opowiesci o M kolezanki 🙂

        Polubione przez 1 osoba

  3. Mnie i kolegów chciał kiedyś orżnąć jeden agent. Chciał nam wynająć mieszkanie w którym mieszkała kobieta i która w ogóle nie miała zamiaru go wynajmować. Jej synek (chłop ze 25 lat) zgłosił się do tego agenta z ofertą wynajmu mieszkania. Mieliśmy już w zasadzie zapłacić za pół roku z góry, ale jednego kolegę coś tknęło i pojechaliśmy sprawdzić to mieszkanie. Otworzyła nam właśnie ta kobieta i jak jej opowiedzieliśmy, co my za jedni, to się bardzo zdenerwowała i powiedziała, że jej syn to oszust. Żeby jednak nie było, to tego agenta właśnie moi koledzy też przerobili. Umówili się z nim na wynajem mieszkania, a jak im pokazał chatę to dogadali się prywatnie z właścicielem i agent nie zobaczył złotówki z tego interesu. Dodam, że był to rok 1997, a więc jeszcze dosyć dziwne czasy.
    Kiedyś agenci nieruchomości byli synonimem kanciarzy i kombinatorów (choć ich klienci również jak widać powyżej). Teraz wręcz przeciwnie. Sam przy sprzedaży mieszkania wziąłem agentkę i wszystko poszło super. Jakbym miał kupować albo sprzedawać po raz kolejny, też bym brał agenta, pewnie tego samego.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Dammar

    Akurat tym tematem dosc mocno sie interesuje ostatnio. Z tymi agencjami to rzeczywiscie jest smiech na sali. Mnostwo ludzi zali sie, ze czesto licytuja sie sami ze soba. Generalnie stan prawny mieszkania idzie przez prawnika i tu agencja nie ma nic do zrobienia.
    Czasem widze ogloszenia bezposredniej sprzedazy, bez agencji.
    Moj sasiad usiluje sprzedac dom od ponad pol roku przez agencje, nie mial nawet jednej oferty, prawdopodobnie jego dom nie jest nawet przez agencje wystawiany. Juz obnizyl cene o 20k, ale ciagle cisza. Wspominal, ze agencje to mafia.
    W kazdym razie to co sie dzieje na rynku nieruchomosci, wejdzie do historii.
    BTW, odnosnie obywatelstwa irlandzkiego, zapadl wyrok w tym tygodniu ze starajac sie o obywatelstwo nie wolno byc poza IE nawet 1 dnia w roku poprzedzajacym aplikacje. Jest to tylko interpretacja ustawy niezmienionej od 1956 roku. Do tej pory, minister zgadzal sie na opuszczenie IE do 6 tygodni. Wszystko rozstrzygnie sie po wakacjach gdy wszyscy wroca z wakacji.

    Polubione przez 1 osoba

  5. Issa

    Doczytalam o tym 1600 eur za pokoj! O matko! W stolicy aktualnie wynajecie pokoju to ok 1 tys zl ( i wiecej), wiec jesli nie brac pod uwage roznicy kursu walut – to ceny sa podobnie drastyczne….Wspolczuje mlodym ludziom, bo gdzies musza mieszkac i czesc jest przyjezdna, czyli musza placic:/ ci, ktorzy moga – mieszkaja do 30stki z rodzicami, bo jest znacznie taniej:(

    Ale jak czytam rowniez w Irl agencje naciagaja klientow i licza na latwy zysk… dobrze, ze chociaz stan prawny jest jasny i ktos odpowiedzialny sie nim zajmuje. W Pl jeszcze nikt na to nie wpadl. Z tego co wiem jest opcja, zeby zrobic przekret i w ostatniej chwili np. dopisac kogos do hipoteki sprzedawanego mieszkania czy tp. Wiec nawet akt notarialny zakupu nie do konca chroni przed oszustami (moga byc szybsi i mimo sprawdzenia wszelkich dokumentow moga cos wykrecic w ost chwili).

    Nie mam trudnosci placenia komus za dobrze wykonana prace (nawet jesli to spora kwota). Ale za cwaniactwo? Za olewanie? Za „posrednictwo” wylacznie? Raczej nie. W koncu dosc dlugo musze pracowac na taki czyjs latwy zarobek…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Issa poza scislym centrum mozna cos znalezc taniej. Np tam gdzie kiedys mieszkalam Dublin 15 2 pokoje 2 lazienki kosztowaly mnie 950 euro a teraz zaplacisz okolo 1600-1800. Niestety jesli jestes sam/sama a nie chcesz miec wspollokatorow to masz kiepsko…

      Polubienie

  6. Dammar

    Ani jednego dnia, wlasnie dlatego beda obrady po wakacjach, bo ta ustawa nie dopuszcza wyjazdow sluzbowych.
    W Irlandii zakup domu wymaga aktu prawnego tzw under seal albo under dead, juz nie pamietam dokladnie. W kazdym razie tylko dlatego przeniesienie wlasnosci nieruchomosci jest tylko przez prawnika. Zreszta za to mu sie placi, i to sporo. Agencja nie ma takiej mocy prawnej. Ale prowizje za znalezienie lub sprzedaz juz biora, wiec w ich interesie jest by mieszkan bylo malo bo wtedy moga dac wysokie ceny, a co za tym idzie wysoka prowizje.

    Polubione przez 1 osoba

  7. Issa

    W Pl tez jest akt – notarialny. Podpisuje sie go u notariusza. Dotyczy zarowno zakupu ziemi jak i domu/mieszkania. I placi sie dosc wysoka oplate notarialna, ktora zalezy od wartosci nieruchomosci. Ale notariusz nie sprawdza stanu prawnego nieruchomosci, trzeba zrobic to samemu, wczesniej i przyniesc wszystkie potrzebne dokumenty ze soba. Takze moze rozwiazanie z Irl jest jednak bezpieczniejsze dla kupujacego, mimo ze byc moze drozsze?

    Polubione przez 1 osoba

    1. W Polsce notariat to patologia. Ale za to zarabiają niebotyczne pieniądze. Kolega załatwiał kiedyś kredyt jednej pani notariusz z Łodzi i widział jej PIT. Zarabiała średnio 70 tyś miesięcznie (ok. 2009 roku).

      Polubione przez 1 osoba

  8. Tessa

    My kupilismy mieszkanie od razu od dewelopera bedacego jednoczesnie wykonawca budowy, wiec troche inaczej to przebiega, wszystko bylo transparentne, bo ceny mieszkan (jeszcze wtedy niewybudowanych;) byly na stronie internetowej i w ich katalogu. Przy czym stopniowo rosly, my „zaklepalismy” sobie nasze na poczatku, bylismy chyba pierwszymi osobami, wiec mielismy je z tego najtanszego rzutu, rok pozniej mieszkania o tej samej powierzchni i ukladzie (przy czym ja uklad mieszkania moglam zmienic, bez dodatkowych kosztow) byly o 40 tys. € drozsze. Obecnie w moim regionie jest dramat, ceny wzrosly w ciagu kilku lat ogromnie, zarowno kupna, jaki wynajmu, wzmocnione jest to bardzo niskim oprocentowaniem (juz pisalam, ze nasz kredyt kredytem nie mozna nawet nazwac, bo oprocentowanie jest ponizej 1 %, czyli mniejsze, niz inflacja, a w dodatku dostalismy od panstwa dodatek za kupno mieszkania energooszeczednego, w sumie to jak pozyczka bezprocentowa;) I w sumie moglibysmy to mieszkanie splacic za jednym rzutem bez kredytu, ale on nam sie oplaca;)
    Osobom, ktore chca kupic czy wynajac mieszkanie obecnie wspolczuje serdecznie.
    Acha i tu jest jak w Polsce, przy kupnie nieruchomosci jest opata notarialna, umowa jest podpisywyna u niego, mozna sobie wziac dodatkowo prawnika, ale nie jest to konieczne.
    Co jest jeszcze ciekawe, to ze oplata za wpis do ksiegi wieczystej ma rozne oprocentwanie w zaleznosci od Landu, np. w Bawarii jest on nizszy, niz w Hesji i znam osoby (poniewz mieszkamy blisko granic;), ktore pracujac w Hesji kupuja dom lub mieszkanie juz po stronie bawarskiej;)
    A poza tym, to co wszedzie, tam gdzie jest dobrze rozwiniety rynek pracy jest drogo, coraz drozej, a tanio mozna kupic gdzies na zadupiu, skad sie jedzie dwie godziny do pracy. Problemem jest tez gentryfikacja dzielnic, czy wrecz calych miast, oczywiscie ma to pozytywny-estetyczny aspekt, ale powoduje horrendalnie zawyzone ceny, osoby normalnie zarabiajace, samotnie wychowujece dzieci, schorowane nie maja szans.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Niestety. U nas jeszcze taki problem ze kazdy kweka ze nie ma tanszych dostepnych dla zwyklego smiertelnika mieszkan ale z drugiej strony mieszkania nikt nie chce , tu sie kupuje domy bo wiadomo jak rodzina to dom I min 3 sypialnie… nie ma tez kawalerek.

      Polubienie

  9. Tessa

    W FFM i miastach-satelitach kupienie domu wolnostojacego, w dobrym stanie i dobrej dzielnicy jest dla normalnego, nawet bardzo dobrze zarabiajacego smiertelnika nieosiagalne. Budowane sa za to szeregowki, albo apartamentowce, najchetnie calymi dzielnicami (oczywiscie w sporym oddaleniu od centrum). Kawalerki sa bardzo popularne, duzo mlodych ludzi je kupuje, w ogole jest trend do mniejszych powierzchni, u nas w domu tez sa, takie ok. 50 mq, dwa pokoje (jedna sypialnia), poszyly w pierwszysm rzucie;) Ale tez coraz wiecej osob nie chce miec potomstwa;)

    Polubione przez 1 osoba

  10. Pingback: Podsumowanie blogowe – Dublinia pisze

  11. Pingback: O kupowaniu mieszkania w Irlandii, porwaniach i mnisich wioskach ;) – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.