Tallinn – historycznie i turystycznie.

Tallinn namieszał w moim prywatnym rankingu najpiękniejszych stolic państw i regionów Europy które odwiedziłam, albowiem wywindował się od razu na miejsce drugie zaraz po Edynburgu. Są takie miasta które są piękne i pełne zabytków ale nie mają atmosfery – jak Wiedeń – i są takie w których czuje się w powietrzu magię i niepowtarzalny klimat – takim jest Tallinn. Celowo nie zwiedziłam wszystkich miejsc i muzeów jakie chciałam bo wiem że tam wrócę. Zapraszam na krótką relację z pobytu 🙂

Tallinn zwiedzanie

Historia miasta:

Irlandia i Estonia mają jedną rzecz wspólną: oba kraje były podległe innym przez 800 lat zanim uzyskały niepodległość. Nie do końca wiadomo kim byli i skąd do Estonii przybyli pierwsi osadnicy, ale archeologiczne znaleziska sugerują że grupowali się w klany i trudnili głównie rybołóstwem, uprawą roli i hodowlą zwierząt. Pierwsza historyczna wzmianka o Tallinnie pochodzi z 1154 roku, arabski kartograf zaznaczył go na mapie jako Koluvan.

Koluvan zbudowano na wzgórzu Toompea, które wg legendy jest miejscem spoczynku Kaleva, jego mitycznego założyciela. Kiedy Kalev umarł, żona Linda pogrążona w smutku zaczęła przykrywać jego grób kamieniami, co miała zamiar kontynuować dopóki jej żal się skończy. Najwyraźniej długo nie ustawał skoro zdołała usypać z tych kamieni całe wzgórze. Podobno przy budowie katedry Aleksandra Nevsky’ego w 1894 r natrafiono na grób Kaleva i napis na nim: „Przeklęty który przerwie mój spoczynek”. Prace kontynuowano choć na ścianie kościoła pojawiła się głeboka szczelina. Budowniczowie odczytali to jako zemstę ducha za ingerencję w jego spokój.

Wszystko byłoby świetnie gdyby nie papież który zaczął krucjaty przeciwko poganom w krajach nadbałtyckich. Przez ponad 4 dekady trwały krwawe walki między pogańskimi klanami i atakującymi ich Duńczykami, Szwedami, Niemcami i Litwinami. Wreszcie w 1219 roku duński król Voldemar II objął panowanie nad obecną Estonią i uczynił osadę Ravala – bo tak się wtedy nazywał Tallinn – miastem obronnym.

Z oblężeniem przez Voldemara wiąże się legenda o powstaniu duńskiej flagi – otóż Voldemar modlił się do Boga o pomoc w wygraniu bitwy i wtedy ujrzał jak przez niebo frunie ku niemu czerwona płachta z białym krzyżem. Pochwycił ją i z wielką wiarą i animuszem poprowadził swych wojaków do walki którą faktycznie wygrał. Oczywiscie flaga nie była zesłana z nieba – w obozie stacjonowały różne zgrupowania i najemnicy ze swoimi flagami, jedna z nich urwała się i poniósł ją wiatr, ot co. Nie mówcie tego Duńczykom bo są bardzo przywiązani do legendy 😉

Tak zaczęło się panowanie duńskie i nazwa Tallinn co oznacza duńskie miasto. Nie trwało długo bo niespełna dekadę później północną Estonię przejęli Niemcy i Tallinn przechrzcił się na Reval. Ale Duńczycy się tak łatwo nie poddają i odbili miasto. Rozpoczął się okres budowy fortyfikacji i murów obronnych – najdłuższych w średniowiecznej Europie. Reval przysposobił tzw Lubeck Law i stał się miastem niezależnym (państwem-miastem jak np Wenecja kiedyś). Zaczął się okres prosperity choć nie dla rodowitych Estończyków którzy byli poddanymi wykonującymi najgorsze prace i nie mającymi praktycznie żadnych praw. W 1285 r Reval zapragnął przyłączyć się do Hanzy (takiej ówczesnej Unii Europejskiej 😉 ) ale część zamożnych mieszkańców nie chciała się na to zgodzić, podzielono więc miasto na niższą i wyższą część i ta niższa dołączyła do Hanzy.

To były złote lata Tallinna – Revala: w porcie aż wrzało od przypływających i odpływających kupieckich statków: handlowano futrami z Rosji, zbożem i płótnem estońskim, winem, rybami i przyprawami ze Wschodu. Najbardziej cennym towarem była jednak sól której wartość liczono w złocie (kilo soli za kilo złota). W 1343 roku Estończycy usiłowali wzniecić powstanie, krwawo stłumione. Tallinna to nie obeszło – w końcu był miastem niezależnym – ale bunt zapoczątkował problemy i zmęczeni tym Duńczycy sprzedali północną Estonię wraz z Revlem zakonowi krzyżackiemu.

Niemcy w czasie swej bytności w mieście lubili urządzać turnieje łucznicze na centralnym placu. Oczywiście rodowitym Estończykom nie wolno było w nich uczestniczyć. Podczas jednej z takich imprez kilku Niemców usiłowało trafić do celu i im to nie wychodziło. Wtedy zza ich pleców śmignęła strzała prosto w środek tarczy. To był estoński wieśniak o imieniu Thomas, który w ramach nagrody dostał prestiżową posadę nadzorcy i strażnika, co było nie lada wyróźnieniem. Był to człowiek bardzo lubiany zwłaszcza przez dzieci dla których miał zawsze słodycze w przepastnych kieszeniach. Nazwywały go starym Thomasem. Kiedy umarł, dzieci wciąż pytały rodziców gdzie jest Old Thomas. Ci mieli zagwozdkę – powiedzieć prawdę i zasmucić potomstwo czy wymyślić coś na odczepne. Wybrano opcję numer II i w 1530 roku na wieżyczce Ratusza pojawiła się figurka Thomasa. Kiedy dzieciaki pytały o niego, wystarczyło im go wskazać ręką 😉 Old Thomas jest symbolem miasta jako pierwszy rodowity Estończyk który dochrapał się zaszczytów pod rządami okupanta.

Wiek XVI to wojna o Inflanty pomiędzy Polską, Rosją, Danią i Szwecją – w wyniku tychże Estonia i Reval przypada Szwecji. Pod szwedzkim zaborem kraj rozkwita kulturalnie i oświatowo, rodowici Estończycy zdobywają jakieś tam prawa i ogólnie ten szwedzki okres jest dość mile wspominany przez Estończyków mimo kilku plag i głodu. Ale to pewnie dlatego że po Szwedach przyszli Rosjanie i na zasadzie kontrastu każdy inny najeźdzca wydawał się wspaniały. Estończycy pod panowaniem cara utracili przywileje i stali się praktycznie niewolnikami.

W wieku XIX estońskie pragnienia o uzyskaniu niepodległości wzmogły się i nastąpiło odrodzenie estońskiego języka. Tzw Estofile promowali rodzimą literaturę i prasę i mieli duży udział w tym co nazywamy narodowym przebudzeniem. To się jednak skończyło kiedy na tron rosyjski wstąpił car Aleksander III i zaprowadził agresywną rusyfikację.

Korzystając z chaosu I Wojny Światowej i wybuchu wojny bolszewickiej, Estonia widzi swą szansę i ogłasza niepodległość. Na młode państwo napadają Niemcy, potem Rosja, w końcu po 13 miesiącach walki w 1920 roku Estonia jest wolna. Jak wiemy nie na długo bo wybuchła II wojna światowa i w 1940 roku kraj zaatakowała armia radziecka, a w 1941 wkroczyli Niemcy. Nastąpiły mordy na ludności żydowskiej i Tallinn ogłoszono wkrótce Judenfrei – wolnym od Żydów. W 1944 roku Estonię ponownie zajęła armia radziecka i państwo włączono siłą do ZSRR, rozpoczynając tym 50 lat okupacji radzieckiej i komunizmu, czystek, deportacji miejscowej ludności i brutalnej sowietyzacji. Dopiero po załamaniu się systemu sowieckiego, w 1991 roku Estonia ponownie ogłosiła niepodległość. Rok 2001 to przystąpienie do Unii Europejskiej i 2011 – przyjęcie euro.

Polecam dwugodzinny Free Tour „Tallinn in a Nutshell” podczas którego dowiecie się nie tylko o historii Tallinna i jego zabytków ale i wysłuchacie wszelakich anegdotek i legend. Free nie oznacza darmowy, wskazane jest zapłacenie przewodnikowi ile się uważa. Sugerowany tip to minimum 10 euro.

Zwiedzanie: Stare Miasto

Do Tallinna przyjeżdża się glównie dla Starego Miasta które jest wyjątkowo atmosferyczne i istotnie można w nim poczuć klimat średniowiecza. Właściwie składa się ono z dwóch części, wzgórza Toompea (wyższe miasto) gdzie osiedlali się bogaci kupcy i szlachta, oraz Lower Town (miasto niższe) które kiedyś stanowiło osobną część i było częścią Hanzy. Gdybyśmy przenieśli się do czasów średniowiecznych i bylibyśmy na tyle zamożni by podróżować konno czy wozem, do Toompei moglibyśmy wjechać drogą Pikk Jalg, której nazwa znaczy Długa Noga. Gdybyśmy szli pieszo to wspinalibyśmy się Lühike jalg, czyli Krótką Nogą. Z powodu tych nazw Tallinn przezywano niegdyś kulawym miastem 😉

Cat's Well
Na Starym Mieście stoi studnia której nie polubią miłośnicy kotów. W średniowieczu studnia często wylewała a woda spływała prosto na plac targowy powodując duże straty. Mieszkańcy doszli do wniosu że nic tylko potwór w niej mieszka, a żeby go ułagodzić trzeba go nakarmić. Czym? Kotami. Głupota ludzka nie zna granic, woda jak wylewała tak wylewała, a do tego przestała być zdatna do picia. Studnię zasypano dopiero w XIX wieku.

Warto po prostu powłóczyć się krętymi brukowanymi uliczkami bez mapy, ale chcę zwrócić uwagę na kilka z nich:

Wspomniana Lühike jalg i jej okolice to najbardziej nawiedzone przez duchy miejsca w Tallinnie. Świadkowie natknęli sie na kilkoro mnichów, kobietę w starodawnym stroju a nawet psa ziejącego ogniem.

Lühike jalg

Katariina Käik to bez wątpienia najpiękniejsza uliczka w mieście – mieszkałam minutę od niej więc zaglądałam tam często. W dzień jest tam sporo turystów, zwłaszcza influencerek z instagrama. Byłam świadkiem jak jedna z nich pozowała w wykuszu w murze przez długi czas a chłopak robił jej zdjęcia z których nie była zadowolona (pozowała stojąc tyłem). Przechodząc usłyszałam jak krytykuje: not enough drama in this picture, try again! Nie wiem ile dramy można zawrzeć na fotografii dziewczyny stojącej nieruchomo twarzą do muru no ale 😉

Katarii
Katarii

Aida to najbardziej autentycznie wyglądająca średniowieczna uliczka, brak bowiem na niej sklepików czy kawiarni. Dziwne że z tego co wiem nigdy nie wykorzystano jej podczas kręcenia filmu czy serialu.

Aida

Urocze podwórka do których nierzadko prowadzą równie urocze bramy, mieszczą małe restauracyjki czy bary oraz niewielkie sklepiki z lokalnym craftem. Jeden z najładniejszych to Master’s Courtyard.

A podwórko na kolejnych zdjęciach jest najbardziej mistyczne 🙂 Znajdziecie go tuż obok Katariina Käik, a skrywa ono stary średniowieczny monastyr który można zwiedzać. Na podwórku pachnie ziołami i kadzidłem i słychać cichą muzykę chóralną z głośnika skrytego przy bramie. Niewiele osób tam zagląda ale jak już ktoś przypadkiem wejdzie to cichnie i patrzy jak urzeczony.

Monastyr

O drzwiach tallińskich wspomniałam w poprzednim poście – mam lekkiego bzika na punkcie drzwi (doorphilia 😉 ) i pamiętam jak raz jechałam samochodem przez całą Kretę do jakiejś wioski gdzie ponoć były przecudnej urody stare wrota. Dla doorphila Tallinn to wymarzone miasto. Jedne z najciekawszych drzwi pochodzące z 1597 roku prowadzą obecnie do sali koncertowej ale w średniowieczu skrywały za sobą siedzibę bractwa o nazwie: Brotherhood of Black Heads (czarnych głów). Do stowarzyszenia należeli młodzi nieżonaci kupcy odgrywający dużą rolę w życiu politycznym i społecznym miasta.

Drzwi
Drzwi

Na mieście pełno jest kościołów i kościółków, jeden pod wezwaniem Św Mikołaja wiąże się z zabawną anegdotą, otóż w bodajże XV wieku w Tallinnie żył bogaty Niemiec który był takim ówczesnym playbojem – tańce, hulanki, swawola 😉 Kiedy się zestarzał i czuł że koniec jest bliski, wezwał księdza i powiedział mu że żałuje grzechów i oferuje duży datek dla kościoła, chce być też pochowany pod wejściem do niego żeby wchodzący deptali po nim. Ksiądz się zgodził i Niemca pochowano tak jak sobie życzył w kościele Św Mikołaja zaraz przy drzwiach. Dopiero po jakimś czasie księżulo się zorientował że aby wejść do kócioła trzeba było zrobić duży krok przez próg. Pozwalało to duchowi zbereźnika podpatrywać co panie mają pod sukniami 😉

Na pewno warto wejść do przepięknej ortodoksyjnej Katedry Aleksandra Nevsky, wybudowanej przez Rosjan po podbiciu Tallinna w 19 wieku. To miał być symbol rosyjskiej władzy. W środku nie wolno robić zdjęć, mężczyźni powinni ściągnąć nakrycie głowy a kobiety mieć przykryte ramiona.

Katedra Aleksander Nevsky

Zdecydowanie namawiam też do wdrapania się po prawie 300 stopniach na czubek Kościoła Św Olafa dla rewelacyjnych widoków.

Widok z St Olaf Church

Widoki możemy podziwiać też z dwóch platform widokowych: Patkuli i Kohtuotsa. Na Kohtuotsa rezyduje miejscowy celebryta – mewa Steven Seagull. Steven z ochotą pozuje do zdjęć (ma swój profil na instagramie) i nie próbujcie karmić go chlebem, o nie. Steven ma ochotę wyłącznie na pizzę.

Steven Seagull

Z Kohtuotsa jest ładniejszy widok niż z Patkuli, ale to właśnie z Patkuli można obserwować zachód słońca tak piękny że opada szczęka.

zachód słońca

W obrębie Starego Miasta można też pochodzić po murach obronnych, zwiedzić wieże oraz podziemne tunele zbudowane przez Szwedów w XVII wieku (używano ich jako schronów podczas II wojny światowej a w latach 90-tych XX wieku chowała się tam przed policją miejscowa subkultura), podziwiać wspaniała archtekturę i zajrzeć do licznych muzeów oraz Ratusza z tarasem widokowym. Nie przegapcie najstarszej w Europie Północnej apteki o której pierwsze wzmianki pisane pochodzą z 1422 roku. Biznes znajduje się w rękach tej samej rodziny, już nie sprzedaje się co prawda proszku z kreta czy mumii myszy ale jedno pomieszczenie wydzielone jest na niewielkie muzeum.

Apteka
Tallinn

Chciałabym też bardzo zarekomendować hidden gem – ukryty Wine and Champagne Bar – MULL (Mull znaczy bubble czyli bąbelek). Idąc ulicą niedaleko kościoła Św Olafa zobaczyliśmy otwarte drzwi prowadzące ma podwórko domu, pełne roślin i bardzo kolorowe. Weszliśmy do środka by odkryć małą oazę w samym centrum miasta, gdzie czas płynie wolniej przy dźwiękach spokojnej muzyki i plusku wody z niewielkiej fontanny. Przy jednym ze stolików siedziała para – jak się potem okazało – właścicieli. Oboje barwnie i oryginalnie wyglądający – co rzuciło mi się najpierw w oczy to fakt że kobieta miała na nogach dwa takie same ale w różnych kolorach buty.

Może nie wiecie ale jestem wielką orędowniczką noszenia skarpetek nie do pary, bo po pierwsze życie jest za krótkie na parowanie skarpetek a po drugie tak jest zabawniej. A noszenie różnego koloru butów to krok dalej 🙂

Ale to jeszcze nic – pod stołem leżał sobie kot rasy bezwłosej, jakiego nigdy nie miałam okazji pogłaskać ani nawet zobaczyć na żywo. Po prostu poczułam się jak w siódmym niebie. Oczywiście rzuciłam się na kota od razu 😉 Zamówiliśmy szampana i właściciele nawiązali z nami rozmowę. Po kilkunastu minutach już pokazywaliśmy im zdjęcia naszych kotów i opowiadaliśmy gdzie mieszkamy, a oni przyprowadzili na dół drugiego kota, czarnego i chudego, z wielkimi uszami (nie mam pojęcia co to za rasa).

Mull to miejsce które otwiera się wtedy kiedy właściciele akurat są w domu i kiedy mają ochotę. Jak lato się kończy, otwiera się (na podobnych zasadach) restauracja w środku domu gdzie mnie zabrano żebym sobie pooglądała wnętrza. Dom należy do Beatrice Fenice, która pozowała do pierwszej estońskiej okładki Playboya. Beatrice była kiedyś modelką, obecnie prowadzi Mull i Airbnb, projektuje ubrania i ma własną agencję modelek. Jej obecny partner przyszedł kiedyś na zupę i już został (jak mi sam powiedział). Przemiła para. Beatrice dała mi swój numer telefonu żebyśmy skontaktowali się z nimi kiedy będziemy znów w Tallinnie (tak, mogę teraz mówić że mam prywatny numer modelki Playboya 😉 ) Nie sposób opisać atmosfery panującej w Mull – jest magiczna. Podaję adres: Sulevimägi 5.

Mull

Zwiedzanie: poza Starym Miastem

Niedaleko od Starego Miasta, właściwie to z 5 minut na piechotę, stoi pierwszy talliński drapacz chmur – Hotel Viru. Brzydka budowla bez żadnego wdzięku, za to zbudowana ze specyficznego materiału o nazwie: microconcrete (mikrocement). 50% cementu i 50% mikrofonów 😉 W czasach komunizmu zbudowano ten moloch mający prawie 500 pokoi, z których 60 przysposobiono dla specjalnych gości: Amerykanów, polityków, dziennikarzy i każdego kto się źle kojarzył państwu radzieckiemu. Owe 60 pokoi miało mikrofony wbudowane praktycznie wszędzie, oraz dziurki w ścianach do których można było włożyć kamerę. Na półpiętrach urzędowały babuszki które miały za zadanie notować wszystko o konkretnych gościach, o której wyszedł, o której wrócił itd. Na ostatnim piętrze umieściło się KGB które podsłuchiwało gości, czytało raporty babuszek, przekazywało dalej do Moskwy. W restauracji na dole kelnerzy wiedzieli kto jest gościem specjalnym i takiemu podawali chleb na talerzyku w którym ukryty był mikrofon. KGB wyniosło się ukradkiem przed upadkiem systemu sowieckiego, i choć w hotelu podejrzewano że w ich biurze już nikogo nie ma, to odważono się tam wejść dopiero po 2 miesiącach. Teraz mieści się tam muzeum KGB gdzie podczas godzinnego touru można posłuchać absurdalnych na nasze uszy opowieści. Warto pójść – zainteresowanie jest spore więc polecam kupno biletów z wyprzedzeniem przez internet.

Viru Hotel

Bardzo fajną dzielnicą zaledwie 10 minut od starego centrum jest Telliskivi. Jest tam ogromny farmers market Balti Jaama Turg, gdzie można kupić owoce, warzywa i inne produkty spożywcze, a na piętrze pośmiać się ze stoisk z fatalnymi ciuchami. W Telliskivi znajduje się Creative Centre gdzie oprócz knajpek i barów są też przepiękne graffiti na murach. Niewielu turystów tam chodzi.

Telliskivi

Z Telliskivi można przejść do dzielnicy Kalamaja z bardzo interesującymi drewnianymi domami. Przeszliśmy nią aż do morza, gdzie z supernowoczesnym muzeum morskim sąsiadują opuszczone budynki w stanie ruiny.

Kalamaja

Jakieś 20 min spacerkiem od bram miasta dojdzie się do kompleksu pałacowego zbudowanego przez cara Piotra I Wielkiego dla swej żony Katarzyny stąd nazwa Dolina Katarzyny – KADRIORG. Sam pałac szczerze mówiąc na zewnątrz wygląda jak tort, w środku nie byłam. Ogrody za to (70 ha) piękne. Na terenie parku mieszka pani prezydent i akurat jak przechodziliśmy była zmiana warty. Byłam zdziwiona jak blisko można podejść…ale z tego co mówił mi przewodnik podczas walking tour, prezydent nie ma w Estonii wielkiej władzy.

Kardiorg

Jedynym miejscem do którego musieliśmy podjechać transportem publicznym jest Pirita. Znajduje się tam bardzo popularna wśród mieszkańców plaża i to co mnie dużo bardziej interesowało – ruiny XVII klasztoru imienia Św Brygidy. Klasztor był kiedyś jednym z większych w całej Europie Północnej, lecz wskutek reformacji i wojen inflanckich zaczął podupadać. Dzieła zniszczenia dokończył pożar. Ruiny są warte odwiedzenia (opłata 3 euro) i mają mnóstwo ciekawych zakamarków – można wejść do spichlerzy i komór.

Pirita

W Tallinnie jest też cat cafe – kocia kawiarnia Nuuri. To była moja 10 odwiedzona cat cafe i szczerze niespecjalnie polecam. Oczywiście kotki CUDOWNE, zadbane, zrelaksowane, chętne do zabawy. Pomijając jednak koty – wnętrze bardzo nieprzyjemne, przypominające bar mleczny w czasach komuny. Jedzenie okropne, co jak co ale żeby zupę spie…przyć to już wyższa szkoła jazdy. Najgorsze jednak jest to że w przeciwieństwie do wszystkich innych tego typu miejsc w jakich byłam, można przyprowadzać małe dzieci. Ok, rodzice podpisują papier że są odpowiedzialni za ich zachowanie ale w praktyce wygląda to tak że bachory gonią za kotami albo głaskają te które śpią ( a wyczucia w łapie żadnego). Kocia kawiarnia to nie jest plac zabaw dla dzieci.

Cafe Nuuri

Wszystkie zdjęcia znajdziecie na moim profilu instagramowym. Zachęcam z całego serca do odwiedzenia Tallina 🙂

Talllinn

17 uwag do wpisu “Tallinn – historycznie i turystycznie.

  1. Dammar

    Obecnie Old Thomas bylby uznany za pedofila dajac dzieciom cukierki.
    Piekny zachod slonca, piekne widoki, katedra zaparla mi dech w piersi.
    Zastanawiam sie ile czasu potrzeba by moc sie tym miastem nacieszyc.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dammar no tak, inne czasy 😉 spotkalam sie z opinia ze w pol dnia sie Tallinn „obskoczy” a jeden caly dzien to juz wszystko zobaczysz 😉 pewnie ze sie da przy dobrej organizacji „zaliczyc” najwazniejsze punkty w dzien, ale ja lubie wlasnie jak napisalas- nacieszyc sie. Trzy I pol dnia bylam I jeszcze mi zostalo atrakcji na kolejny raz (glownie dlatego ze nie spieszylam sie I celowo zostawilam je na kolejny raz). Jest duzo opcji jednodniowych wycieczek – kolejnym razem chce pojechac do parku narodowego ktory jest tak godzine drogi z Tallinna, no I moze Helsinki?

      Polubienie

  2. Tessa

    Ta sredniowieczna czesc bardziej mi se z poludniem, nie z polnoca kojarzy:) Uroczo:)
    W ogole bardzo ladne i ciekawe miasto:)
    Drzwi i bramy i koty tez sa u mnie zawsze w obiektywie;)
    Stwierdzilam, ze nie wytrzymam do nastepnego regulrnego urlopu i kombinuje choc 3-4 dniowy wypad w przyszlym miesiacu, wahamy sie miedzy Cornwall a Jersey…

    Polubione przez 1 osoba

  3. Też noszę skarpetki nie do pary, czasami specjalnie (typu Many Mornings), i wydawało mi się ze to ja osiągam wyższy poziom, bo czasem nawet te nie do pary ze sobą mieszam i są jeszcze bardziej nie do pary😂 No ale jednak buty wygraly😀
    Rzeczywiście niezwykły klimat ma to miasto…I pasjonujący kawałek historii nam tu przemyciłaś…🙂
    A co do dzieci, to są odzwierciedleniem swoich rodziców. Znałam roczne, dwuletnie dzieci które wiedziały, że zwierzę trzeba szanować, że czuje ból, itp. Natomiast są rodzice, którzy rozkładają ręce, że dziecko ma taki „temperament” i w efekcie mamy sześciolatki, jak nie starsze nawet, które nie rozumieją, że zwierzak to nie zabawka.Tych rodziców też bym do kociej kawiarni nie wpuszczała😉

    Polubione przez 1 osoba

      1. W podrozowaniu duza wartosc ma dla mnie to ze jednoczesnie poznaje historie danego miejsca. Wielu rzeczy o Tallinnie nie wiedzialam zanim nie postanowilam tam pojechac, jakos tylko w glowie mialam Zwiazek Radziecki:)

        Polubione przez 1 osoba

  4. Pingback: Girona – niedoceniana piękność w cieniu Barcelony – Dublinia pisze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.